Nikt z nas dokładnie nie pamięta, kto był głównym pomysłodawcą, a może w ogóle nie było tego jednego, ale na pewno wiemy, że Piotr Adler mocno maczał w tym palce…
W 1999 roku w siedzibie redakcji Nowego Wyszkowiaka odbyła się pierwsza zbiórka grupy dawnych harcerzy, którzy co prawda od dawna już nie harcerzowali, ale tak naprawdę tęsknili za tym i wspominali wspaniały czas przygód, przyjaźni, obozów i nocy pod gwiazdami.
Pocztą pantoflową rozniosła się wieść, że kto chce, może przybyć. Będziemy robić rajd dla harcerzy.
Przybyliśmy, niepewni czy jeszcze coś potrafimy wymyślić, bo wszystko było dawno. I choć tak miłe naszym sercom, jednak przykryte już kurzem czasu.
Druh Piotr Adler przedstawił nam gotową, wypracowaną w ścisłym gronie mistrzów, koncepcję rajdu. To było olśnienie! Przemyślane, ciekawe, zaskakujące. Doskonałe! Jak oni to wymyślili?
Przez kilka miesięcy szlifowaliśmy te pomysły, wytyczaliśmy trasy i we wrześniu 1999 r. ruszył pierwszy Rajd Start, choć jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że będą następne.
Tak narodziły się Rdzewiejące Niezbędniki. I niewątpliwie jednym ze sprawców był właśnie Druh Piotr Adler.
Z jednego rajdu zrobiło się 17, a robocze spotkania przerodziły się w coraz częstsze wspólne spędzanie czasu – na biwakach, wyjazdach, wędrówkach…. I tak jest do dziś.
Rdzewiejące Niezbędniki nigdy się nie sformalizowały, nie przekształciły w żadne stowarzyszenie.
Nigdy też nie miały żadnego oficjalnego szefa, a i tak wszyscy wiedzieliśmy, że Piotrek Adler kimś takim właśnie jest. Zwłaszcza, gdy tragicznie odszedł Druh Jędrek Zaorski.
Piotra postrzegaliśmy jako lidera, nie dlatego, że tego chciał, tylko samo to tak wychodziło. Gdy pojawiał się nioczekiwany problem, dzwoniło się do Piotra. Gdy rodził się nowy pomysł, konsultowało się to z Piotrem. A gdy dzwonił Piotr, raczej się nie odmawiało.
Potrafił wiele rzeczy doskonale spinać. Wymagał od siebie i wiedzieliśmy, że i my musimy. Bo po prostu nie honor! Na jednym z wyjazdów polsko-czeskich przygotowywaliśmy się do wystawiania teatrzyku „Zielona Gęś” K. I. Gałczyńskiego. Piotr poprzydzielał nam scenki. Siedzieliśmy nad tekstami z jakimś coraz bardziej ponurym przeświadczeniem, że nie mamy pojęcia jak to zrobić, to się nie uda, nic nam nie przychodzi do głowy. Tego się po prostu nie da! Dwie druhny zostały więc wydelegowane do Piotra na negocjacje, że może by tak sobie odpuścić, bo to nie wyjdzie, a może by zmienić koncepcję, itp. Piotr spojrzał i powiedział „Chyba sobie żartujecie!” I tylko tyle. Druhenki wykonały w tył zwrot, grzecznie wróciły do grupy i przedstawienia zostały przygotowane. I to jak!
To Piotr sprawił, że nawiązaliśmy bliski kontakt z Oldskautami z czeskiego Vyskova. Dbał o to, prowadził korespondencję, pilnował byśmy starannie przygotowywali się do wspólnych z nimi spotkań. Miało być serdecznie, gościnnie i z fasonem. I od 21 lat je utrzymujemy jeżdżąc do siebie naprzemiennie co roku na wspaniały tygodniowy czas. Dziś rozumiemy się już mniej więcej nawzajem, ale początki nie były łatwe. Niby podobne języki słowiańskie, a jednak nie wiadomo, o co tym Czechom chodzi. I Piotr, nie znając przecież czeskiego tak samo jak i my, wziął na siebie rolę tłumacza mozolnie przygotowując się do tych spotkań. I świetnie mu to wychodziło. Jak to zrobił? Nie wiemy.
Motywował nas do zaangażowania w życie niezbędnicze, wprowadzając zwyczaj dorocznego przyznawania szyszek – złotych, srebrnych i brązowych, dla najbardziej aktywnych Niezbędników. I to działało – chwila wręczania szyszek wstrzymywała oddechy. Każdy chciałby dostać chociaż brązową. Niby nic – a jednak!
Pomysły pojawiały się wciąż nowe i zaskakujące.
Tragiczna śmierć Piotra wstrząsnęła nami. Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś po raz ostatni….
Wielu rzeczy nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. Przy wielu ogniskach nie usiądziemy już razem. Nie prześpiewamy nad jeziorem całej nocy przy dźwiękach ukulele i gitary.
Nie pośmiejemy się wspólnie z anegdot, które tylko my rozumiemy, bo byliśmy wtedy razem w jednym czasie w jednym miejscu. Nie będziemy wspólnie snuć opowieści i wspomnień. Nie przeprowadzimy wielu poważnych rozmów o życiu. Nie popłaczemy się razem wspominając Jędrka i Zbycha. Nie przegadamy do świtu całej nocy, wszak szkoda życia na spanie.
Nie wyruszymy razem na obejście trasy po podwyszkowskich bezdrożach. Nie poodpoczywamy razem na trawie, śmiejąc się i przekomarzając, chłonąc lasów wonny smak.
Nie powędrujemy wespół po lesie – ani nocą, ani o świcie. Ani latem, ani zimą. I nie zakończymy takich wypraw wspólnym radosnym biesiadowaniem.
Nie odbędziemy wielogodzinnych debat nad kształtem planowanych imprez, nie będą nami wspólnie targać twórcze niepokoje.
Tego już z Piotrusiem nie zrobimy. Chociaż bardzo byśmy chcieli. Ale takie chwile, piękne, poruszające czułe struny w naszych sercach, zapamiętamy.
Piotrowi zawdzięczamy w olbrzymim stopniu to, co przeżyliśmy, jacy jesteśmy, jak nam minęło ostatnie 27 lat. Bo niezbędniczy żywot stanowi dla nas wielką wartość.
Dziękujemy, Piotrze! Za wszystko.
Spotkamy się jeszcze – przy innym ogniu, w inną noc.
Spoczywaj w pokoju – Druhu!