< 
Baner desktopowy
Baner mobilny
Mogę zapewnić, że Prezydent to człowiek o autentycznym poczuciu misji

Wydarzenia

Mogę zapewnić, że Prezydent to człowiek o autentycznym poczuciu misji

09.10.2025
autor: Sylwia Bardyszewska, fot. Marek Borawski/KPRP
Prezydent poszukiwał osób, które po pierwsze podzielają jego polityczną wrażliwość. Ja, chociaż przez ostatnie lata nie byłem politycznie aktywny, to mam poglądy prawicowe i w środowisku prawicowym, narodowym jestem zakorzeniony. Przede wszystkim jednak musiałem wykazać kompetencje na takie stanowisko, żeby na moich analizach Prezydent mógł polegać – w rozmowie z Nowym Wyszkowiakiem mówi pochodzący z Wyszkowa Piotr Głowacki, który w sierpniu został powołany na stanowisko doradcy Prezydenta RP Karola Nawrockiego.
 
Na czym polega pana praca? Za jaki obszar pan odpowiada?
     - Jestem doradcą do spraw gospodarczych. Moja praca dzieli się na dwa obszary. Głównym obszarem, merytorycznym, jest doradzanie Panu Prezydentowi w obszarze ekonomicznym. Chyba najpotężniejszą kompetencją prezydencką jest prawo weta. Na biurko Prezydenta trafia całe polskie ustawodawstwo, we wszystkich obszarach, w tym gospodarczym. Prezydent musi więc podjąć odpowiedzialną decyzję w sprawie każdej ustawy spływającej z Sejmu. I tu pojawia się rola doradcy, żeby wskazywać pozytywy, ryzyka i rekomendacje dotyczące poszczególnych projektów. Oczywiście decyzja zawsze należy do Prezydenta, więc może on z naszych rekomendacji czy wskazówek nie skorzystać. To on został wybrany głosami ponad 10 milionów Polaków, a doradcy mają tylko pomagać w sprawowaniu urzędu.

Analizuje pan przepisy, które spływają z Sejmu, i co dalej?
     - Staramy się odnieść do wszystkich kwestii legislacyjnych, zazwyczaj w formie pisemnej notatki, informacji. Oprócz tego odnosimy się do bieżących tematów funkcjonujących w przestrzeni medialnej. Konieczne jest merytoryczne przygotowanie stanowiska Prezydenta i jego współpracowników, które później mogą być wykorzystywane w mediach.
Mniejszym, ale także ważnym obszarem są obowiązki reprezentacyjne. Mówiąc obrazowo: o ile po jednej stronie biurka Pana Prezydenta piętrzą się projekty ustaw do rozpatrzenia, to po drugiej leżą zaproszenia na rozmaite uroczystości czy wydarzenia. Pan Prezydent, choćby chciał, nie jest w stanie uczestniczyć nawet w drobnej części. Na wydarzenia, co do których uznajemy, że warto, żeby Prezydent był reprezentowany, często delegowani są czy to najbliżsi współpracownicy Prezydenta - ministrowie, czy doradcy. Miałem okazję być na przykład w Dąbrowie Górniczej na uroczystościach z okazji 45-lecia podpisania Porozumień Dąbrowskich, gdzie odczytałem list Prezydenta, złożyłem wieniec, rozmawiałem z ludźmi. Zwłaszcza ten ostatni aspekt jest budujący. Za każdym razem, po uroczystości, gdy zostaję już zidentyfikowany jako „człowiek Prezydenta Nawrockiego”, otrzymuję bardzo dużo ciepłych słów, miłych gestów. Ludzie są zainteresowani, chcą porozmawiać, chwalą się, np. „A ja wywiesiłem  30 plakatów Prezydentowi”. Mówią: „Proszę pozdrowić Prezydenta, proszę pozdrowić Pierwszą Damę”. Czuję w sporej części społeczeństwa duży entuzjazm i kredyt zaufania wobec Prezydenta Nawrockiego. Patrząc na to od środka, mogę zapewnić, że Prezydent to człowiek o autentycznym poczuciu misji, który ciężko pracuje, by tych nadziei nie zawieść. 
 
