Wychodzimy z założenia, że pewne tematy są na tyle ważne, że od nich absolutnie powinno się zacząć, a dopiero później myśleć o remoncie gabinetu – w rozmowie z „Nowym Wyszkowiakiem” mówi Arkadiusz Darocha, radny powiatowy wybrany z listy WIS Masz Wybór. Pytamy go m.in. o konflikt z burmistrzem, główne grzechy byłego dyrektora szpitala oraz czy sam widzi się w roli burmistrza.
Oświadczenie radnych powiatowych wydane z końcem ubiegłego roku było wyraźnym sygnałem, że w WIS Masz Wybór coś jest nie tak. Co takiego zrobił panu burmistrz Płochocki, że zaledwie po kilku miesiącach zdecydował się pan podpisać oświadczenie, w którym radni powiatowi WIS odcinają się od decyzji zapadających w samorządzie miejskim?
- Personalnie Piotrek nic mi nie zrobił. Jak już wówczas w waszym artykule wspomniał Bartek Adler, brakowało dialogu pomiędzy nami a burmistrzem. Jesteśmy radnymi powiatowymi, wobec czego wpływ na to, jak wygląda gmina, mamy mały. Natomiast szliśmy do wyborów wszyscy razem, jako cała ekipa, jako znajomi, koledzy, przyjaciele. I tak też widzieliśmy tę współpracę, że będziemy wspólnie omawiać różne tematy, doradzać sobie wzajemnie, wspólnie realizować nasze zamierzenia z jak największą korzyścią dla mieszkańców. Takiego dialogu po wyborach nam brakowało. Też trochę różniliśmy się w priorytetach.
W radzie powiatu jest nas troje, jesteśmy dobrze dobrani, zgadzamy się ze sobą i już na tym początkowym etapie widzieliśmy, że pomimo naszych prób kontynuowania dialogu, to nie idzie w dobrym kierunku. Postanowiliśmy więc, że skupimy się na pracy w powiecie. Jako radni powiatowi będziemy starali się współpracować z gminą, z burmistrzem, ale w oficjalnej formie.
Skończyło się koleżeństwo?
- Nie tyle koleżeństwo, bo Piotrek jest dalej kolegą. Po prostu mamy inne spojrzenie na współpracę w samorządzie i inne priorytety. Uszanowaliśmy to, że Piotrek nie chce wchodzić w taki dialog, jaki my widzieliśmy. Od samego początku absolutnie nie chcieliśmy mieć wpływu na rządzenie i wchodzić w jego kompetencje. Chcieliśmy być tylko podporą, wsparciem. To, co najbardziej nas różniło, to właśnie priorytety. Dla nas np. bardzo ważne jest odkorkowanie miasta, a dla Piotra na samym początku ważne były inne tematy. Szanujemy to. Wierzę w to, że chce dobrze dla mieszkańców, jak i my chcemy dobrze dla mieszkańców. Tylko po prostu wzajemna współpraca się nie ułożyła. Wszyscy mieliśmy ten sam program wyborczy, natomiast od innej strony widzieliśmy rozpoczęcie jego realizacji.
Państwo widzieliście od jakiej strony?
- Przede wszystkim wspomniane wcześniej odkorkowania miasta, ale także plany zagospodarowania gminy. W grudniu na przykład zgłaszałem, że może być problem z działką pod PSZOK. Wychodzimy z założenia, że pewne tematy są na tyle ważne, że od nich absolutnie powinno się zacząć, a dopiero później myśleć o remoncie gabinetu.
Burmistrz zawarł porozumienie z MZDW i ruch tirów ma być wyprowadzony z centrum. To punkt waszego programu.
- Z tego, co wiem, obrane ulice i sposób wyprowadzenia tirów nie jest przedyskutowany z radnymi gminnymi, ale indywidualny pomysł Piotrka - mam nadzieję, że słuszny i kibicuję, aby posłużyło to mieszkańcom. Generalnie jednak nie zaczynał od poważniejszych tematów, tylko od drobniejszych, jak projekt Stajnia, który oczywiście też był w naszym programie, ale nie był to projekt, od którego byśmy zaczęli. Projekt, o którego starcie radni miejscy dowiedzieli się z Internetu.
Spotkaliście się państwo z burmistrzem, zanim wydaliście oświadczenie?
