Baner desktopowy
Baner mobilny
materialy/info/med1/13057.jpg

Wydarzenia

Zmarł ksiądz kanonik Tadeusz Staniaszek. Uroczystości pogrzebowe odbędą się 18 sierpnia

15.08.2022
autor:
14 sierpnia, kilka dni przed swoimi 99. urodzinami, zmarł ks. kanonik Tadeusz Staniaszek, wieloletni proboszcz parafii św. Izydora w Woli Mystkowskiej. Tam odbędą się uroczystości pogrzebowe – w czwartek 18 sierpnia. 
 
Ks. Tadeusz Ludwik Staniaszek kapłanem był przez 71 lat. Posługę rozpoczął w Goworowie, w latach 1951-1957 był tam wikariuszem. Funkcję proboszcza w Woli Mystkowskiej pełnił od 1957 r. Była to jego pierwsza i jedyna parafia, którą kierował i opiekował się aż do przejścia na emeryturę w 1999 r. „Pierwsza i spełniona miłość” - mówił o swojej parafii, w której pozostał również będąc już na emeryturze. 
W 2013 r. ksiądz Tadeusz został pierwszym Honorowym Obywatelem Gminy Somianka. Tytuł ten stanowił wyraz uznania jego zasług, szczególnie „za krzewienie miłości, głęboką, pełną humanizmu więź i współpracę z naszymi mieszkańcami oraz za wskazane nam drogi rozwoju duchowego” – podkreślono w uchwale. 
Był szanowanym i cenionym księdzem, niezwykle lubianym człowiekiem, ciepłym, pogodnym, zawsze optymistycznie nastawionym do życia. W uzasadnieniu wniosku o przyznanie honorowego obywatelstwa ks. Staniaszkowi wójt Andrzej Żołyński napisał: Ksiądz kanonik 56 lat swojej misji duszpasterskiej poświęcił swoim parafianom i dzięki osobistemu zaangażowaniu przyczynił się do rozwoju duchowego i społecznego Gminy. (...) Był i jest kapłanem, który dba o uniwersalne ludzkie wartości, otacza duszpasterską troską wszystkich, którzy potrzebują tego. (...) Serdeczność, pogodność, komunikatywność i spokój to cechy, które idealnie charakteryzują go nie tylko jako księdza, ale przede wszystkim jako człowieka. (...) Przez ponad pół wieku duszpasterstwa stał się ojcem dla swoich owieczek, stopniowo i cierpliwie, poznając ich rodziny, wspomagał w sytuacjach trudnych i radował się w chwilach szczęścia. 
Ostatnie cztery lata ks. Tadeusz spędził w Domu Emeryta Centrum Księdza Orione w Brańszczyku. Angażował się w wiele akcji ośrodka. Podczas jednej z ostatnich, przekazał swoje przesłanie do młodszych pokoleń: Nie lękać się. Czynić dobro. 
25 sierpnia ksiądz Staniaszek obchodziłby 99. urodziny. 
Uroczystości pogrzebowe śp. ks. kanonika Tadeusza Staniaszka odbędą się 18 sierpnia (czwartek) w Woli Mystkowskiej: 
godz. 10 - 12: czuwanie przy trumnie z ciałem 
godz. 12: Msza św. w kościele parafialnym, po której nastąpi odprowadzenie na miejscowy cmentarz.
Uroczystości przewodniczył będzie biskup łomżyński Janusz Stepnowski. 

Zachęcamy do przeczytania wywiadu z ks. Tadeuszem Staniaszkiem, przeprowadzonego przez Elżbietę Szczukę w 2013 r. (krótko po tym, jak kapłan został Honorowym Obywatelem Gminy Somianka) oraz do obejrzenia Jego archiwalnych zdjęć.

