Takie pytanie nasuwają niedawne tragiczne wydarzenia na Placu Miejskim i rozgorzała w ich wyniku w mediach społecznościowych dyskusja na temat bezpieczeństwa w mieście.
Nie od dziś wiadomo, że “Wielki Brat” patrzy. W zasadzie nie tylko patrzy, ale i rejestruje, analizuje, kataloguje. Kamery miejskiego monitoringu (ale także prywatne) czuwają nad naszym bezpieczeństwem, a czasem – czy tego chcemy, czy nie – ingerują w naszą prywatność. I w porządku, skoro już patrzą, to niech patrzą. Ale czy powinniśmy wszyscy wiedzieć, gdzie dokładnie mają swoje oko?
Przy tej okazji pojawiły się bowiem w niektórych mediach publikacje szczegółowych informacji na temat lokalizacji i innych parametrów kamer. Nie ogólne zasady działania czy obszary, w których się znajdują, ale dokładne miejsca, kierunki patrzenia obiektywów itd. Słowem – instrukcja obsługi dla każdego, kto chciałby uniknąć wpadki. I tu zaczyna się dylemat.
Przestępcy dziękują za współpracę
Oczywiście, przejrzystość jest cnotą. Demokracja opiera się na dostępie do informacji. Ale jak mawiał klasyk, są rzeczy, które człowiek wiedzieć powinien, i takie, których lepiej, żeby nie wiedział. Publikowanie tak szczegółowych danych to nie informowanie, ale wręcz ułatwianie życia tym, którzy zechcą obejść system.
Nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć, co stanie się dalej. Mapy terenów objętych kamerami trafią w niepowołane ręce, a sprytni “szopenfeldziarze”, łobuzerka i inni specjaliści od "okazji czyni złodzieja", szybko dostosują swoje niecne procedery. To tak, jakbyśmy ogłosili, które sklepy mają alarm, a które nie, albo który bank zamyka sejf dziesięć minut po zamknięciu i jak rozpracować jego system alarmowy. Można się spodziewać, że nie wszyscy czytelnicy potraktują taką wiedzę jako czystą ciekawostkę.
Gdzie kończy się informowanie, a zaczyna sabotaż?
Nie chodzi o to, byśmy żyli w ciemnocie. W końcu monitoring to temat publiczny – dotyczy każdego z nas. Mieszkańcy powinni wiedzieć, że kamery istnieją, że ich zadaniem jest ochrona, a nie podglądanie. Tylko czy naprawdę musimy podawać wszystko na tacy?
Bo to, co dla jednych będzie dowodem przejrzystości, dla innych stanie się instrukcją "jak oszukać system". A wtedy pozostanie nam tylko wzruszyć ramionami i pytać: jak to możliwe, że monitoring nie działa? Ano tak, że przestępcy są dobrze poinformowani. Może zbyt dobrze?
Adam Grześkiewicz
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ludzie zaczynają się bać wychodzić na ulicę