- W gorącym okresie powyborczym każdy szukał swojego sposobu na pracę. Było wiele spotkań, prowadziliśmy długie dyskusje na Messengerze, ale one ucięły się w pewnym momencie, kiedy Piotr zdecydował się opuścić naszą grupę, bo uznał, że jesteśmy tymi, którzy tylko krytykują. Ale to tak nie wyglądało. Każdy z radnych ma swoje pomysły, w ten czy inny sposób próbuje zrealizować swój projekt, wobec czego tarcia są naturalne, ale zmierzają do wypracowania jak najlepszego rozwiązania. My dalej pozostajemy w szerokim kontakcie z radnymi gminnymi i, co ciekawe, często mamy różne spojrzenia na pewne tematy, potrafimy się merytorycznie pokłócić, ale fajne jest to, że na końcu spotykamy się i wypracowujemy kompromis zawierający wszystkie rozwiązania, które chcielibyśmy ująć i które są najlepsze dla mieszkańców.
Czyli podpisałby się pan pod takim oświadczeniem, jakie wydali radni, pod zwartymi w nim myślami?
- Podpisałbym się, dlatego że mamy podobne spostrzeżenia po tym naszym oświadczeniu. Teraz trochę łatwiej nam się działa. Jeśli mamy temat, który chcemy poruszyć wspólnie z gminą, to poruszamy - bez większych emocji i nie przejmujemy się tym, w jaki sposób działa burmistrz, bo już pracuje na własny rachunek.
Przed oświadczeniem bardzo nam też zależało, żeby burmistrz był dobrze widziany w oczach mieszkańców. Dlatego staraliśmy się podpowiadać mu, jak to naszym zdaniem powinno wyglądać.
Nie widzicie już możliwości porozumienia się?
- Jako radni powiatowi nie uznajemy czegoś takiego jak koalicja międzykomitetowa, tylko bardziej koalicja tematyczna, co daje wręcz potrzebę porozumiewania się. Nie jesteśmy tymi, którzy będą robili coś przeciw burmistrzowi, bo cały czas chcemy współpracować. Dla mnie bardzo ważna jest demografia powiatu i tutaj widzę pole do współpracy zarówno z burmistrzem, jak i radnymi. Mieszkańców będzie coraz mniej, czego konsekwencją będą coraz większe problemy np. w dziedzinie edukacji. Z drugiej strony będzie przybywało osób starszych, schorowanych, wymagających pomocy. Trzeba opracować zarówno strategię właśnie dla seniorów, ale także nie dopuszczać do tego, żeby młodzi ludzie osiedlali się poza naszym powiatem, tylko np. wracali tu po studiach. To zadanie zarówno dla gmin, jak i powiatu. Na przykład z punktu widzenia bezpieczeństwa medycznego - musimy sprawić, aby kobiety czuły się komfortowo podczas porodów, żeby panie rodziły w Wyszkowie, a nie w Warszawie. Jest na to sporo pomysłów, tylko trzeba usiąść i wspólnie nad tym popracować.
Ale współpraca między starostą a burmistrzem nie układa się najlepiej.
- Z perspektywy radnego powiatowego tu również widzę niedociągnięcia we wzajemnej współpracy. My, jako radni powiatowi, mieliśmy problem z dialogiem. Radni gminni mają problem z dialogiem. Starosta również ma problem z dialogiem. Myślę, że czas spojrzeć, kto ten problem powoduje. Gdybym tylko ja miał problem z rozmową z Piotrem, to doszukiwałbym się nie tylko winy burmistrza, ale także swojej. Natomiast jest wiele osób, które oczekują innej formuły współpracy z Piotrem. Myślę, że tutaj jest pole do poprawy. Krótko jestem w samorządzie, ale od samego początku widzę, że im człowiek więcej się komunikuje, dąży do kompromisu, zrozumienia drugiej strony, tym więcej dla mieszkańców można osiągnąć.
Czyli problemem jest burmistrz, tak?
- Nie chcę stawiać takiej diagnozy, ponieważ burmistrz jest osobą w polityce nową. Po jego stronie, widzę problem w formie komunikacji, współpracy. Natomiast po stronie starostwa jest to po prostu inna opcja polityczna, więc na tym polu tarcia też mogą występować.
Wybory starosty były tajne, ale wynik wskazuje, że Marzena Dyl nie była pana wyborem. Przez te półtora roku przekonała pana do siebie?
