W rozmowie z „Nowym Wyszkowiakiem” wicestarosta Leszek Marszał oficjalnie deklaruje, że w wiosennych wyborach samorządowych będzie kandydował na stanowisko Burmistrza Wyszkowa. (Wywiad ukazał się w papierowym wydaniu "Nowego Wyszkowiaka" 21 grudnia 2023 r.)
Grzegorz Nowosielski zapowiada, że nie będzie już kandydował na stanowisko burmistrza Wyszkowa. Podczas inauguracji kampanii wyborczej do senatu powiedział: Wiem, że zostawiam swoje miasto w dobrej kondycji i mam nadzieję przekazać je w ręce godnego następcy, który nie boi się wyzwań, ciężkiej pracy, ma kompetencje i potrafi trafiać do celu. Nie jest tajemnicą, że strzelectwo jest pana pasją…
- Strzelectwo sportowe.
I trafia pan do celu.
- Staram się.
Więc to było o panu.
- Termin wyborów samorządowych nie został jeszcze ogłoszony, ale wiele wskazuje na to, że będzie to 7 kwietnia przyszłego roku.
Zachęcony wsparciem wielu osób zamierzam wystartować w wyborach Burmistrza Wyszkowa. Bardzo długo zastanawiałem się na tą decyzją, bo to ogromne wyzwanie, a i poprzeczka podniesiona wysoko przez obecnego włodarza, burmistrza Grzegorza Nowosielskiego. De facto o tej decyzji przesądziło wsparcie, jakie otrzymałem, chociażby tą wypowiedzią burmistrza podczas inauguracji kampanii do senatu. Zdaję sobie sprawę, że to ogromne zobowiązanie i reprezentowanie w najbliższych wyborach silnego i sprawującego dotąd władzę środowiska. To wyzwanie, a ja bardzo lubię wyzwania.
Lubię zmieniać świat wokół siebie, pomagać, pracować z ludźmi, rozwiązywać ich problemy. W samorządzie jestem od 2009 r. Jestem na tyle młody i dynamiczny, żeby z zaangażowaniem i pomysłami iść naprzód. Gdy rozpoczynałem swoją przygodę urzędniczą, nie do końca wiedziałem, jak ta praca wygląda od kuchni. Myślę, że każdy, kto nie pracował w samorządzie, nie do końca wie, czego się spodziewać. Często sięgam do słów Alberta Einsteina: „Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie i on to robi”. Ten cytat jest dla mnie motywacją.
Często powtarzam, że samorząd to ludzie, społeczeństwo obywatelskie, urzędnicy, jednostki. Bez dobrej współpracy zewnętrznej, sektorowej włodarz byłby samotnym żaglem, a tak być nie może. Współpraca ponad wszystko.
Myśli pan, że jako kandydatowi, któremu poparcia udziela obecny, wieloletni burmistrz, będzie panu łatwiej czy trudniej niż kontrkandydatom?
- Z burmistrzem Nowosielskim w wielu aspektach jesteśmy podobni, zwłaszcza jeśli chodzi o system wartości, podejście do obowiązków, czy wspólne pasje i poglądy. Ale też w sposób naturalny się różnimy. Każdy z nas ma inną osobowość, jest po prostu innym człowiekiem. Bardzo cenię zarówno dokonania mojego pierwszego pracodawcy, burmistrza Kobyłki Roberta Roguskiego, pod okiem którego zdobywałem pierwsze samorządowe szlify, jak i kolejnego pracodawcy - burmistrza Wyszkowa Grzegorza Nowosielskiego. Z tych doświadczeń chcę korzystać, bo dwadzieścia jeden lat burmistrzowania to ogromny dorobek i nie można go lekceważyć.
Czyli będzie panu łatwiej?
- Myślę, że poparcie wielu osób i środowisk to wartość dodana.
Jak pan myśli, z kim będzie pan kontrkandydował?
