BRAŃSZCZYK: Rodzice skarżą się na dyrektor szkoły w Brańszczyku

Powiat

BRAŃSZCZYK: Rodzice skarżą się na dyrektor szkoły w Brańszczyku

31.05.2024
autor: Sylwia Bardyszewska
70 rodziców uczniów i przedszkolaków uczęszczających do Zespołu Placówek Oświatowych w Brańszczyku podpisało się pod skargą na dyrektor Agnieszkę Eychler. Mówią wprost, że dalszej współpracy sobie nie wyobrażają, a od wójta i rady gminy oczekują konkretnych decyzji.
- Rodzice chcą działać, ale nie chcą współpracować – mówi z kolei Agnieszka Eychler, którą poprosiliśmy o ustosunkowanie się do zarzutów.
 
Rodzice przypominają o skardze, jaką w ubiegłym roku na dyrektor napisali nauczyciele. 
Mimo długiej listy zarzutów, jakie pod adresem pani dyrektor miała rada pedagogiczna, negatywnych opinii o współpracy z panią dyrektor ze strony rodziców oraz obietnicy wójta o rozwiązaniu problemu sprawa rozeszła się po kościach, a pani dyrektor nie poniosła żadnych konsekwencji. Ciekawym zabiegiem, który zastosowała pani dyrektor, było zorganizowanie głosowania oceniającego jej pracę wśród rady pedagogicznej 1 września 2023 r., kiedy to część nauczycieli zgłaszających skargę była już na rocznych urlopach, a do szkoły zostało przyjętych wielu nowych nauczycieli nieznających wcześniejszej sytuacji. 
-  Było to zgodne z przepisami – komentuje Agnieszka Eychler, zaznaczając, że rada pedagogiczna objęta się tajemnicą.
 
Brak współpracy
- Problem współpracy pani dyrektor z rodzicami jest od samego początku – podkreślają rodzice, przypominając m.in. o likwidacji świetlicy dla zerówki: - Pomogło pismo do kuratorium, pani dyrektor nie miała wyjścia i świetlica została przywrócona.
Na zebraniu z rodzicami uczniów szkolnych, które odbyło się 15 kwietnia br., pani dyrektor otwarcie stwierdziła, że nie chce współpracować z radą rodziców, a konkretnie z jej przewodniczącą. W naszym odczuciu taka postawa jest niedopuszczalna – czytamy w skardze.
- Pani dyrektor po balu karnawałowym, który był w zeszłym roku, mówiła w kuluarach, że nie chce współpracować z radą rodziców. Na zebraniu 15 kwietnia rodzice poruszyli tę kwestię, bo pani dyrektor po prostu odsunęła radę rodziców od wszelkich działań – opowiadają nam rodzice. - Stwierdziła, że wychodzimy przed szereg. Pani dyrektor bardzo ignorowała przewodniczącą rady rodziców podczas tego zebrania, nie dawała jej dojść do głosu. W moim odczuciu upokorzyła ją podczas tego zebrania. Powiedziała, że nie chce z nią współpracować, bo się jej boi. Sytuacja, którą przedstawiła, żeby to uargumentować, w odczuciu rodziców była nieadekwatna. Pani dyrektor ma problem z osobami, które są aktywne i nie chcą się podporządkować jej zdaniu. Rada rodziców bardzo dużo robiła dla szkoły i przedszkola, a pani dyrektor się to nie podobało.
Po wspomnianym zebraniu, rada rodziców złożyła rezygnację. - Do tej pory pani dyrektor do rezygnacji rady rodziców się nie odniosła. Ale przekazała wniosek do rady rodziców o dofinansowanie pikniku rodzinnego – dodają rodzice.
- Dbałam o dobre relacjach, ale popsuły się, gdy pani przewodnicząca zaczęła wchodzić w kompetencje dyrektora szkoły – na zarzuty odpowiada Agnieszka Eychler. - Od początku organizowałam bal karnawałowy. Uznałam, że dla bezpieczeństwa lepiej będzie zorganizować go oddzielnie dla klas I-III, IV-VIII. Pani przewodnicząca uważała, że lepiej będzie, jeśli będzie jeden. Dobrze, przystałam na to. Rodzice bardzo się zaangażowali, wszystko było dograne. Niestety rozchorowałam się i nie przyszłam do pracy. Spotkałam się później z panią przewodniczącą, była w stosunku do mnie bardzo niemiła, poddała w wątpliwość, czy w ogóle była chora. Zapytała, czy śledzę szkolny monitoring. Nie, ale zwyczajnie byłam ciekawa, co się dzieje w szkole podczas balu.
- Na zebraniu z rodzicami zaczęły się straszne ataki na mnie – pani dyrektor przedstawia sytuację ze swojej strony. - Powiedziałam, że jak najbardziej chcę współpracować, nie chciałabym drugi raz przeżywać takiej sytuacji, że współpraca wybiegła poza prawidłowe normy. Nie chciałabym, żeby rodzice przejmowali całkowitą organizację, kiedy to nauczyciele są odpowiedzialni za szkołę – uważa pani dyrektor. - Powiedziałam wprost, że boję się współpracy z panią przewodniczącą, ponieważ jestem później bardzo krytycznie oceniana.
Dyrektor tłumaczy, że ze względu na sprawdzian ósmoklasistów i liczne kontrole, nie ma czasu na zorganizowania zebrania, na którym zostałaby wybrana nowa rada rodziców. Zwróciła się o to do ustępującej przewodniczącej.
 
„Zamknięcie” przedszkola
Czarę goryczy przelało zarządzenie pani dyrektor od 13 maja br., zgodnie z którym rodzice nie mogą wejść na teren przedszkola i mają zostawiać dzieci przy drzwiach i w tym samym miejscu je odbierać. Dodatkowo szafki z osobistymi rzeczami dzieci z najmłodszych grup zostały wystawione na korytarz szkolny. Wcześniej natomiast pani dyrektor wydała przedszkolnym nauczycielom zakaz rozmawiania z rodzicami – czytamy w skardze.
- My się konsekwentnie do tego zakazu nie stosowaliśmy – przyznają rodzice. - Szafki dzieci przedszkolnych nie mogą być wystawione na teren szkoły. Jest to niezgodne z przepisami. Ale pani dyrektor wszystko wie najlepiej, a my tylko chcemy rządzić szkołą.
- Nauczyciele mają zakaz rozmawiania z rodzicami. Widzimy, że nauczyciele po prostu są zastraszeni – uważają rodzice. - Wcześniej była bardzo dobra atmosfera w przedszkolu, rodzinna. My to czuliśmy, nasze dzieci też to czuły. Teraz, wchodząc do przedszkola, widzimy przestraszonych nauczycieli, którzy nie mogą z nami zamienić słowa, bo, zdaniem pani dyrektor, to stwarza zagrożenie dla dzieci. Pani dyrektor zabrania rodzicom wejścia do przedszkola, zabrania rozmów z nauczycielami jest swego rodzaju terrorem, jest to niedopuszczalne.
- W większości przedszkoli państwowych rodzice zostawiają dzieci przy drzwiach, skąd odbierane są przez pomoc nauczyciela. Rodzice w ogóle nie widzą się z wychowawcą. Od tego są spotkania, takie jak dzień otwarty – sytuację komentuje dyrektor. 
Agnieszka Eychler zauważa, że w Brańszczyku wszyscy się znają, więc „pewne zasady się zacierają”. - Nauczyciel, kiedy opiekuje się dziećmi, nie może stać w drzwiach i rozmawiać z rodzicami – podkreśla. - Nauczyciel pracuje 8 godzin, w tym 5 godzin z dziećmi. Kolejne 3 godziny może stać i rozmawiać z rodzicem, uzupełniać dokumentację, przygotowywać się do lekcji. Pani jest po to, żeby zajmować się dziećmi 5 godzin dziennie. A pani stoi w drzwiach i rozmawia z rodzicem. Może trwać to minutę, dwie albo pięć. Gdyby coś się stało, to odpowiada nauczyciel i dyrektor. 
Agnieszka Eychler dodaje, że zakaz został wprowadzony w wyniku anonimowej skargi: - W donosie ktoś zwrócił uwagę na fakt, że nauczyciele luźno traktują swoje obowiązki. 
Po spotkaniach z rodzicami i ich prośbach, dyrektor wycofała się z zakazu wejścia rodziców na teren przedszkola. - Ale nadal zostawiam taką możliwość - dodaje. - Jeśli rodzice chcą zostawić dziecko przed oddziałem przedszkolnym, to zostawiają. Nadal uważam, że rozmowy rodziców z nauczycielami nie powinny odbywać się w drzwiach. Są od tego dodatkowe spotkania, godziny. Poprosiłam rodziców, żeby, ze względów bezpieczeństwa, ograniczyli chodzenie po przedszkolu. Weszła w życie tzw. ustawa Kamilka, przepisy też mają wpływ na moje decyzje.
 
Kto nie chce współpracować?
W skardze rodzice informują, że „dzieci w przedszkolu wycierają ręce papierem toaletowym” i pytają, „dlaczego w łazienkach w szkole nie ma ręczników papierowych.” (…) 
Pani dyrektor twierdzi, że dowiedziała się o tym na wspomnianym spotkaniu zebraniu 15 kwietnia. Widziała taką sytuację wcześniej, ale nikt nie zgłosił tego do wychowawcy. 
Rodzice skarżą się również: „Warto również wspomnieć, że pani dyrektor nie pozyskuje żadnych środków zewnętrznych. (…)
- Nie jest to prawdą – mówi Agnieszka Eychler. - Mamy świeżo podpisaną umowę, ponieważ udało nam się pozyskać ponad 5 tys. zł na rozwój biblioteki. 2 razy występowaliśmy o aktywną tablicę, teraz też jest wniosek w gminie. Występowałam z projektem „Posiłek w domu i szkole” na sprzęt do kuchni i stołówki. W ubiegłym roku środki nie zostały nam przyznane, może w tym roku się uda. Staraliśmy się o środki na lekcje pływania, ale na razie musieliśmy je zorganizować we własnym zakresie. 
Wszelkie inicjatywy dotyczące tego, co dzieje się w szkole, np. organizacja zajęć na basenie czy budowa ogrodu edukacyjnego, są podejmowane przez rodziców lub rodziców w porozumieniu z nauczycielami. Oprócz tego, że pani dyrektor ich nie wspiera, to często jeszcze utrudnia ich realizację.
- Ogród edukacyjny, do wypoczynku, nauki na świeżym powietrzu. Pani dyrektor na początku się zgodziła, ale jak się okazało, że rodzice będą to robić, to od kwietnia rzuca nam kłody pod nogi – opowiadają rodzice. - Koszt tego projektu to 80 tys. zł, a my od kwietnia robimy wszystko sami. Wkładamy w to energię i pieniądze, a pani dyrektor cały czas mówi: to mi się nie podoba, tego tu nie będzie.
- Ucieszyłam się z tej inicjatywy, ale w pewnym momencie wyszło, że rodzice chcą sami wszystko zorganizować, bez porozumienia ze mną – zarzuty odpiera Agnieszka Eychler. - Chcą, żeby wyraziła zgodę. Odpowiedziałam, że to ja odpowiadam tu za wszystko i potrzebuję informacji, co i kiedy będzie robione. Nie może być tak, że rodzice robią, a ja się nie wtrącam. Wszystko, co się tutaj dzieje, trzeba podeprzeć przepisami. Rodzice chcą działać, ale nie chcą współpracować. To nie jest mój projekt, nikt go ze mną nie konsultował. Jak mam uwagę, to słyszę, że blokuję rodzicom ten projekt. Poprosiłam o wykaz roślin, żeby nie było żadnych kłujących i trujących. Patrzę, w wykazie jest cis – wysoce trująca roślina. Muszę mieć kontrolę, bo przecież chodzi o bezpieczeństwo dzieci w szkole, której jestem dyrektorem. To chyba normalne.