- Rzeczywiście nie głosowałem na starostę Marzenę Dyl, ale jej pracę od początku kadencji oceniam dość dobrze. Nie widzę blokowania opozycji we wszystkim. Na pierwszej sesji wręczyliśmy staroście listę projektów, które chcielibyśmy jako minimum osiągnąć w tej kadencji. Było tam osiem punktów i tak naprawdę dzięki współpracy z radnymi wszystkich opcji udało się osiągnąć już siedem. To chociażby budowanie dróg, gdzie zaznaczyliśmy drogę w Deskurowie. Chociażby tworzenie strategii przeciwpowodziowej, powrót dodatków dla nauczycieli szkół specjalnych, docenianie trenerów sportowych za ich wkład, co znalazło odzwierciedlenie w Nagrodach Starosty. Na tej liście było też stworzenie programu strategicznego w dziedzinie zdrowia psychiczneego i Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna opracowuje taki program. W zalążku jest ważny punkt dla mnie, czyli poprawa funkcjonowania szpitala. Realizacja tych punktów nie jest tylko naszą zasługą, ale jest ewidentnym dowodem na to, że współpraca ma sens.
Na pewno nie udało się zrealizować dość istotnego zagadnienia, jakim są apteki całodobowe. Pozostawiam ten punkt do przepisania na kolejną kartkę, do realizacji mam nadzieję jeszcze w tej kadencji.
Nie jest to po prostu zależne od samorządu.
- Nie jest, ale i tak w tej kwestii zrobiono bardzo dużo, bo doszliśmy do tego, że powiat był w stanie sam sfinansować dyżury aptek. Problem jest, oczywiście, szerszy, bo dotyka chociażby problemów kadrowych w aptekach. Zwracałem się w tej kwestii do minister zdrowia. Raz otrzymałem wymijającą odpowiedź, za drugim razem nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Natomiast jestem na tyle uparty, że będę dalej drążył ten temat.
Wracając do starosty, dobrze oceniam jej pracę, co nie znaczy, że wchodzę na listę członków koalicji obecnie rządzącej. Jeśli pojawią się projekty, które uważamy za niedobre, to absolutnie nie zamierzamy za nimi głosować. Tak samo w drugą stronę. Popieramy każdy ważny projekt także opozycyjnego klubu - PiS. Jesteśmy skłonni rozmawiać ze wszystkimi. Mówiłem już o koalicji tematycznej. Na przykład powrót do dodatków dla nauczycieli szkół specjalnych, udało nam się osiągnąć właśnie dzięki współpracy tematycznej z PiS oraz głosowi radnej koalicyjnej Eli Piórkowskiej. Da się więc współpracować ponad podziałami.
Łatwo mówić, jak się jest w opozycji. Naszła już pana taka refleksja? Atmosfera na sesjach powiatowych wyraźnie się zmieniła, pierwsze miesiące były znacznie bardziej burzliwe.
- Będąc w opozycji, faktycznie wiele spraw wydaje się łatwiejszych. Nie uważam jednak, że jesteśmy taką twardą opozycją, bo wspieramy każde dobre zarządzanie. Jesteśmy otwarci na podpowiadanie rządzącym, jak my byśmy pewne kwestie załatwili, dajemy swoje pomysły. Tak naprawdę chodzi przecież o cel. Wchodząc do samorządu, chcieliśmy go trochę odmienić, pokazać, że nie chodzi o antagonizmy, że polityki nie robi się, głosując przeciwko komuś.
Kwestia nocnych dyżurów aptek pokazała, że to nie jest wcale tak prosta sprawa, jak mogło się wydawać w kampanii.
- Nie ukrywam, że na początku kadencji bardziej emocjonalnie podchodziłem do wszystkiego i potrafiłem dosadnie coś skrytykować. Jestem osobą dość niecierpliwą i chcę szybko osiągać sukcesy. W miarę upływu czasu przekonałem się, że to wcale nie jest takie łatwe. Myślę, że i osoby z mojego otoczenia, i koalicja rządząca zobaczyli też, że nie jestem osobą, która krzyczy, bo chce krzyczeć, tylko po prostu mi zależy. Z aptekami nie udało się osiągnąć oczekiwanego efektu, ale możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że z każdej strony zrobiliśmy wszystko, co było można. Teraz pozostały drogi już pozasamorządowe i dalej będziemy walczyli.
Może w takim razie brakuje takiego zrozumienia dla sytuacji Piotra Płochockiego, który też dopiero zaczyna, też się przekonuje, że nie wszystko jest takie proste, jak się wydaje, kiedy się nie jest w samorządzie.
- Absolutnie rozumiemy, że rządzenie nie jest takie łatwe. Dlatego jeszcze raz podkreślam: my nie chcemy rządzić za Piotrka, czy mówić mu, jak ma to robić. Chcemy działać tak, jak w powiecie, czyli podpowiadać i ułatwiać mu to rządzenie. On nie ma w nas wrogów. Piotr jest wizjonerem, ale często nie widzi innej ścieżki i my chcemy mu ją pokazać. To nie jest chęć nakazania: masz pójść tą drogą, tylko zachęta, żeby zastanowić się, czy proponowane przez nas rozwiązanie nie jest lepsze.
Dobrze czuje się pan w samorządzie? Tego się pan spodziewał?
- Najlepiej czuję się w roli lekarza. Ta praca sprawia mi największą przyjemność. Do samorządu poszedłem dlatego, że docierały do mnie ze strony i pacjentów, i personelu szpitala różne problemy. Chciałem czuć się potrzebny i pomóc w ich rozwiązaniu. W samorządzie dobrze się odnajduję. Sprawia mi satysfakcję, jak coś pójdzie naprzód, w dobrym kierunku. Gdyby wybory miały odbyć się teraz, to startowałbym jeszcze raz, ponieważ nie zrealizowałem wszystkich projektów, a pewnie po drodze pojawi się mnóstwo innych. Fajne jest to, że przez kontakt z mieszkańcami docieramy do problemów, o których nie mieliśmy świadomości, a mamy na nie wpływ i możemy pomóc.
Startowałby pan na radnego powiatowego czy na burmistrza?
- Nauczyłem się zasady „nigdy nie mów nigdy”. Natomiast bardzo dobrze odnajduję się w roli radnego, ta rola mi pasuje, z miesiąca na miesiąc zdobywam coraz większe doświadczenie. Jak już mówiłem, jestem uparty i żeby dopiąć pewne projekty, muszę się jeszcze dużo nauczyć.
Zdarza się panu myśleć: gdybym był burmistrzem, to…?
- Jak powiedziałem na samym początku, widzę inne priorytety, więc na pewno zacząłbym od czegoś innego. Natomiast myślę, że zarówno ja bym chciał dobrze, tak jak i Piotrek chce dobrze.
Po oświadczeniu radnych gminnych bardzo dużo się dzieje. Wypowiadają się też konkurenci polityczni, inne komitety. Do tej pory nie brałem udziału w tej dyskusji, ale obserwuję wszystko z boku i mam wrażenie, że jeśli doświadczeni politycy wypowiadają się na temat tego, co zaszło w samorządzie gminnym, to trzeba to trochę traktować na odwrót. Jeśli mówią, że Piotrek jest w porządku, a problem jest w radnych, to znaczy, że burmistrza nie uważają za swojego rywala, tylko radnych.
Nie słyszałam takiej wypowiedzi, że burmistrz jest w porządku, a problem jest w radnych.
- Jeśli były burmistrz mówi, że radni chcieli mieć zbyt duży wpływ na decyzje Piotra Płochockiego, to myślę, że on ma w tym jakiś plan. Przekalkulował, że Piotrek nie będzie dla niego i jego komitetu rywalem, ale już radni mogą być. Dlatego warto ich osłabić.
Tak samo, kiedy jest mowa o referendum odwoławczym. Mówią, że teraz to jest zła pora, że trzeba dać się wykazać burmistrzowi. Ja to odczytuję: nie mamy na tę chwilę dobrego kandydata, nie jesteśmy przygotowani do wyborów.
Wy jesteście?
- Zawsze.
Czyli macie dobrego kandydata?
- Myślę, że w naszej grupie jest kilka osób, które byłyby dobrymi burmistrzami, zdołałyby ponownie przekonać mieszkańców do siebie i pokazać, że nie o taką bajkę chodziło.
Czyli nie jest pan przeciwnikiem referendum? Nie wyklucza pan takiej sytuacji?
- Nie wykluczam. To jest narzędzie demokratyczne. Jak będzie referendum, to będzie.
Poprze je pan?
- Poprę.
Porozmawiajmy o szpitalu. Był pan chyba największym oponentem poprzedniego dyrektora. Jakie są pana najważniejsze oczekiwania w stosunku do nowej pani dyrektor?
