Zaczęło się, a jakże, od teatru.
Pod koniec lat 80. Piotr Adler pracował już w Domu Kultury „Hutnik” i jednym z jego pomysłów było założenie amatorskiego teatru. Zobaczyłem ogłoszenie, a ponieważ kojarzyłem Piotra z czasów liceum (chodził trzy klasy wyżej ode mnie, ale mijaliśmy się na rajdach harcerskich i obozach) postanowiłem się wybrać na spotkanie inauguracyjne.
Po paru spotkaniach czysto teatralnych zaczęliśmy rozmowy na inne tematy. Sport, przede wszystkim piłka nożna i Legia Warszawa. Muzyka - toczyliśmy nieustanne spory czy Queen (ulubiony zespół Piotra) czy Pink Floyd. Kino - kilka (-naście, ale raczej -dziesiąt) filmów obejrzanych razem na VHS, niektóre, jak „Mechaniczna Pomarańcza” znacznie więcej niż raz.
Zadziwiała mnie Jego dokładność. W czasach przedinternetowych Piotr prowadził zeszyty z wynikami europejskich pucharów. Nieprawdopodobna baza danych, skrupulatnie prowadzona przez lata. Dziś mało kto to pewnie docenia, bo dwoma kliknięciami można odnaleźć dowolny wynik z historii piłki nożnej, strzelców goli i składy. Ale w latach 80/90. konieczny był zeszyt i mnóstwo samozaparcia, by te wyniki pozbierać.
Musiało to być w 1989 roku, kiedy na Uniwersytecie Warszawskim odbyło się spotkanie ze Stefanem Bratkowskim, który zachęcał do zakładania gazet lokalnych. „Czas jedynie słusznych gazet minął. Musimy być bliżej ludzi” - mówił redaktor Bratkowski.
Wróciłem do Wyszkowa i poszedłem podzielić się tym, co usłyszałem z Piotrem. Nie trzeba było długo czekać na Jego reakcję. Kilka dni później, wraz z Czarkiem Jezierskim, zastanawialiśmy się, jak zacząć. Bo że warto to robić, byliśmy przekonani.
W marcu 1990 pierwszy numer „Wyszkowskiego Tygodnia” był gotowy. Ale mimo naszego entuzjazmu, brakowało nam umiejętności. Nikt wtedy nie umiał robić lokalnej gazety. Każdy numer to były próby i błędy. Ale też mnóstwo rozmów, kolejni ludzie, którzy czuli, że warto.
Kiedy oddawaliśmy gazetę w ręce Zbyszka Bonalskiego, powiedzieliśmy sobie z Piotrem, że jeszcze coś wspólnie na pewno zrobimy.
Parę miesięcy później Piotr został szefem Kina Starego. Już w 1992 roku dał sygnał, że zaczniemy znów wydawać gazetę. Tym razem lepszą merytorycznie i organizacyjnie. Kolega Piotra - Krzysztof Najmoła, dziennikarz z doświadczeniem, został redaktorem naczelnym. Znów krąg ludzi wokół Piotra doprowadził do powstania i sukcesu „Wyszkowiaka”. Andrzej Zaorski, w którego drukarni gazetę drukowano, Tomek Sarnacki - drukarz, który cierpliwie tłumaczył dlaczego czarny ma być czarny, a niebieski - niebieski… Adam Lamparski, który zaprojektował logo. Mnóstwo ludzi, których Piotr potrafił uruchomić i przekonać do swoich idei i pomysłów.
Po jakimś czasie namówił do mnie pracy w OKF Kino Stare. Zajmowałem się przygotowaniem repertuaru kinowego i… oczywiście gazetą. Praca w kinie to najpiękniejsze, co mogło mi się przydarzyć w życiu. Wspomnień z tego okresu jest tyle, że można by stworzyć oddzielny tekst na ten temat. Muszę wspomnieć o dwóch historiach z udziałem Piotra.
Kiedy, jak to mówiła nasza kasjerka, Pani Jola „widz nie przyszedł”, robiliśmy sobie kawę i szliśmy na salę kinową. Kinooperator Zdzisław Sówka puszczał nam stare kroniki filmowe, ze szczególnym uwzględnieniem tej z relacją z meczu Polska - Holandia na stadionie w Chorzowie (z 1975 roku). Polacy ten mecz wygrali 4:1, a my na pustej sali kinowej darliśmy się po każdym golu Laty i Szarmacha. Mimo że widzieliśmy już tę kronikę kilka razy.
Drugie wydarzenie z tamtych czasów to „Niekończąca się opowieść”. W tamtym czasie tego rodzaju filmy wypełniały dziećmi salę kinową po brzegi. Sprzedano ponad dziesięć seansów dla przedszkoli i szkół z naszego powiatu. Traf chciał, że do Wyszkowa przywieziono kopię z napisami, a nie z głosem lektora. Kłopot, bo większość najmłodszych widzów nie umiała jeszcze czytać. Piotr usiadł więc w kabinie projekcyjnej z mikrofonem i czytał napisy. Dziesięć razy po półtorej godziny. Prosił tylko, żeby mu przynosić co pół godziny herbatę, żeby mu nie zaschło w gardle.