Widziałem dobro w nawet małych sprawach
 
Czy wie ksiądz, że jest kolejnym, po Józefie Piłsudskim, honorowym obywatelem Gminy Somianka? Marszałek otrzymał ten tytuł w 1928 roku.
     - O! Nie wiedziałem! Piłsudskiego szanować uczyłem się od szkoły podstawowej, był wtedy idolem narodowym.
A gdzie ksiądz chodził do szkoły podstawowej? 
     - Do szkoły podstawowej chodziłem w podpłockiej miejscowości Zagroba. 
I tam się ksiądz urodził?
     - Nie, urodziłem się w Zielonej (25 sierpnia 1923 roku) koło Ciechanowa. Poza tym trzy klasy skończyłem w Krasnem, w powiecie przasnyskim, tam, gdzie była księżna Czartoryska z domu Krasińska. 
Dlaczego ksiądz tak często się przeprowadzał? Rodzice chyba nie byli rolnikami?
- Mój tata był organistą. Początkowe nauki pobierał u ojca prymasa Wyszyńskiego, Stanisława. A ksiądz prymas i mój tata byli szkolnymi kolegami, bardzo dobrze ze sobą żyli. W Andrzejewie mieszkali po sąsiedzku, przez ogród. Jak kiedyś w Wyszkowie spotkałem się z księdzem prymasem, bo on tu przyjeżdżał (przedstawiłem mu się), to potem w Fideście dwukrotnie po pół godziny ze mną spacerował i prosił, bym mu opowiadał o moim tacie, co się z nim działo. W duchu nieco się tym chwalę, że z tak wielką osobowością Kościoła i ojczyzny mój tata był zaprzyjaźniony.
Jak to się stało, że wybrał ksiądz taką drogę życiową?
     - Powołanie to nie jest coś bardzo wyrazistego, krzykliwego. Z perspektywy czasu powiem, że jest to szczególna łaska, niezależna nawet od nas. „Nie wyście mnie wybrali, alem ja was wybrał do Pana” – to są słowa Pana Jezusa do apostołów. I ja odczułem, że to powołanie główne jest niezależne od mojego krzyku i zgody.
Kiedy ksiądz wstąpił do seminarium?
     - Po wojnie. Tuż przed wojną poszedłem do gimnazjum i liceum im. św. Stanisława Kostki przy Seminarium Duchownym w Płocku. Tam skończyłem 2 klasy gimnazjalne. Po wojnie poszedłem do „Małachowianki” w Płocku, to było moje marzenie – studiować i studiować. Zrobiłem tzw. małą maturę, a potem poszedłem do liceum przy seminarium duchownym i tam zrobiłem maturę. Moim biskupem bezpośrednim był ks. Tadeusz Zakrzewski, on mnie wyświęcił.
Kiedy to było?
     - 22 grudnia 1951 roku.
Dlaczego taki termin, wyświęcenia są najczęściej w czerwcu?
     - Władze zdecydowały, że się już nadawałem. Był to nieco przyspieszony tryb, ale niewiele. Było nas kilku. Przez 5 lat byłem wikariuszem w Goworowie, a potem przyszedłem do Woli Mystkowskiej; 15 kwietnia, na Niedzielę Palmową. Licznie zgromadzeni wierni serdecznie mnie powitali i procesyjnie weszliśmy do kościoła. Ksiądz biskup Piotr Dudziec przy nominacji wspomniał, że idę do Woli na 3 lata.
Jak wyglądała wówczas wolska parafia?