- Wiadomo, że jeśli obecny burmistrz nie weźmie udziału w wyborach, to pojawi się wielu kandydatów. Chcę jednak skupić się na własnej pracy, pomysłach swoich i środowiska, na bardzo pozytywnej kampanii.
Wszyscy będą musieli się zmierzyć, a szczególnie nasze środowisko - i to bardzo trudny aspekt kampanii - z coraz brutalniejszym hejtem, zwłaszcza w sferze internetowej. Trochę się tym martwię, ponieważ ludzie na podstawie nagłówka artykułu tak łatwo wydają opinie, zamiast sprawdzić u źródła, sięgnąć po przepisy czy poznać szerzej zagadnienie. Po kwietniu też będzie toczyło się życie, relacje międzyludzkie. A jak powiedział mój śp. dziadek - na stanowiskach się bywa, człowiekiem się jest. Moja kampania na pewno będzie pozytywna, będzie to jeden z moich priorytetów.
Przed każdymi wyborami mówi się: ta kampania będzie trudna. I rzeczywiście, z biegiem lat one są coraz trudniejsze, w dużej mierze przez hejt, o którym pan wspomniał. Ktoś powiedział, że w Internecie jesteśmy szybsi niż kiedyś sądy 24-godzinne, bo wyroki zapadają natychmiastowo. Efektem jest coraz mniejsza liczba chętnych do rady gmin czy powiatów, zwłaszcza spośród młodych ludzi.
- Rzeczywiście, trzeba mieć grubszą skórę, żeby się w tym odnaleźć. Dużo rozmawiam z radnymi powiatowymi i gminnymi. Częstokroć jest tak, że z jakimś tematem nie można sobie tak łatwo poradzić, ponieważ nie pozwalają przepisy, brakuje środków finansowych czy programów dofinansowań, a część mieszkańców nie do końca to rozumie. Czy do kwestii samorządowych, czy do innych zawsze staram się mieć dystans, chłodną głowę, trochę kalkulować. Zamiast na szybko komentować, wolę najpierw temat zgłębić. Nie ma przecież osoby, która byłaby fachowcem we wszystkim. Po raz kolejny nawiążę do tego, jak ważne jest utrzymywanie dobrych relacji międzyludzkich. Najważniejszy w tym wszystkim jest przecież drugi człowiek.
Mówił pan o współpracy i poparciu środowiska. Czy wasza współpraca w koalicji jest na tyle silna, że będziecie mieli jednego kandydata na burmistrza?
- Na pewno musimy uporządkować pewne kwestie polityczne. Do tej pory staraliśmy się „wypracować” wspólnego kandydata i wierzę, że tym razem będzie podobnie. Rozmawiamy od dłuższego czasu, uwzględniając plany i ambicje wielu osób. Podkreślam - zawsze znajdowaliśmy kompromis. Wspólny kandydat oczywiście zwiększa szanse na wygraną w tych wyborach, a o to zwycięstwo będziemy walczyć zarówno na poziomie gminy, jak i powiatu.
Trochę mówiliśmy już o zbliżającej się kampanii wyborczej. Jak pan myśli, na czym się ona skupi?
- Kampania rozpocznie się tuż po Nowym Roku. Nawiązując do tego, o czym rozmawialiśmy, myślę, że rzeczywiście będzie to najtrudniejsza kampania samorządowa od 1990 r. Po pierwsze będzie prowadzona w okresie zimowym, kiedy dni są krótkie, przez co ograniczone są możliwości prowadzenia rozmów bezpośrednich. Po drugie będzie przeplatana feriami, świętami wielkanocnymi. Trudnym elementem, z którym będziemy musieli się zmierzyć, będzie hejt, o którym wspominałem.
Jeśli pyta pani o najważniejsze tematy kampanii, to myślę, że będą to kwestie związane z zagospodarowaniem przestrzennym, tematy oświatowe, zrównoważony rozwój sołectw, rozwój infrastruktury drogowej i inwestycje, turystyka i dostęp do rzeki Bug, czy szeroko rozumiana ekologia jako jeden z nowszych trendów.
Które z tych tematów są panu najbliższe?
- Oświata, ekologia, turystyka, dostęp do rzeki Bug.
To pana wina?
Mówił pan, że samorząd to współpraca, ludzie, ale samorząd to również dużo problemów. W Wyszkowie na pierwszy plan wysuwają się kwestie związane z zagospodarowaniem przestrzennym, budownictwem wielorodzinnym, rozwojem dzielnicy przemysłowej. Jaka jest pana opinia na temat obecnie prowadzonej przez gminę polityki?
- Cieszę się, że Wyszków jest atrakcyjną lokalizacją dla ludzi, którzy chcą tutaj mieszkać i pracować. Na te kwestie należy spojrzeć w perspektywie przyszłości. 24 września weszła w życie nowelizacja ustawy o planowaniu przestrzennym. Jak wynika z opinii ekspertów, to będzie rewolucja. Plan ogólny zastąpi studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Będzie wiele istotnych zmian m.in. w warunkach zabudowy. Wprowadzone zostaną zintegrowane plany inwestycyjne, uruchomiony zostanie ogólnodostępny rejestr urbanistyczny. Konsultacje społeczne zostaną uzupełnione o uproszczoną partycypację społeczną. Większość tych zmian wejdzie w życie w 2025 i 2026 r. i będą przesądzały o kwestiach, które pani poruszyła.
Gmina Wyszków zorganizowała dla radnych i pracowników szkolenie, w którym również mogłem wziąć udział. Poruszanych było wiele kwestii, padło wiele pytań. Mimo że na sesjach rady miejskiej jest wiele niezgodności, na tym spotkaniu większość radnych raczej mówiła jednym głosem, co jest dobrą wróżbą na przyszłość.
Polityka przestrzenna ma kluczowe znaczenie dla rozwoju gminy, przekłada się na kwestie środowiskowe, społeczne, ekonomiczne. Jestem zwolennikiem jasnych, klarownych zasad przeznaczania terenów i sposobu ich gospodarowania. Chciałbym, żeby kryteria były dla wszystkich identyczne i żeby decyzje służyły konkretnym inwestycjom mieszkańców i przedsiębiorców, a te interesy mogą się różnić. Natomiast jeśli jest popyt na budownictwo wielorodzinne, to powinniśmy wychodzić naprzeciw tym oczekiwaniom. Nasi mieszkańcy nadal poszukują lokali w budynkach wielorodzinnych.
W dotychczasowej pracy samorządowej stoczył pan już kilka batalii. Efektem jednej z nich był rozpad koalicji. Środowisko PiS-u obwinia o to pana. Jak to wyglądało z pana strony?
- Po wyborach zapadła decyzja o koalicji z większościową grupą radnych, bo PiS miał w radzie powiatu 8 mandatów. Jak mówili nasi liderzy, było to małżeństwo z rozsądku, zawarte m.in. z uwagi na ówczesny rząd, możliwość pozyskania dofinansowań dla samorządu powiatowego, który nie jest tak zamożny, jak samorząd gminny. Tej koalicji udało się wiele przedsięwzięć. Nie udało się natomiast jej utrzymać, ponieważ po drugiej stronie nie było jednej osoby decyzyjnej, lidera, który potrafiłby wypracować kompromis. Miałem z tym ogromny problem. Starałem się coś uzgadniać ze starostą Żukowskim, a potem decyzje były zmieniane przez jego środowisko. Musiałem rozmawiać z drugą, trzecią czy czwartą osobą. Decyzje, które zapadały w starostwie, były odwracane i dalej nie dało się tak funkcjonować.
To pan tupnął nogą? To pana wina?
- Do ostatniego momentu próbowaliśmy tę koalicję ratować. Pamiętam ostatnie spotkanie w Pułtusku u wicepremiera Henryka Kowalczyka, na którym byłem ja, burmistrz Nowosielski, Waldemar Sobczak i starosta Żukowski. My wtedy podaliśmy sobie rękę.
Nie było wtedy z wami żadnej radnej powiatowej z PiS-u?
- Nie. Radne pojechały następnego dnia ze starostą Żukowskim do pana wicepremiera i nie zgodziły się z ustaleniami, które wypracowaliśmy poprzedniego dnia. Widać było, że w tym środowisku brakuje lidera. A też pytanie, czy jakiś głębszych intencji nie miał w tym wicepremier Kowalczyk? Uważam, że wszystko było do domówienia i do tej pory nie rozumiem, co takiego wydarzyło się po naszym spotkaniu. Potem nie usiedliśmy już do rozmów. Mieliśmy informację, że PiS zaczął rozmawiać z PSL-em na temat wspólnej koalicji.
Jakie ukryte zamiary mógł mieć wtedy Henryk Kowalczyk? Chciał rozpadu tej koalicji?
- Wicepremier Kowalczyk „grał na siebie”, nie chcąc pozwolić na wysunięcie się na pierwszy plan prawdziwego lidera PiS w powiecie wyszkowskim.
Jak pan sądzi, dlaczego samorząd powiatowy, starostwo są w małym stopniu kojarzeni przez społeczeństwo? Można odnieść wrażenie, że to samorządy miejski i gminne rządzą, a wy stoicie jakby z boku, chociaż to powiat prowadzi duże szkoły ponadpodstawowe czy szpital.
- Przede wszystkim brak świadomości ludzi, że jest podział kompetencji oraz zadań własnych gminy i powiatu. Mieszkańcy nie rozróżniają, za co odpowiedzialny jest burmistrz, gmina, a za co powiat. Dlatego staramy się tak dużo współpracować z dziećmi i młodzieżą, zapraszamy ich do starostwa, żeby przekazać im pewne informacje. Jeśli chcemy zapłacić podatek, otrzymać dowód osobisty, to zgłaszamy się do gminy, prawo jazdy - zgłaszamy się do powiatu.
Myślę, że w tej kadencji naszymi inwestycjami, działalnością promocyjną zaistnieliśmy bardziej w lokalnym środowisku i świadomości mieszkańców.
Powiat prowadzi też szkolnictwo specjalne. Nauczyciele tych placówek nie są pana fanami, ze względu na obniżenie ich dodatków. Żałuje pan tej inicjatywy?
- To była najtrudniejsza decyzja w tej kadencji, podejmowana w dużych emocjach, może w złym momencie i w złej atmosferze, przy bardzo sztywnym stanowisku środowiska związkowego, które musiało te nowe warunki ustalić. To była trudna decyzja, do której trzeba podchodzić z perspektywą zmian w przyszłości.
Myślę, że kwestie dodatków za warunki trudne i uciążliwe powinny być uregulowane centralnie, na poziomie Karty Nauczyciela i subwencji oświatowej. Kwestie związane z finansowaniem oświaty są dużą bolączką samorządów i zawsze były orzechem trudnym do zgryzienia we wszystkich kadencjach parlamentarnych.
Moje serce należy już do Wyszkowa
Nie pochodzi pan z Wyszkowa, ale od lat pracuje pan tu i mieszka. Patrzy pan już na miasto jako wyszkowianin czy wciąż po trosze jako przyjezdny?
- Zdecydowanie czuję się wyszkowianinem. Dzisiaj to ma mniejsze znaczenie, ponieważ wielu wyszkowian jest napływowych. Często podróżujemy po świecie, zostawiamy cząstkę siebie w różnych miejscach. Przeprowadziłem się do Wyszkowa w 2011 r. i już po kilku miesiącach poczułem, że to może być moje miejsce na ziemi. Stworzyłem tu wiele relacji z ludźmi, środowiskami, podjąłem z nimi wiele wspólnych działań. Szczególnie cieszy mnie to, co udało się zrobić w zakresie lokalnej tożsamości – choćby ławeczka Różyckiego i wszystko to, co dzieje się wokół Rodziny Enigmy, pomnik Stanisława Wolskiego. Ale także wyszkowski sztab WOŚP, któremu szefuję od ośmiu lat. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że mógłbym mieszkać gdzieś indziej. Moje serce po prostu należy już do Wyszkowa i wiążę z nim swoją przyszłość.
Powszechna jest opinia, że jest pan człowiekiem wielu zainteresowań i pasji. W kampanii czasu będzie zdecydowanie mniej. Z czego pan nie zrezygnuje?
- Zdecydowanie nie zrezygnuję ze sportu. Towarzyszył mi zawsze. Jak miałem trudne momenty w pracy, która bez dwóch zdań jest moim hobby, to właśnie sport mnie ratował. Na takim stopniu zarządczym nie wybieramy między kolorem zielonym czy czerwonym, tylko podejmujemy trudne decyzje, które mają konsekwencje. Czasami to wybór między mniejszym i większym złem. Nikt z nas nie jest niezniszczalny, potrzebuje alternatywy, odreagowania, a sport bardzo mocno pomaga mi wyciszyć się, podejść ze świeżą głową do kolejnych wyzwań. W gronie znajomych wspominałem nawet, by wyrywali mnie na bieganie czy rower, żebym w tym trudnym okresie, który mnie czeka, mógł mieć odskocznię. Myślę, że gdybym nie pracował w samorządzie, to byłbym trenerem, szkolącym - i to również w zakresie swojego wykształcenia, ale też w branży sportowej, handlu, bo to bardzo ciekawy obszar. Podczas budowy hali sportowej CEZiU, kiedy wybieraliśmy system podłogowy, jeden z oferentów przyznał, że z moją wiedzą mógłbym z miejsca podjąć u nich pracę.
Staram się średnio 15 tys. kroków dziennie wykonać, często spaceruję, biegam po Wyszkowie, obserwując jednocześnie jak się zmienia, a jakie aspekty są jeszcze do realizacji.
Powiedział pan, że praca to pana hobby. Jest pan pracoholikiem?
- W różnych trudnych momentach życia zawsze uciekałem w pracę, co trochę miało wpływ na to, że do tej pory nie założyłem rodziny. Po prostu lubię pracować, żyję pracą. Wolę się przepracowywać, planować więcej niż ma doba, niż siedzieć w domu w niezbyt dobrej kondycji psychicznej. Staram się tak żyć, by kiedyś na emeryturze mieć piękne wspomnienia.
Wspomniał pan na początku, że lubi wyzwania, ale w kontekście naszej rozmowy, podsumowując ją, proszę powiedzieć, dlaczego chce pan być Burmistrzem Wyszkowa?
- „Jeśli chcesz zbudować statek, nie gromadź ludzi, by zbierali drewno i rozdzielali obowiązki, ale wzbudź w nich tęsknotę za rozległym i niekończącym się morzem.” To słowa Antoine de Saint-Exupéry. Chciałbym móc zmieniać świat wokół mnie. To jest konsekwencja tego, co wydarzyło się w moim życiu tutaj, w Wyszkowie. Chciałbym służyć mieszkańcom. Myślę, że jestem na dobrym etapie swojego życia. To odpowiedni czas i miejsce.
Dziękuję za rozmowę.
Leszek Marszał
• wiek: 38 lat
• wykształcenie: mgr inż. informatyki, specjalizacja bazy danych
• doświadczenie zawodowe:
- Urząd Miasta Kobyłka
- Urząd Miejski w Wyszkowie: informatyk, naczelnik wydziału promocji, kultury i sportu
- Starostwo Powiatowe w Wyszkowie: wicestarosta
• działalność społeczna: od 8 lat szef wyszkowskiego sztabu WOŚP, aktywny członek czterech organizacji pozarządowych
• pasja: sport - były siatkarz ligowy, obecnie uprawia strzelectwo sportowe (pistolet) i biegi średniodystansowe