 
Komu co nie pasuje?
- Gdy przenosiła przedszkole, obiecała, że rozbuduje kuchnię, żeby nie trzeba było wozić posiłków i zorganizuje stołówkę dla małych dzieci. Nic z tego nie zostało zrobione. Proszę zobaczyć, jak wygląda plac zabaw w XXI w. - skarżą się rodzice.
Pani dyrektor niedługo po objęciu urzędu dostała propozycję od sołtysa wsi Brańszczyk, że z funduszu sołeckiego i dotacji (łącznie 200 tys. zł) można sfinansować budowę placu zabaw. Inwestycja ta nie została zrealizowana, bo… pani dyrektor nie pasowało miejsce, w którym plac zabaw miał się znajdować.
- Bardzo mocno namawiałam panią sołtys, żeby ciut przesunąć lokalizację tego placu zabaw – odpowiada pani dyrektor. - Na terenie naszej placówki nie ma boiska. Dzieci w trakcie lekcji muszą iść poza teren szkoły, co nie jest dobrą sytuacją. Miejsce wyznaczone przez panią sołtys pod plac zabaw jest idealnym miejscem na boisko ze względu na to, że obok jest wejście do sali gimnastycznej z zapleczem. Poprosiłam o przesunięcie inwestycji tam, gdzie znajduje się obecnie plac zabaw. Jest tam wejście od strony oddziału przedszkolnego. Usłyszałam, że nie, bo plac zabaw ma być widoczny z ulicy. Nie chodzi o to, że ja coś wymyślam i nie konsultuję. 
Dzieci z przedszkola nie mają stworzonych odpowiednich warunków np. do spożywania posiłków. Jedzą na stołówce szkolnej, gdzie znajdują się wysokie stoły i ławy. Uprzedzaliśmy o takich problemach, kiedy pani dyrektor postanowiła zmienić lokalizację przedszkola po kilku miesiącach swojego urzędowania – dostaliśmy wtedy zapewnienie, że te kwestie zostaną rozwiązane – w skardze piszą rodzice.
- Z braku funduszy, stołówka jest jeszcze z czasów wcześniejszych, wcześniejszych dyrektorów. Na stołówce jedna grupa miała małe stoliki, ale nieduża część rzeczywiście jadła przy wyższych. Biję się w pierś, bo to moje niedopatrzenie – przyznaje Agnieszka Eychler. - Po kontrolach wprowadziliśmy posiłki w salach, ale rodzice się temu sprzeciwili. Znaleźliśmy więc w składziku niższe ławki i przenieśliśmy je na stołówkę.
Niepokoi nas również kwestia realizacji przez placówkę pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Choć w tym roku szkolnym pani dyrektor zatrudnia dwóch pedagogów specjalnych, pedagoga szkolnego, psychologa oraz logopedę, zajęcia z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej nie odbywają się tak często, jak powinny, ponieważ nauczyciele są oddelegowywani do innych obowiązków, np. pełnią zastępstwa za nieobecnych nauczycieli – informują rodzice.
- Jeżeli nie ma nauczyciela ze względu chociażby na chorobę, to muszę oddelegować psychologa czy pedagoga do pomocy. Zajęcia normalnie się odbywają, ale zdarzają się, bardzo rzadko, takie sytuacje. Nie odbywa się to kosztem opieki psychologiczno-pedagogicznej – zapewnia Agnieszka Eychler.