     - Wszystko to była ruinka, i kościoła, i otoczenia. Kościół zaczęto budować w 1936 roku, do wojny zostały wykonane mury i dach (ziemię i pieniądze na jego budowę przekazali państwo Michałowcy, dziedzice z Woli). A plebania to w zasadzie były tylko mury i te pomieszczenia, w którym teraz mieszkam. Wybuchła wojna, Niemcy mieli to rozwalić, ale ostatecznie tego nie zrobili. Przede mną po wojnie było już 4 księży, bo tu były trudne warunki. Najwięcej roboty zrobił ks. Eugeniusz Bielaj (potem przeszedł do Somianki), sprytny i energiczny. Za jego czasów wykonano sklepienie kościoła i roboty można było kontynuować. Do kościoła, zamiast po schodach, wchodziło się po kamieniach. Nie było ogrodzenia. Przed kościołem gliniana droga, wiosną trudno nią było przejechać. Cmentarz grzebalny mocno zaniedbany, zarośnięty akacjami i bzem. W parafii mieszkało ok. 2 tysięcy wiernych (wtedy były liczne rodziny), dziś jest ich ok. 1800.
A jak wyglądała ówczesna Wola Mystkowska?
     - Wieś była stara, zaniedbana, porozbiorowa. Domy były drewniane, stare, kryte słomą - w czasie wojny Wola nie była spalona. Pomieszczenia oświetlały lampy naftowe i woskowe świeczki. Droga przez wieś była piaszczysta, błotnista. Ziemia tu jest słaba, ludzie by się z niej nie utrzymali. Szkoła mieściła się w drewnianym baraku.
I wziął się ksiądz do pracy od podstaw...
     - To był młodzieńczy zapał. Musi wyjść. Wszystko mnie cieszyło, małym się cieszyłem. Widziałem dobro w małych nawet sprawach, miałem romantyczne spojrzenie na świat. Może to było przyczyną, że się nie zrażałem trudnościami. Bo ludzie byli biedni, nie mogli mi tak pomagać, jakby trzeba było. Przychodzili chętni do pracy w kościele i przy otoczeniu. Dużo było wykonane sposobem gospodarczym, ludzie przychodzili z łopatami, piłami, siekierami. Byli majstrami, cieślami, nieraz projektantami. A tu ludzie byli zdolni. Cała tutejsza okolica budowała Warszawę, jeździła do Warszawy na zarobek. Rozmawiałem kiedyś z jednym z inżynierów z Warszawy, który mi mówił, że najzdolniejsi byli ci z okolic Wyszkowa, szybko się uczyli. I te swoje zdolności włożyli w wykończenie tego kościoła i otoczenia. Ileż to się piasku nawoziło! Pół Bugu ludzie przywieźli do Woli Mystkowskiej.
W którym roku ksiądz ukończył tę budowę? 
     - Kilkanaście lat temu. Od 1999 roku jestem na emeryturze. Do końca byłem proboszczem. Chociaż były propozycje przeniesienia się do innych parafii, mogłem stąd odejść, ale nie chciałem.
Proszę opowiedzieć o różnicach, jakie zaszły w ciągu pół wieku pobytu księdza w Woli.
     - O, różnica jest szalona! Wieś jest nie do poznania. Zmieniła się mentalność ludzi, wygląd zewnętrzny. Zaraz po wojnie było dużo analfabetów. Teraz ludzie są znacznie bogatsi, mają większe wymagania. Nie ma tej skrajnej biedy, jaka była na początku. Żeby zarobić na podstawowe wiktuały, ludzie chwytali się różnych prac. Wyrabiali swetry, całe rodziny – dziadek, babcia, wnuczek, jak przyszedł ze szkoły - dziergały na drutach; swoje wyroby sprzedawali na Śląsk. Potem były inne prace. Za socjalizmu, jak weszły renty dla rolników, to był wielki zastrzyk pieniędzy dla wiejskiej biedy. Poza tym blisko jest Warszawa, dużo ludzi dojeżdżało i dojeżdża tam do pracy. Rzuca się w oczy różnica we wzroście fizycznym, teraz ludzie są znacznie wyżsi, dorodniejsi; jakby nowy gatunek ludzi był. Kiedyś dzieci musiały dużo pracować, dzisiaj rodzice je oszczędzają. Jest inne odżywianie, wszystko robi się dla dzieci. Ale też dzieci są bardzo wydelikacone, nie zahartowane. Wydaje mi się, że to nie jest dobry objaw. Młodym wydaje się, że wszystko im się należy. 