To nie jest praca, którą zdobywa się w drodze konkursu czy naboru. Jak to się stało, że został pan doradcą Prezydenta?
     - Prezydent poszukiwał doradców we wszystkich obszarach, a więc również do spraw gospodarczych, a to jest ogromny obszar, więc jest nas kilkoro. Prezydent poszukiwał osób, które po pierwsze podzielają jego polityczną wrażliwość. Ja, chociaż przez ostatnie lata nie byłem politycznie aktywny, to mam poglądy prawicowe i w środowisku prawicowym, narodowym jestem zakorzeniony. Przede wszystkim jednak musiałem wykazać kompetencje na takie stanowisko, żeby na moich analizach Prezydent mógł polegać. W ostatnich latach, kiedy nie byłem aktywny politycznie, nie startowałem w żadnych wyborach, skupiłem się na pracy merytorycznej. Jestem np. współzałożycielem think tanku Centrum Myśli Gospodarczej, gdzie przygotowywaliśmy różnego rodzaju analizy i raporty właśnie w tematyce gospodarczej. Poza tym półtora roku temu się doktoryzowałem. Nie przewidując konkretnego scenariusza (któż choćby rok temu przewidywał, że prezydentem zostanie Karol Nawrocki), przygotowywałem się do pełnienia takiej funkcji i te wszystkie doświadczenia zbiegły się teraz, gdy to stanowisko zostało mi zaproponowane.
 
Ale jak to wyglądało? Ktoś powiedział Prezydentowi: jest taki Piotr Głowacki, pracuje w NBP?
     - Wcześniej nie miałem okazji poznać Prezydenta. Tak jak w przypadku większości wyższych stanowisk politycznych, tak i tym razem poszukując kandydatów na doradców, w różnych środowiskach zasięgano opinii co do osób o określonych kompetencjach, doświadczeniu i wrażliwości politycznej. Dotarło do mnie zapytanie, czy byłbym potencjalnie zainteresowany. Moja kandydatura, po wysłaniu CV i przedstawieniu kompetencji, została przyjęta.
 
Powiedział pan, że zawiesił działalność stricte polityczną. Nie chce pan brać udziału w wyborach? Woli pan pracę bardziej urzędniczą?
     - To, co teraz robię, to już jest w zasadzie polityka. Praca polityczna może mieć jednak różny charakter, a każdy ma swoje powołanie, charyzmat. Jeden jest powołany bardziej do bycia frontmanem i walki wyborczej, a inni bardziej do wspierania polityków, by swoje funkcje sprawowali jak najlepiej. Na ten moment widzę się w tej drugiej roli. Nie mówię, że nigdy nie wrócę do aktywności czysto politycznej, wyborczej, ale w tej chwili nie mam takich planów. Obecna rola chyba najbardziej mi odpowiada. Bycie twarzą polityczną, startowanie w wyborach pochłania bardzo dużo energii na działania PR-owe, marketingowe. Są ludzie, którzy to lubią. To zresztą nieodzowne w demokracji. Jednak z mojej perspektywy ciągła troska o wizerunek, o to jak wypadnie się na zdjęciu, czy stanie się w pierwszym szeregu przy przecięciu wstęgi, nieustanna analiza słupków popularności, to para w gwizdek. Ten element polityki mnie nie pociąga. Wolę czytać, analizować, uczestniczyć w dyskusjach i na tej podstawie przedstawiać dobre rozwiązania.
 
Czuje pan, że ma teraz wpływ na to, co się będzie w Polsce działo?
     - Jestem, oczywiście, małym ogniwem dużej maszyny, jaką jest Kancelaria Prezydenta, na której czele stoi Prezydent. Nie zamierzam przypisywać sobie wielkiej sprawczości. Natomiast rzeczywiście znalazłem się w miejscu, które daje pewne możliwości. Mam sporą dozę autonomii, staram się przede wszystkim wskazywać, co jest dobre dla Polski, polityczno-partyjny wymiar pozostawiając na drugim planie. Duża część mojej pracy, w formie analiz i ekspertyz, będzie trafiała na biurka ludzi, którzy podejmują bardzo ważne decyzje. I znowu, to są ich decyzje, oni biorą za nie odpowiedzialność, ale chcę wierzyć, że dokładam do tego jakąś cegiełkę.
 
Już na początku swojej pracy wziął pan udział w zwołanej przez Prezydenta Radzie Gabinetowej, która przyciągnęła uwagę całej Polski. To chyba duże przeżycie znaleźć się w centrum tak ważnych wydarzeń.
     - Na pewno było to ciekawe wydarzenie, ale nie przeżywam takich rzeczy emocjonalnie. W mojej karierze brałem udział w wielu spotkaniach i wydarzeniach wysokiej rangi. Natomiast rzeczywiście to jest takie miejsce, gdzie dzieją się kluczowe wydarzenia polityczne. Można, i to jest na pewno ciekawe, obserwować, jak zachowują się politycy, co mówią także w tej części zamkniętej, gdzie nie ma mediów, w związku z czym presja ustaje, a pewne maski mogą być zdjęte. Mogę powiedzieć, że dużego rozdźwięku między tym, co widzimy na zewnątrz, a tym, co jest wewnątrz, nie było, jak to sobie niektórzy ludzie wyobrażają. Rada przebiegała w atmosferze z jednej strony, oczywiście, pewnej naturalnej politycznej rywalizacji, nie brakowało drobnych utarczek słownych czy nawet złośliwości, ale były też normalne, ludzkie zachowania, gesty, żarty z obu stron.
 
Napisał pan pracę doktorską na temat ekonomicznych aspektów bezpieczeństwa narodowego. Brzmi skomplikowanie, ale temat chyba na czasie...
     - To prawda. Bezpieczeństwo dzisiaj, w dobie wojny, kojarzy się przede wszystkim z czołgami, artylerią czy dronami. To wszystko ma jednak również aspekt ekonomiczny. Po pierwsze te czołgi, karabiny, amunicję za coś trzeba kupić i to jest pierwszy, oczywisty związek z gospodarką. Po drugie gospodarka i narzędzia ekonomiczne służą do wywierania wpływu przez jedne państwa na drugie. Klasycznym przykładem są szantaże energetyczne stosowane przez Rosję wobec państw, które są odbiorcami ropy i gazu. Z kolei Zachód nakłada na Rosję inny instrument gospodarczego wpływu – sankcje. Dwa główne mocarstwa światowe – USA i Chiny, rywalizują ze sobą coraz ostrzej, ale póki co jedynie na polu właśnie gospodarczym. Niemal każdy konflikt międzynarodowy ma swój wymiar ekonomiczny. Za bezpieczeństwo militarne odpowiadają sztaby dowodzenia złożone z wojskowych. Podobnie z bezpieczeństwem ekonomicznym – tu również potrzebujemy regularnego namysłu i zespołów ludzi, którzy to analizują. Swoją pracę zacząłem pisać rok przed wojną i część moich tez mogłem na bieżąco weryfikować, uznając, że mają większe znaczenie i odbicie w rzeczywistości.
 
Możemy się czuć bezpiecznie?
     - Na pewno żyjemy w czasach dość niebezpiecznych. Musimy poważnie brać pod uwagę różne scenariusze, przede wszystkim wzmacniając swój potencjał obronny. To się dzieje, ale doskonale wiemy, że wciąż sporo pracy przed nami. Jestem jednak daleki od tworzenia atmosfery grozy, jakby za miesiąc czy za pół roku miało się wydarzyć coś bardzo poważnego. Obecnie Rosja testuje naszą odporność i reakcje na punktowe zagrożenia, takie jak atak dronowy. Obserwuje nasze systemy, również społeczne reakcje. W sferze gospodarczej może to przybrać formę testowania stabilności naszego systemu finansowego, np. poprzez cyberatak na system bankowy.
 
Zaraz po ataku dronów wiele osób wypłacało pieniądze z banków.
     - Myślę, że posiadanie gotówki pod ręką jest racjonalne, ale najbardziej rozsądnie jest przygotować się do tego wcześniej, nie w atmosferze paniki, kiedy już coś się dzieje. Warto trzymać w jakimś bezpiecznym miejscu pewną kwotę pieniędzy. Nie musi się przecież wydarzyć coś bardzo groźnego, ale chociażby sytuacja, o której przed chwilą powiedziałem, czyli cyberatak na polski system finansowy, który tymczasowo i na krótki czas może zamrozić środki finansowe. Mając gotówkę, przez kilka dni będziemy w stanie bez problemu funkcjonować. Trzymanie wszystkich pieniędzy tylko w formie elektronicznej jest ryzykowne. Natomiast na pewno nie zalecałbym jednak wypłacania wielkich kwot i trzymania ich poza systemem. Pokażmy tym, którzy nas testują, że bierzemy pod uwagę różne scenariusze, ale w sposób spokojny i dojrzały.
 
Działa pan na wielu polach związanych z ekonomią. Ekonomia to pana pasja?
     - Tak, ekonomia jest moją pasją. Łączy się z bardzo wieloma elementami życia, z polityką, demografią, bezpieczeństwem. Jest to, moim zdaniem, bardzo interesujące, jak te wszystkie rzeczywistości się przeplatają. Ekonomia nie jest, jak się niekiedy może wydawać, neutralnym polem technicznych dyskusji, pozbawionych emocji. Ekonomiści mają różne systemy wartości i założenia i toczą fascynujące, nierozstrzygnięte spory, niekiedy ciągnące się dekadami.
Natomiast nie jest to moja pasja od zawsze. Na studiach ekonomicznych znalazłem się bardziej z pragmatyzmu niż z pasji. Jestem więc przykładem tego, jak pragmatyczny wybór może przerodzić się w autentyczne zainteresowanie.
 
Wybór tematu pracy doktorskiej świadczy o tym, że akurat ten aspekt ekonomii najbardziej pana interesuje?
     - Współzależność bezpieczeństwa i gospodarki to tylko jedno z wielu interesujących mnie zagadnień. W pracy badawczej istotne jest jednak znalezienie nie tylko tego, co ciekawe i ważne, ale również tego, co nie do końca przebadane i poznane. To tzw. luka badawcza, konieczny warunek sensownej pracy naukowej. Ekonomiści w swoim zamyśle skupiają się głównie na tym, jak sprawić, żeby państwo, rodziny, społeczeństwa miały jak najwięcej pieniędzy. I to jest w pewnym sensie podstawowy cel ekonomii: optymalne wykorzystanie zasobów materialnych. Nasze życie to jednak nie tylko aspiracje materialne, to również inne aspekty, w tym bezpieczeństwo, które ma swój wyraźny, gospodarczy aspekt. Polityka gospodarcza państwa, to jak konstruujemy nasz system finansowy powinny uwzględniać również interesy narodowe i bezpieczeństwo, a nie tylko maksymalizację produkcji gospodarczej. Tej refleksji w ekonomii wciąż jest zbyt mało. To jest zresztą jeden z wniosków w mojej pracy: rekomenduję połączenie tych dyscyplin, żeby ekonomiści, specjaliści od bezpieczeństwa, od polityki międzynarodowej przestali funkcjonować w odrębnych światach, które stykają się dopiero w sferze polityki. Już na poziomie uczelni powinno się uświadamiać, że to są systemy współzależne. W tym momencie takiej świadomości jest zbyt mało.
 
Coraz więcej się o tym jednak mówi.
     - To prawda, tylko dobrze by było, żebyśmy byli mądrzy przed szkodą, a nie po szkodzie. Teraz rzeczywistość przymusza nas do tego, żebyśmy o tym rozmawiali. Moim zdaniem, ta refleksja powinna następować dużo wcześniej.
 
Jest pan rodzinnie związany z Wyszkowem, stąd pan pochodzi, brał pan udział w Dniu Absolwenta w „Norwidzie”. Interesuje się pan tym, co się w Wyszkowie dzieje? Ma pan na to czas?
     - Wciąż większość mojego życia spędziłem w tutaj - mam 37 lat, a przez pierwsze 19 lat mojego życia, do studiów, mieszkałem w Wyszkowie. Tutaj są moje korzenie. Mam w Wyszkowie rodzinę, wielu kolegów. To nadal moje miasto, choć niekiedy ze zdziwieniem odkrywam, że w niegdyś często odwiedzanych i świetnie znanych miejscach „nagle” zauważam np. nowy budynek i zachodzę w głowę, jakim cudem tak szybko się pojawił. Potem okazuje się, że stoi w tym miejscu od dłuższego czasu, ale ja po prostu tu nie bywałem. Często i zawsze z przyjemnością przyjeżdżam do Wyszkowa. Jednak, siłą rzeczy, te więzy się poluzowują. Żałuję tego, choć w pewnym zakresie to nieuchronne. Jeśli chodzi o naszą lokalną politykę, to docierają do mnie wiadomości, ale zazwyczaj z opóźnieniem - nie jestem na bieżąco. W polityce lokalnej ważniejsze są bezpośrednie kontakty, spotkania, plotki krążące po mieście, a od tego jestem, przynajmniej częściowo, „odcięty”. Niemniej, mocno liczę na dobre zmiany w mieście. Wiem o trudnościach i kryzysie, jaki trwa w obozie, który dokonał tak niesamowitej zmiany w ostatnich wyborach samorządowych. Nie znam bliżej przyczyn problemów, ale mam nadzieję, że dla dobra Wyszkowa zostaną przezwyciężone. Mocno trzymam za to kciuki!
 
Dziękuję za rozmowę.

CZYTAJ TAKŻE: "Kandydat na prezydenta Karol Nawrocki w Wyszkowie (FOTO)"

Zitcom - Naprawa telefonów, telewizorów, laptopów
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość
Zitcom
Zitcom