 
Na rodziców nie ma wpływu
- Być może wychodzimy na straszne desperatki, piszemy pisma do kuratorium, do sanepidu, nadzoru budowlanego, Rzecznika Praw Dziecka, ale przyznaję, że jestem w tej chwili zdesperowana, a nawet zrozpaczona. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci zostały w tej placówce na kolejne 2 lata rządów pani dyrektor, albo kolejne 7 lat – mówi jedna z mam. - Rodzice nie ukrywają, że zmierzają do odwołania dyrektor Eychler. - Pan wójt zapytał nas, czy widzimy szansę współpracy. Ja, po zebraniach, nie widzę. Pani dyrektor nie potrafi z nami współpracować.
Bieżąca komunikacja pani dyrektor z rodzicami również pozostawia wiele do życzenia. Pani Eychler zazwyczaj jest wrogo nastawiona do rodziców, ciężko doszukać się w jej postawie otwartości, życzliwości czy uprzejmości – czytamy w skardze. 
- Generalnie staram się być dla wszystkich kulturalna i miła, ale tu nie ma konstruktywnej współpracy – twierdzi z kolei Agnieszka Eychler. - Brakuje życzliwego podejścia ze strony rodziców. Non stop mam kontrole, inspekcja pracy, sanepid, kuratorium. Inni dyrektorzy nie doświadczyli takich sytuacji przez całą kadencję. 
- Byliśmy u wójta na rozmowie – relacjonują rodzice. - Pan wójt powiedział, że z tego spotkania zostanie sporządzona notatka, dostanę ją, żeby skonsultować z grupą i zatwierdzić, a następnie zostanie odczytana na sesji rady gminy w czwartek, a cała sytuacja zostanie rozwiązana do końca czerwca. Ale już w tej chwili może nam powiedzieć, że pani dyrektor odwołać nie może. To nam z góry powiedział. Nie dostaliśmy notatki do konsultacji. Mamy podstawy, żeby sądzić, że pan wójt nic z tym nie zrobi po raz kolejny.
- Nauczycieli pani dyrektor może zastraszyć, ale na rodziców nie ma wpływu – podkreślają rodzice. - Uciekać, bo ktoś palcami pstryknie? - mówi z kolei Agnieszka Eychler, gdy pytamy, czy nie ma zwyczajnie dość konfliktów. - Nie robię tu nikomu krzywdy. Po prostu ze strony rodziców brak jest życzliwości. Były różne sytuacje. Np. wychowawca był dłużej nieobecny, więc trzeba było wybrać drugiego. Myślałam o kimś innym, ale rodzice przyszli i poprosili o kogoś innego. I nauczycielka, o którą prosili rodzice, jest wychowawcą. Rodzic poinformował mnie, że nie we wszystkich łazienkach są zamknięcia. Na drugi dzień zleciłam ich wykonanie. Nie jest tak, że jestem na nie, albo że zdanie rodziców się dla mnie nie liczy. Jestem dyrektorem szkoły, ale staram się wychodzić naprzeciw sugestiom rodziców.
 
Niestety, ocena wyszła pozytywna
Na ostatniej sesji rady gminy temat poruszył radny Paweł Bralewski: - Był rok temu temat odwołania pani dyrektor, o co wnioskowali nauczyciele. W tej chwili zaczynają o to wnioskować rodzice. Sytuacja wygląda tak, że przedszkole zostało zamknięte przed rodzicami. Rodzice nie mają wstępu na teren przedszkola. Jak się rodzic uprze, to wtedy wejdzie. Drzwi są zamknięte na klucz. Rodzice twierdzą, że to stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa w razie ewakuacji. Stoi pracownik z przedszkola, pomoc przedszkolna, która powinna zajmować się dziećmi, a stoi i przed każdym otwiera i zamyka na klucz. Wnioskowaliśmy z rodzicami do pana wójta, żeby zainterweniował u pani dyrektor i przynajmniej ten zakaz wstępu rodziców do przedszkola zniósł. Bo jest to zakaz bezprawny. 