- Nowa pani dyrektor ma trudne zadanie, ponieważ szpital został zostawiony z pewnym minusem, który teraz trzeba redukować. Trzeba też poprawić wizerunek szpitala. Będąc w komisji konkursowej, miałem wgląd w plany naprawcze szpitala proponowane przez poszczególnych kandydatów. Na tym polu wyróżniało się dwoje kandydatów i głosy członków komisji podzieliły się. Wygrała pani Aneta Miszczak i jej plan naprawczy oceniam bardzo dobrze. Jeśli zrealizuje 80% tego, co zakłada, to będzie naprawdę dobrze. Nie chcę zdradzać, jaki jest jej plan. Myślę, że sama będzie chciała się tym pochwalić i przyjdzie na to czas. Natomiast ważne są w nim takie filary, jak empatia wobec pacjentów i dobra atmosfera w szpitalu, rozwój szpitala i dotacje. Od pani dyrektor oczekuję więc, że będzie swój plan realizowała. Jako lekarz, jako radny oferuję pomoc, podpowiedzi, wskazówki, co trzeba zmienić z punktu widzenia lekarskiego i podejścia do pacjentów. Oczywiście, nie oczekuję, że pani dyrektor będzie robiła wszystko według moich pomysłów. Niech działa po swojemu, a my, jako radni, na pewno będziemy się przyglądać tej pracy. Będziemy też rozliczać, bo wszystkim nam zależy na szpitalu i od tego jesteśmy. Mam nadzieję, że przestaną do mnie docierać negatywne opinie od pacjentów. Nie mogę powiedzieć, że 100% jest negatywnych opinii, ale na pewno jest nad czym pracować.
Z nową panią dyrektor wiążę też nadzieje z tego względu, że nie jest osobą polityczną i wywodzi się stąd. Tutaj też jest jej rodzina. Siłą rzeczy będzie jej więc zależało na podniesieniu renomy szpitala. Ma bardzo duże doświadczenie kadrowe, pracowała w placówce medycznej Medicover. Nie kierowała szpitalem publicznym, co jest w pewnym sensie pozytywem, bo zdobywając doświadczenie, zacznie poniekąd od zera i będzie chciała budować coś z niczego, a sprawia wrażenie osoby ambitnej. Na konkursach w szpitalach na całym Mazowszu obserwujemy, że kadra dyrektorska po prostu przechodzi z jednego szpitala do drugiego; to są cały czas te same osoby, które nauczyły się układów i się w nich odnajdują. Pewnie większość z nich trzyma z jakąś opcją polityczną, co jest dla mnie chore, bo taka posada powinna być apolityczna.
Co było grzechem głównym Tomasza Borońskiego?
- Określiłbym Tomasza Borońskiego jako menadżera z takim, może źle to zabrzmi, ale starym podejściem do zarządzania. Strasznie autorytarnym. Czasy się zmieniają tak, jak zmieniają się pacjenci. Kiedyś, gdy nie było tak szerokiego dostępu do informacji, to personel medyczny był wyrocznią. Teraz dostęp do informacji medycznej jest na tyle duży, że pacjenci potrzebują raczej dialogu z personelem medycznym, ponieważ czasami ciężko odróżnić, co jest prawdą medyczną, a co jest fejkiem. Tak samo w zarządzaniu szpitalem potrzebny jest dialog. Zadaniem dyrektora jest stworzenie zespołu ludzi, którzy wzajemnie współpracują i widzą cel, jakim jest pacjent i jak najlepsza jakość leczenia. Kiedy atmosfera w szpitalu się psuje, niestety, rykoszetem dostają pacjenci, a jak wiadomo, ryba psuje się od głowy.
Nie tylko ja, ale też inni radni, m.in. Agnieszka Eychler, Danuta Rzempołuch czy Elżbieta Piórkowska, wiele razy wskazywaliśmy, że warunki na SOR-ze, łagodnie mówiąc, mogłyby być dużo lepsze. Dyrektor miał okazję je poprawić, bo były na ten cel dotacje w wysokości 15 mln zł, ale wyszkowski szpital zawnioskował o najmniejszą kwotę, czyli 2 mln zł. Nie mówię, że powinniśmy starać się o 15 mln zł, bo można było, jak szpitale okoliczne, wystąpić o trochę mniejszą kwotę, ale wystarczającą na taką przebudowę poczekalni, żeby komfort pacjentów był lepszy, a także zainwestować w sprzęt, który zwiększyłby jakość obsługi na SOR-ze.
Dyrektor nastawił się na budowę nowego SOR-u.
- Mamy 2025 rok, a dyrektor o nowym budynku mówił już chyba od 2022 r. Lada chwila miał być, ale nic się w tym temacie nie działo. Nie było też prognoz na to, aby pojawiła się jakakolwiek dotacja, bo mówimy przecież o grubych milionach. Nie uważam, żeby budowa nowego SOR-u była złym pomysłem, warto o to walczyć, ale trzeba coś w tym kierunku robić i nie zamykać się na inne możliwości.
Dziękuję za rozmowę.