O Młodzieżowej Akademii Filmowej, którą Piotr prowadził w Wyszkowie, wspaniałym projekcie kinowym, też warto napisać osobny artykuł. Nigdy wcześniej, ani później w Wyszkowie nie było na spotkaniach z młodzieżą tylu ludzi kina - aktorów, scenarzystów, reżyserów, ale także kaskaderów czy treserów zwierząt. Edukacja filmowa MAF, to w tamtych latach zdecydowanie najważniejsze kulturalne osiągnięcie naszego miasta. Dzięki Piotrowi, rzecz jasna.
Znów działał teatr, który prowadził, oczywiście, kolejny człowiek, którego odnalazł Piotr - aktor Piotr Barszczak. Z tego teatru, krętą ścieżką, do redakcji trafiła moja dzisiejsza wspólniczka - Sylwia Bardyszewska.
Kiedy ostatecznie, z powodów, o których nie warto dziś wspominać pożegnaliśmy się z Kinem Starym, wiedzieliśmy, co będziemy robić dalej. Piotr nam to „zaplanował”. Nawet miejsce, w którym siedzę i piszę to wspomnienie, On znalazł. Od 1997 roku redakcja „Nowego Wyszkowiaka” mieści się w tym samym miejscu. Pamiętam, kiedy pierwszy raz weszliśmy do naszego „nowego domu”, Piotr pokazywał Eli Borzymek, która została naszą redaktor naczelną i całej reszcie ekipy wyimaginowane biurka i komputery.
Pracowaliśmy razem w Nowym Wyszkowiaku prawie dziesięć lat, do 2006 roku. Podział zadań współwłaścicieli był prosty - Ela odpowiedzialna była za część merytoryczną gazety, ja za stronę techniczną, a Piotr po prostu spinał to wszystko i, dzięki organizacyjnym zdolnościom, doprowadzał do wydania co tydzień (bez żadnej przerwy, zresztą do dziś) kolejnych numerów tygodnika.
Ile anegdot z tego czasu można opowiedzieć… Ile zainicjowanych przez Piotra imprez, z których „Wyszkowianin Roku” do dziś wydaje mi się jedną z najważniejszych i zrobionych z największym rozmachem. Ile Jego pomysłów, które na początku wydawały się szalone, a ciągle dają ludziom radość… Na przykład „Wyszków w Vyskovie”, czyli wymiana, początkowo harcerska, a później w wielu innych dziedzinach, z czeskim Vyskovem. Albo konkurs „Łowcy Bużańskich Okazów”, gdzie wędkarze mogli prezentować swoje zdobycze.
Albo cykl miniprzewodników „Cudze chwalicie”, który Piotr wymyślił, żeby promować wśród turystów ziemię wyszkowską.
Pracował z nami do 2006, kiedy postanowił spróbować zmieniać miasto od strony samorządowca. Został zastępcą burmistrza Wyszkowa. Był nim krótko, do 2007 roku. Niedobrze czuł się za biurkiem. Wolał działać.
Nie czuję się odpowiednią osobą, by pisać o ważnej części Jego życia, jaką było harcerstwo. Po śmierci niewątpliwego lidera Rdzewiejących Niezbędników Andrzeja Zaorskiego, to Piotr przejął rolę szefa tej grupy. Niezliczone rajdy, rozliczne imprezy harcerskie - sprawiały mu wiele satysfakcji. Uczestniczyłem w kilku, na pewno inni opowiedzą o tym szerzej.
Ostatnie lata poświęcił założonej przez siebie Akademii Umiejętności „Pan Hilary”, która skupiała miłośników różnych dziedzin artystycznych: malarstwa, fotografii, muzyki, teatru. Ale także organizował turnieje szachowe i szachową drużynę „Pan Hilary Wyszków”, którą stworzył od zera dzięki pomocy przyjaciół z naszego Banku Spółdzielczego i wyszkowskich szachistów.
Vacek Festival. Najważniejsza impreza kulturalna w Wyszkowie ever. Takie mam zdanie i nie zmienię go. Perfekcja, chyba szczytowe osiągnięcie organizacyjne Piotra. Wydarzyło się coś, co w zasadzie nie mogło się wydarzyć w Wyszkowie. Nieosiągalny poziom maestrii wykonawców, poprzedzony miesiącami pracy, w której, ku swej uciesze, mogłem maczać palce.
Podobnie jak w konkursie fotograficznym „Bug z nami”. Oglądanie setek zdjęć jako juror, w towarzystwie Woytka Smółkowskiego i Bogusława Babisa, zwykle w domu u Piotra, w jego telewizorze, za każdym razem było powodem kłótni, ale także śmiechu do łez. „Ja się nie znam, wy wybierajcie” - mówił nam zawsze.
I znów teatr. Tym razem „Teatr Niezbędny”. Teatr zachwycał. „Smoka”, w którym Piotr zagrał tytułową rolę - pierwszy spektakl, obejrzałem trzy razy. „Bal w operze” Tuwima, który obejrzało około 20.000 widzów. I wreszcie ostatni: „Kto się boi pani Eś”. I słowa wypowiedziane w tym spektaklu ze sceny: „Dlaczego wszystkim się wydaje, że jak będą udawać, że Śmierci nie ma, to Jej faktycznie nie będzie?”
A może lepszym cytatem będzie ten z filmu? „Każda prawdziwa historia jest historią nigdy się niekończącą.”
Bo historia Piotra na pewno się nie skończyła.