Od ponad miesiąca na moje facebookowe konto przychodzą powiadomienia: zwykłe „Dodaj do znajomych” czy „X zaprasza cię do polubienia tej strony” nagle zostały wyparte przez „Kandydat na Wójta Gminy X zaprasza do obserwowania strony” z dopiskiem pod spodem „Kandydat polityczny” albo „Organizacja polityczna”.
Wszyscy pięknie ubrani, na nowych zdjęciach profilowych głównie mężczyźni w garniturach i piękne, młode, uśmiechnięte kobiety.
Dzięki social mediom kandydaci zyskali kanały dotarcia do wyborców i dialogu z nimi. Mogą zaprezentować swój program, zapraszać na spotkania wyborcze, poznawać opinie mieszkańców. Robią ankiety, relacje na żywo, filmiki, a przede wszystkim gromadzą statystki, dzięki którym sprawdzają, co odbiorców porusza. Dobrze prowadzona i przemyślana komunikacja on-line powinna przynieść korzyści. Ale robiona bez pomysłu i doświadczenia - może zaszkodzić.
Na chybił trafił wybrałem i zaakceptowałem kilka zaproszeń z ostatnich tygodni, chcąc sprawdzić interaktywność wyszkowskich kandydatów na radnych. Ponieważ jednak po kliknięciu „dodaj do znajomych” żaden kandydat/kandydatka nie rozpoczynał rozmowy, musiałem prowokować do wymiany zdań. Zwykle zaczynałem od: „Cześć, zaprosiłeś/aś mnie do znajomych, a skąd my się znamy?”.
Wachlarz odpowiedzi był przeróżny.
Kandydat numer jeden, Arkadiusz, postawił na najprostsze rozwiązanie. - Mieszkamy w małym mieście, tu przecież każdy z każdym się zna praktycznie. Jak widać, Arkadiusz jest zwolennikiem teorii sześciu stopni oddalenia albo inaczej: „sześciu kroków”. Mówi ona, że każdego z nas dzieli tylko sześć kontaktów od dowolnie wybranej osoby na świecie. Ponoć każdy zna kogoś, kto przez swojego znajomego może dotrzeć do kolejnych osób i w ten sposób, dzięki kolejnym sześciu kontaktom, mogę porozumieć się np. z Monicą Belucci. Niestety, ubiegający się o mandat radnego zapytany przeze mnie, czy wysłał zaproszenia do wszystkich, którzy jako miejsce zamieszkania podali Wyszków, zamilkł i szansa na głębsze jego poznanie znikła. Szkoda, bo jego profil jest praktycznie martwy. Nie dowiedziałem się o Arkadiuszu i najważniejszych dla niego sprawach do rozwiązania praktycznie nic.
Anna - kandydatka numer dwa - chciała mnie przekonać do siebie odpowiedzią: - Startuję w wyborach, myślę, że skoro chcę reprezentować wszystkich mieszkańców, to warto bym ich poznała. Czyli wcześniej nie znałaś sąsiadów, pomyślałem, a mimo to znalazłaś się na liście. Kandydatka okazała się rozmowniejsza niż poprzednik. Dowiedziałem się więc, że najważniejsze dla niej są regularne kursy autobusów do i z Warszawy, a szczególnie w weekendy. I że w radzie miasta jej zadaniem będzie angażować się w inicjatywy lokalne. Gdy jednak zacząłem drążyć, jakie inicjatywy uważa za najważniejsze, skończyło się to wklejeniem w ramach odpowiedzi tego, co kandydatka ma po prostu na swoim fanpejdżu wraz z hasłem komitetu. Wróciłem więc do tematu komunikacji między Wyszkowem i stolicą. Zapytałem, czy wie, ile pociągów dziennie jeździ na tej trasie. - Mało kto jeździ pociągami, głównie chodzi o autobusy – przeczytałem w odpowiedzi. Mimo mojej prośby kandydatka nie potrafiła uzasadnić tego statystykami. Na spotkaniu poświęconym modernizacji linii kolejowej, które odbyło się pod koniec lutego, nie była - bo o nim nie wiedziała.
Na plus zaliczam, że odpowiadała szybko.
Kandydat numer trzy, Zbigniew, jest moim ulubionym. Na pytanie, skąd się znamy, odpowiedź była zaskakująca: - Nasze dzieci chodziły razem do przedszkola. Świetny argument, szczególnie w sytuacji, gdy moja córka ma 30 lat, czyli do przedszkola chodziła ćwierć wieku temu. Sprawdziłem, kandydat ma tyle lat, że teoretycznie było to możliwe, ale moja pamięć widocznie nie jest tak dobra jak Zbyszka, który po 25 latach przypomina sobie ojców z przedszkola. Natomiast zapytany, dlaczego startuje w wyborach samorządowych, odpowiedział, że jego zdaniem w radzie brakuje ludzi, którzy nigdzie nigdy nie startowali. - Mam czystą kartę, nie byłem w żadnej partii i to jest taki plus wiesz, o czym mówię że się nikomu z niczym nie kojarzę (pisownia oryginalna). Dlaczego zdecydował się więc startować z listy komitetu ogólnopolskiego, a nie lokalnego? - Ich poglądy są mi najbliższe, zawsze na nich głosowałem, a teraz jak mnie XY poprosił, żeby startować, to się zgodziłem. Radnym nie zostanę, bo on jedynką jest, ale trochę Mu pomogę.
Podobnie jak kandydatka numer dwa na pytanie, czym by się zajął w radzie, gdyby jednak został wybrany, Zbigniew wkleił standardową treść programu swojego komitetu oraz hasło wyborcze (7296 znaków!).
Większość profili kandydatów na radnych, wójtów czy burmistrzów pojawia się tuż przed wyborami. Po wyborach umierają, aby przed następnymi wyborami wrócić, z odświeżoną grafiką. Jeden z komitetów na swoim profilu zamilkł 19 października 2018, by na początku marca 2024 odrodzić się i rozpocząć prezentowanie materiałów w kolejnej kampanii. Kandydaci nie mają podstawowej wiedzy o działaniu mediów społecznościowych; nie znają zasad i algorytmów, które nimi rządzą. Nie rozumieją, że ich wyborcy już tam są.
Żaden z wyszkowskich kandydatów nie zbiera poprzez media społecznościowe funduszy na kampanię. Nie powstała ani jedna otwarta grupa dla mieszkańców - wyborców. Niezależnie od komitetu, startujący w wyborach nie potrafią wyjść poza typowe ulotki, identyczne jak przed 20 laty, tylko nie drukowane i rozdawane na ulicy, lecz zamieszczane w sieci. Niektórzy kandydaci aktywność internetową rozumieją tylko jako komentowanie wpisów rywali. Przy okazji karmią trolle, czyli konta powstałe tylko po to, by wywoływać kontrowersje, prowokować negatywne emocje i zakłócać spokój w przestrzeni wirtualnej.
Prawie każdy z kandydujących jak mantrę powtarza, że chciałby budować nowoczesne społeczeństwo, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce. Do tego właśnie służy Internet - to przestrzeń, bez której trudno dziś wyobrazić sobie komunikację i współdziałanie. Ta wiedza jednak do Wyszkowa jeszcze nie dotarła.