- Rok temu podjąłem procedurę oceny pracy pani dyrektor, bo to jedyny sposób, żeby skutecznie odwołać dyrektora – przypomniał wójt Wiesław Przybylski. - Niestety, ocena wyszła pozytywna i nie można tego zrobić. Odwołanie dyrektora wiązałoby się ze złamaniem przepisów.
Z jego informacji wynika, że sytuacja w przedszkolu miała miejsce „na wniosek jednego z rodziców, który napisał skargę i anonim, że wchodzenie dużej liczby rodziców na teren przedszkola jest niedopuszczalne.” - Po tej skardze była wizytacja pani wizytator z kuratorium oświaty. Jesteśmy w kontakcie, czekamy na protokół – relacjonował. - Spotkałem się z rodzicami, rozmawialiśmy, sprawa jest monitorowana. Jestem w kontakcie z kuratorium oświaty i na bieżąco będziemy państwa informować. Takie rozwiązania obowiązują w przedszkolach często, że się nie wpuszcza rodziców do środka. Podkreśla się, że to względy bezpieczeństwa. Trzeba poczekać, aż rozpoznamy temat całkowicie, bo jest dużo emocji. 
- Emocje wśród rodziców są na pewno, ale jestem świadkiem tego, że emocje towarzyszą i to bardzo duże dzieciom – mówił z kolei Paweł Bralewski, który sam jest rodzicem. - Przychodzą rodzice po dzieci, dzwonią dzwonkiem, wygląda wychowawczyni z sali, nie podejdzie, nie otworzy drzwi rodzicowi, tylko idzie do sali po dziecko. Grono dzieci wychodziło z płaczem z przedszkola, że nie mogli ich odebrać rodzice. Tylko pracownik przedszkola przyprowadza dziecko i dosłownie wystawia za drzwi. Rozumiem, że osoby postronne nie mogą wchodzić na teren przedszkola, ale rodzice mają prawo wstępu.
- Dyrektor szkoły odpowiada za to, co się dzieje w szkole. Ma prawo podejmować suwerenne decyzje, oczywiście musi współpracować z radą rodziców – komentował wójt. - Nie ma żadnego przepisu, który by określał takie zasady, czy można zamykać, wchodzić. Dużo jest napięć na tym tle. Chciałbym poznać prawdę dogłębnie, bo na razie nie widzę jednoznacznego rozstrzygnięcia. Organ prowadzący, jakim jest gmina, powołuje i odwołuje dyrektora, zajmuje się sprawami materialnymi. Natomiast kuratorium oświaty sprawuje nadzór pedagogiczny. Była jedna kontrola, wiem, że być może będzie następna. Wszystko zostanie wyjaśnione i zostanie podjęta odpowiednia decyzja. 
- Trzeba działać zgodnie z przepisami prawa, ale dobro dzieci jest na pierwszym miejscu – podkreślił radny Bralewski. - Czasami wystarczy dobra współpraca z panią dyrektor. W tej chwili tej współpracy nie ma. Rada rodziców się rozwiązała, złożyła rezygnację. Myślę, że pani dyrektor nie współpracuje ani z radą rodziców, ani z rodzicami, tylko rzuca kłody pod nogi, a na tym wszystkim najbardziej cierpią w tej chwili dzieci.
- Wiem od nauczycieli, że były sytuacje, kiedy rodzice zachowywali się bardzo agresywnie w stosunku do pani dyrektor. Miało to miejsce przy dzieciach. Dzieci też patrzą na sposób rozwiązywania konfliktów przez całą społeczność – odpowiedział wójt. - Nikogo nie bronię, chcę poznać całą prawdę i podjąć stosowne kroki. Do końca roku szkolnego zostanie to rozwiązane. Krzywda będzie się działa wtedy, gdy nie zachowamy spokoju, jeśli jedna i druga strona będą postępować emocjonalnie, a takie sytuacje mają tutaj miejsce. Jest też wzajemne zastraszanie się. Zajmie się tym komisja oświaty. Nie można jednoznacznie tego oceniać, trzeba wysłuchać obu stron.
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość