Dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Brańszczyku oraz rodzice uczniów i przedszkolaków spotkali się z radnymi i wójtem na wspólnym posiedzeniu komisji skarg oraz komisji oświaty. Spotkanie dotyczyło skargi na dyrektor, jaką podpisało 70 rodziców.
Wójt otwarcie mówi, że problemu rozwiązać nie potrafi, radni nie składają deklaracji, bo też ich kompetencje są w tej sprawie mocno ograniczone, a rodzice zapewniają, że się nie poddadzą.
O zarzutach kierowanych przez rodziców szeroko pisaliśmy w „Nowym Wyszkowiaku” dwa tygodnie temu. W artykule swoje argumenty przedstawiła również dyr. Agnieszka Eychler.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Rodzice skarżą się na dyrektor szkoły w Brańszczyku
WIĘCEJ NA TEN TEMAT: Rodzice skarżą się na dyrektor szkoły w Brańszczyku
Rodzice, dyrekcja i samorządowcy spotkali się w poniedziałek 3 czerwca. Rodzice przypomnieli o skardze, jaką w ubiegłym roku na dyrektor napisali nauczyciele, ponieważ część zarzutów pokrywa się: „że pani dyrektor podejmuje decyzje według własnych potrzeb, bez konsultacji z nauczycielami, pracownikami obsługi i pracownikami odpowiedzialnymi za określone zadania, nie buduje pozytywnego wizerunku szkoły na zewnątrz, brak współpracy z radą sołecką i panią sołtys”. - Współpraca pani dyrektor z nauczycielami nie układa się pomyślnie, o czym świadczy odejście licznej grupy nauczycieli z naszej szkoły, tj. 15 pracowników, w tym 13 nauczycieli (stan do kwietnia ub. roku). Ta lista się poszerzyła – podkreśliła Monika Wachowska.
- Tamto pismo było wyjaśniane. Nie widzę powodu, żeby wracać jeszcze raz do tamtego pisma – uważa Agnieszka Eychler. - Różne były przyczyny odejść pracowników. Nie jestem upoważniona, żeby wyjaśniać, kto i dlaczego zmienił pracę.
Rodzice, wracając do skargi nauczycieli, mówili również o podejrzliwości pani dyrektor, braku zaufania, inwigilacji nauczycieli, śledzeniu monitoringu. - Nic w tym zakresie się nie zmieniło. Pani dyrektor wykorzystuje monitoring nie tylko w celach bezpieczeństwa – uważają, czemu Agnieszka Eychler zaprzeczyła.
- Nauczyciele z wieloletnim stażem odeszli z tej placówki. To jest bardzo istotny temat. Za chwilę w tej placówce nikt nie będzie chciał pracować – uważa Kamil Szydlik. - Chciałbym, żeby wypowiedzieli się włodarze. Nigdy nie było takich sytuacji, że jednego roku odchodzi 15 nauczycieli. Bardzo dużo dobrych pedagogów musiało odejść. Nie sądzę, że to były tylko ich prywatne problemy.
Edyta Bajor-Nizińska zauważyła, że w małych miejscowościach rotacje w gronie pedagogicznym są niewielkie: - To mała ekipa, zgrany zespół, który zna potrzeby środowiska, potrzeby dzieci. Jeśli będziemy mieli dobrych ludzi, to nawet w szopie będzie dobra szkoła. Szkoła to nie jest miejsce na spory, bo dzieci to czują.
Wójt po raz kolejny przypomniał, że po skardze nauczycieli zaangażował mediatora, wszczął procedurę oceny pracy pani dyrektor, która jednak zakończyła się pozytywnie. - Co ja mogłem więcej zrobić? Wiem, że część nauczycieli miała umowy na czas określony. Nie zrezygnowali z pracy, tylko nie przedłożono im umów. Część odeszła na własne życzenie, część udała się na urlopy. Trzeba się ich zapytać, dlaczego. Podjąłem wszystkie kroki zgodne z prawem – zapewnił Wiesław Przybylski.
- Na spotkaniu z radą gminy, które odbyło się w ubiegłym roku, nauczyciele powiedzieli, że po podpisaniu skargi czują się zastraszani przez panią dyrektor, która jest pewna, że zostanie na swoim stanowisku. Chyba pan się nie spodziewał, że po czymś takim nauczyciele będą kontynuować walkę o dobro swojego miejsca pracy – do wójta zwróciła się Monika Wachowska. - Rok temu powiedział pan, że odwołanie jest nieuniknione. Wierzyłam w pana obietnice, ale już w nie nie wierzę. Na spotkaniu 14 maja powiedział nam pan, że jeśli odwoła panią dyrektor, to ona pójdzie do sądu pracy i prawdopodobnie wygra. Z tego, co wiem, to dwie sprawy z byłymi pracownikami urzędu pan już przegrał. Czy dzieci, ta placówka nie są warte tego, żeby zaryzykować kolejną sprawę? Jeśli pani dyrektor, w obecnym kształcie kierowania tą placówką, zostanie na stanowisku na kolejne 2 lata czy 7 lat, to nie będzie czego zbierać.
- Organ prowadzący nie jest od rozwiązywania sporów – uważa wójt Przybylski. - Państwo mnie zmuszają do podjęcia kroków niezgodnych z prawem. Tamtych spraw nie przegrałem, tylko doszło do ugody i porozumienia. Dotyczyły zupełnie innych historii i uważam, że nie powinniśmy do tego wracać. Owszem, wydawało mi się, że odwołanie jest nieuniknione, ale, niestety, procedura, jaką podjęliśmy, nie dała takich możliwości. Nic innego zrobić nie mogę. Jestem w kontakcie z kuratorem oświaty. Nie jest tak, że winna jest tylko pani dyrektor. Wszyscy uczestnicy i strojny tego sporu powinni wykazać się dobrą wolą; nie było jej rok temu. Zrobiłem wszystko, co mogłem, jeśli chodzi o przepisy prawa. Ja nawet nie mogę przeprowadzić kontroli, muszę prosić o to kuratorium oświaty. Proszę też tam jechać i tam szukać. Wypełniłem wszystko, co było możliwe. Nie jestem w stanie nic więcej zrobić. Była pani wizytator, sprawdzała zarzuty, jest protokół pokontrolny. Najważniejszym zaleceniem jest zakup stolików. Szukamy z panią skarbnik pieniędzy.
Za całą sytuację winny jest pan wójt
- uważa Joanna Szydlik, radna i sołtys Brańszczyka. - Nic pan nie zrobił przez 3 lata. Pan był dyrektorem szkoły, czy była kiedyś sytuacja, żeby rada rodziców zmieniała się trzy razy? Jest pan pracodawcą pani dyrektor. Wzywa się panią dyrektor na dywanik. Nie może być tak, żeby nauczyciele, sprzątaczki przychodziły na lekach uspokajających do pracy.
- Nie jestem odpowiedzialny za postępowanie innych osób. Relacje buduje się zawsze we dwoje i nigdy nie jest tak, że odpowiedzialna jest tylko jedna strona. Nigdy nie wiemy, jak osoba, którą zatrudniamy, będzie się zachowywać. Proszę mi nie przypisywać takiej odpowiedzialności, bo to jest duże nadużycie.
- To, co tu się odbywa, jest niedopuszczalne. To, jak mnie państwo oskarżacie, jest tak przykre, że w głowie się nie mieści – mówiła Agnieszka Eychler. - Pani sołtys atakuje pana wójta, mnie. Nauczyciele nie są i nigdy nie byli zastraszani. To jest kłamstwo pod moim adresem. Nikt nie jest przeze mnie zastraszany. Jeśli ludzie byli zastraszani, a wiem, o takich sytuacjach, to jedni przez drugich.
Radny Grzegorz Kruszewski zwrócił uwagę na bardzo dużą liczbę podpisów pod skargą rodziców. - Co, w pani ocenie, powoduje, że tak duża liczba rodziców, nauczycieli kieruje tyle zarzutów w pani stronę? Zakładam, że te osoby nie robią tego z nadmiaru wolnego czasu.
- Na co dzień jestem miła, życzliwa dla wszystkich. Czy kiedyś powiedziałam, że nie będę z państwem rozmawiać? - Agnieszka Euchler zwróciła się do rodziców. - Widzę osoby, z którymi rozmawiałam wielokrotnie. Mi na współpracy zależy, ale musicie państwo szanować, że my jesteśmy pracownikami szkoły.
- My was nie atakujemy. My rozliczamy was z publicznie danych obietnic – do pani dyrektor i wójta zwróciła się jedna z mam. - Ten spór zatacza coraz szersze kręgi.
Obietnice, o których mówią rodzice, padły m.in. w ubiegłym roku, na spotkaniu nauczycieli z wójtem i radą gminy. Wójt widzi to tak: - Przyszła na sesję grupa ludzi, wywierała na mnie presje. Też jestem człowiekiem, mam swoje emocje i mogłem obiecać coś, co jest niemożliwe. Nie jest możliwe w świetle prawa odwołanie pani dyrektor, więc szukajmy innego rozwiązania. Pani dyrektor nie łamie prawa, troszczy się o szkołę, dba. Do szkoły chodzę często, pytam pracowników. Ale ja nie potrafię rozwiązać tego problemu, bo nie ma woli z żadnej ze stron. Jest tylko oskarżanie, wyszukiwanie problemów. To są uwagi natury relacyjnej, ale nie ma tutaj spraw, za które można dyrektora odwołać. Należałoby podjąć próbę kompromisu. Jako organ prowadzący zatwierdzamy arkusz, dajemy pieniądze na szkołę, staramy się, żeby remonty były wykonane. Postaramy się porozmawiać z panią dyrektor, żeby plac zabaw przenieść, zrobimy to w wakacje, kupimy stoliki. Ale pozostałe sprawy nie należą do naszych kompetencji. To nie wójt i rada mają się tym zajmować. Jest sąd pracy, inspekcja pracy, związki zawodowe.
Z kolei rodzice twierdzą, że pani dyrektor nie wywiązuje się z żadnych obietnic i nie ma z jej strony woli współpracy.
- Obietnice słowne nie są tak wiążące, jak się nad tym popracuje, spisze. Możemy spróbować jeszcze raz, postawić warunki pani dyrektor – zachęcał Wiesław Przybylski. - Nie widzę innej możliwości. Wszyscy chcemy, żeby było dobrze. Nie było dyrektora; skąd miałem wziąć? Pani się zgodziła, podjęła taki trud. Może nie potrafi robić tego tak, jakby państwo oczekują. Może jej trzeba w tym pomóc.
- Właściwie nie wiem, po co my tu jesteśmy, skoro pan wójt nic nie może – skomentowała Monika Wachowska. - Chcemy coś robić, widzimy, w jakim stanie jest ta szkoła. Ale napotykamy tylko na opór, problemy, brak wsparcia. Pan mówi, że to problemy natury relacyjnej. Że nie ma placu zabaw, to problem relacyjny? Bardzo dużą nadzieję pokładamy w radnych. Bardzo jest mi przykro z powodu słów pana wójta, nie sądzę, żebyśmy mogli liczyć na pomoc z jego strony. Ale my się nie poddamy.
- Przyszliśmy z prośbą do włodarza, którego wybraliśmy w wyborach. Przyszliśmy prosić o pomoc. Do kogo mamy iść, jak nie do wójta, naszego gospodarza? Nawet jeśli pomoc wykracza poza kompetencje, to i tak prosimy o pomoc – dodał Kamil Szydlik.
- Nie jest tak, że schowamy to pod dywan, ale nie potrafię tego rozwiązać – powiedział wójt.
***
Na komisji radni otrzymali projekt uchwały dotyczący skargi z poprzedniego roku, napisanej przez nauczycieli. Propozycja jest taka, by skargę uznać za bezzasadną. Okazuje się jednak, że komisja zajmowała się sprawą tylko raz - w poprzedniej kadencji.
Na poniedziałkowym posiedzeniu 10 radnych zagłosowało przeciwko przedstawionemu projektowi uchwały, jeden radny wstrzymał się od głosu. - Dobrze by było, gdyby pani dyrektor na obie skargi odpowiedziała na piśmie – uznał przewodniczący komisji oświaty Paweł Bralewski.