Szkołę w Woli Mystkowskiej zbudowano w latach 60. w ramach akcji „Tysiąc szkół na tysiąclecie”. Pamięta ksiądz? 
     - W tym miejscu był wielki zbiornik wodny. W okolicach było jeszcze kilka mniejszych zbiorników, bo kopano z nich glinę na cegłę. Ten musiał być bardzo stary, zarośnięty w ¾ tatarakiem. Szlamu było dużo, dzieci lubiły się w nim bawić. A kijanek było mnóstwo. Zbiornik został zasypany i w tym miejscu wybudowano szkołę, która cały czas się rozwijała.
Słyszałam, że ksiądz jest z długowiecznej rodziny.
     - Tak, mama żyła 91 lat. Jej rodzina jest długowieczna, moi wujkowie żyli powyżej 90 lat. Dwóch moich młodszych braci, Stach i Wojciech, odeszło już z tego świata. Jeden z powodu choroby nerek (prawdopodobnie na skutek przeziębienia), drugi zimą, w wypadku kolejowym (pochowany jest w Woli Mystkowskiej). 
W pokoju księdza stoi pianino. Jest ksiądz miłośnikiem muzyki?
      - Miałem zacięcie muzyczne, w młodości muzyka mnie pociągała. Do instrumentów muzycznych nie trzeba mnie było ciągnąć. Słuch miałem idealny. Grałem na pianinie, harmonii, instrumentach klawiszowych. Dużo grałem w szkole w Płocku, z koleżankami i kolegami organizowaliśmy spotkania śpiewno-muzyczne. W seminarium stałem się nadwornym muzykiem, obsługiwałem wszystkie akademie. Muzyka była mi przyjaciółką. Raz nawet grałem w płockim teatrze. W Goworowie na wikariacie miałem dobre pianino. A tu w parafii było mnóstwo pracy. Cały tydzień szkoła (religia przez dwa pierwsze lata była w szkole, a potem w sali parafialnej i punktach katechetycznych), praca przy budowie kościoła. Byłem zmęczony i nie było czasu na romantyzm. Teraz czasem siadam do pianina i gram.
Jaką muzykę ksiądz lubi?
     - Mnie cały czas zachwyca muzyka Chopina, poza tym muzyka klasyczna. Mam bardzo dużo nut.
Wróćmy do honorowego obywatelstwa, które 25 marca b.r. nadała księdzu Rada Gminy Somianka. Kiedy ksiądz otrzymał tę propozycję?
     - W ostatniej chwili. Dwa tygodnie wcześniej do księdza proboszcza przyjechała pani wójt i jeszcze ktoś. Dla mnie to był szok, niespodzianka. W pierwszym odruchu chciałem podziękować – w wielkiej ciszy swoje życie spędziłem, niech tak idzie do końca. 
Jednak jest to duże wyróżnienie. Jak czuje się ksiądz jako honorowy obywatel, czy ma jakieś przywileje z tego tytułu?
     - O przywilejach nic nie wiem. Przyjąłem to jako informację dla okolic i środowiska, to jest pewna duma dla Woli i dla gminy, że trzeba dowartościować tych, którzy mu służą.
Spotkał się ksiądz w tutejszym środowisku z wyrazami uznania?
     - Owszem, tak. Mieszkańcy w ogóle byli dla mnie życzliwi. Ja dla nich, oni dla mnie. Docenialiśmy się, szanowaliśmy, choć oczywiście nigdy nie jest idealnie.
Jest ksiądz już na emeryturze 14 lat, a cały czas jest czymś zajęty.
      - Tak, ja zawsze jestem w ruchu, jakbym się nie wycofywał z pracy. Nie nudzę się. Jedynie tylko zdrowie zaczyna mi szwankować.

Bug Nature Festiwal 2025
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość