Baner główny
Baner mobilny
materialy/info/med1/12150.jpg

Wydarzenia

Rozmawiamy z Konradem Blochem, autorem zdjęć do nominowanego do Oscara filmu „Sukienka” (FOTO)

18.02.2022
autor: Sylwia Bardyszewska, fot.: materiały prasowe filmu "Sukienka"
W rozmowie z Nowym Wyszkowiakiem operator Konrad Bloch ciekawie opowiada o tym, jak w Wyszkowie rodziła się jego miłość do kina, jak tworzył zdjęcia do nominowanego do Oscara filmu „Sukienka” oraz o przyglądaniu się zakamarkom duszy…
 
Film „Sukienka” otrzymał już wiele nagród, ale domyślam się, że nominacja do Oskara była jednak dla was, twórców, szokiem.
     - Dokładnie, byłem tak zszokowany, że gdy tylko czytający nominację Leslie Jordan powiedział „The Dress” - nagle zamurowało mnie. Ogłoszenie nominacji oglądaliśmy wspólnie w siedzibie PISF (Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej - red.). Na filmiku, który jest dostępny na fanpage’u Warszawskiej Szkoły Filmowej, nie widać mojej ekscytacji, ale tak - byłem mocno zszokowany. Nagle ruszyła prawdziwa lawina: radość, konferencja prasowa, skrzynka odbiorcza zaczęła się mi zapełniać, odebrałem mnóstwo telefonów z gratulacjami. Widzę duże poruszenie.
 
Wszyscy się cieszą. To ogromy sukces polskiego filmu i młodych twórców, dopiero na początku swojej drogi.
- Myślę, że w takich sytuacjach ludzie się identyfikują z tym, co nasze, polskie. Pamiętam, kiedy mieszkałem jeszcze w Wyszkowie i Andrzej Wajda kręcił na naszym moście zdjęcia do „Katynia”, to też miałem wewnętrzną satysfakcję, że takie wydarzenie ma miejsce w moim mieście.
 
Byłeś wtedy jeszcze dzieckiem.
- Taaak, wtedy nawet jeszcze nie myślałem o filmie. Miałem chyba 10-11 lat, beztrosko mijało mi dzieciństwo i nie zastanawiałem się w ogóle, kim chcę być w przyszłości.
 
Pozostańmy jeszcze chwilę w Wyszkowie, ale przejdźmy do czasu spędzonego w Zespole Szkół nr 3, którego jesteś absolwentem. Już wtedy robiłeś zdjęcia, kręciłeś filmiki na różnych szkolnych wydarzeniach. Wiedziałeś już, że chcesz być operatorem?
- Tak, to narodziło się w szkole średniej. Kończąc gimnazjum, nie wiedziałem, co chcę robić w życiu, więc stwierdziłem, że wybiorę jakiś klasyczny kierunek ekonomiczny, jakąś bezpieczną opcję, po której będę mieć perspektywę dobrego zatrudnienia. Ale strasznie mnie to nudziło, było zbyt mechaniczne, nie dawało mi żadnej wewnętrznej satysfakcji. W szkole byłem wręcz buntownikiem, nie przepadałem za przedmiotami ekonomicznymi, bardzo irytowałem nauczycieli swoim stosunkiem do nauki. Odskocznią od szkoły był bmx. Na wyszkowskim skate parku spędziłem większość wolnego czasu. To tam właśnie narodziła się moja pasja do filmu. Pomiędzy jazdą na rowerze, robiłem zdjęcia, kręciłem tzw. edity znajomym i dokumentowałem w jakiś sposób to środowisko. To był wspaniały czas. Wtedy poczułem, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Zacząłem intensywniej interesować się filmem, nie tylko aspektem technicznym, ale ogólnie całą kinematografią. Poznawałem różne sylwetki filmowców, nurty kina i ogólne całą historię kinematografii. Pamiętam, że największe wrażenie w tamtym okresie wzbudziły na mnie filmy Krzysztofa Kieślowskiego, czy Stanley’a Kubrick’a m.in. „Odyseja Kosmiczna”, „Mechaniczna Pomarańcza”, „Barryl Lyndon”. Byłem zakochany w tych filmach.
Największy progres nastąpił, kiedy dostałem się do Warszawskiej Szkoły Filmowej. To specyficzny rodzaj nauki. Na innych studiach wiedza jest bardziej książkowa. Tu nie da się np. matematycznie wyliczyć, podać wyniku i gotowego rozwiązania. Nie ma wzoru na opowiedzenie danej historii, wzoru, którego można się nauczyć. Tu potrzeba intuicji, a społeczność szkoły niesamowicie pomaga w tym procesie rozwoju. Spotkałem wspaniałych ludzi, studentów i wykładowców, z którymi nawzajem się inspirowaliśmy, żyliśmy filmem, całe nasze życie koncentrowało się wokół niego. Poznanie tych osób, przebywanie z nimi, inspirowanie się nimi dało mi zupełnie inne spojrzenie. W Wyszkowie byłem jakby sam ze sobą, wiedziałem, że chcę kręcić filmy, ale w szkole filmowej nagle horyzont się rozszerzył. Poznałem inne filmy, innych reżyserów, inną literaturę, twórców kina znanych raczej wyłącznie pasjonatom kina. Zakochałem się wtedy też w malarstwie, fotografii reportażowej. Reżyserzy, operatorzy są trochę psychologami i filozofami. W rozmowach analizujemy otaczający nas świat, co z czego wynika. Szukamy odpowiedzi na odwieczne pytanie: dlaczego? Z księgowości w szkole średniej nagle przeskoczyłem do świata humanistycznego, gdzie człowiek jest w centrum i okazało się, że to on mnie najbardziej interesuje. Trafiłem na zupełnie inne tory. 
Ta szkoła była też dla mnie poligonem doświadczalnym. Mogłem popełniać błędy i na nich się uczyć. Pierwszy rok był bardzo ciężki, ale na drugim było już znacznie lepiej. Zrobiłem swój pierwszy film, potem poznałem Tadeusza Łysiaka, czyli reżysera „Sukienki”, zaczęliśmy razem tworzyć pierwsze etiudy w szkole, za które byliśmy wyróżniani przez profesorów. Zaiskrzyło coś między nami, fajnie się uzupełnialiśmy. Tadeusz zajmuje się scenariuszem, aktorami. Wie, o czym chce opowiadać, a ja mogę się zająć warstwą wizualną - opowiadaniem historii za pomocą światła, ruchu kamery, koloru.
 
Bez pięknych zdjęć kino nie byłoby takie fascynujące.
- Tak, ale ja osobiście staram się, aby moje zdjęcia były mądre, a co za tym idzie niekoniecznie piękne. Jak zdjęcia są za ładne, to widz nie myśli o historii, o bohaterze, tylko skupia swoją uwagę na warstwie wizualnej. Ładne zdjęcia mogą przyćmiewać historię. Podczas kręcenia „Sukienki” zależało nam, żeby zdjęcia były bardzo naturalne, wręcz momentami dokumentalne. Nie chciałem zrobić pięknych zdjęć o pięknej historii, bo nie o tym jest nasz film. 
Oczywiście, są w kinie piękne zdjęcia, np. Janusza Kamińskiego nominowanego do Oscara za „West Side Story”, ale to jest musical, którego forma z góry narzuca dużo koloru, dużo bardziej dynamiczny ruch kamery. Tak samo Łukasz Żal otrzymał nominację do Oscara za piękne czarno białe zdjęcia do „Zimnej wojny”, ale też taka była forma opowiedzenia tej historii. Czasami są jednak piękne historie opowiedziane za pomocą zdjęć „brudnych”, np. w brytyjskim kinie społecznym, gdzie zdjęcia są z ręki, bardzo dokumentalne i chaotyczne.
 
Co jest najważniejsze w pracy operatora? Wspomniałeś o intuicji, ale co jeszcze? Nietypowe spojrzenie, dostrzeganie czegoś, czego inni nie widzą, może technika?
- Jest wiele elementów, ale wydaje mi się, że najważniejszym jest wrażliwość na otaczający nas świat, na naturę, na światło, na ludzi i bycie uważnym obserwatorem. Trzeba kochać to, co się robi, czerpać z tego satysfakcję. Trzeba być cierpliwym, bo sukcesy od razu nie przychodzą i mieć w życiu trochę szczęścia. Gdybym nie poznał Tadeusza, pewnie nie byłoby tego filmu albo mnie w tym filmie. Poza artystycznymi aspektami ważne są też umiejętności pracy w grupie, zarządzania i logistyki, bo gdy wchodzisz na plan przestajesz być artystą, tylko robisz nagle rzemieślniczą pracę. Musisz dobrze zarządzać swoją ekipą, tzw. pionem operatorskim. W końcu praca w filmie to praca w grupie. Trzeba też mieć bardzo wysoką odporność na stres.
Możemy być super technikami, czytać mnóstwo książek, jak coś ładnie oświetlić, zrobić piękne zdjęcia, ale sztuką jest zrobić takie zdjęcia, żeby pomogły opowiedzieć daną historię lub wzniosły ją gdzieś poziom wyżej. Myślę też, że w tej pracy ważna jest pokora.
 
Dlaczego pokora?
- Bo czasami trzeba odpuścić, stłamsić własne ego i zdać sobie sprawę, że to nie jest tylko mój film, o mnie. Np. w filmach studenckich ważny jest ograniczony budżet, więc ja odpuszczam swoje wymagania sprzętowe na rzecz innych, nieco ważniejszych potrzeb. I robię to zawsze dla dobra ogółu, bo film to praca zespołowa składająca się z wielu elementów i często trzeba znaleźć złoty środek, idąc na kompromis.
 
Temat „Sukienki” jest dość trudny. Skąd pomysł i jak wyglądała twoja praca nad tym filmem?
- Tadeuszowi zależało na bohaterze, który jest nośnikiem bardzo uniwersalnych emocji, z którym każdy może się utożsamić. Nasza bohaterka, Julia, różni się fizycznie od większości społeczeństwa, ale kieruje się tymi samymi potrzebami i pragnieniami, co my wszyscy. Nasz film porusza temat odrzucenia, samotności i pragnienia miłości. Z tego, co pamiętam na początku był pomysł, żeby była to osoba otyła, ale Tadeusz trafił na reportaże z osobami niskorosłymi. Stwierdził, że to idealny bohater do opowiedzenia tej historii. Mało jest filmów o osobach niskorosłych, a jak są, to przedstawiają je w sposób komediowy lub fantastyczny.
Mamy z Tadeuszem taki sposób pracy, że zanim dostanę gotowy scenariusz, historia powstaje jakby we wspólnych rozmowach, a one są dość filozoficzne. Film jest pracą zespołową, twórczą. Dyskutujemy, o czym ma być, ale nie w sensie, że opowiada o osobie niskorosłej, która szuka miłości i mamy klasyczne love story, tylko że ma być o samotności, potrzebie bliskości, braku akceptacji i odrzuceniu.
Ponieważ film „Sukienka” miał być uniwersalną historią, zależało mi, żeby widz zapomniał, że główna bohaterka jest osobą niskorosłą. Żeby nie skupiał się na fizycznym aspekcie bohaterki, tylko nad tym, co ona czuje. Dlatego chciałem być bardzo blisko jej twarzy. Zresztą twarz jest czymś, co mnie w ogóle bardzo interesuje, bo jest nośnikiem ludzkich emocji. Kiedy byłem na pierwszej próbie aktorskiej z Anią Dzieduszycką i Dorotą Pomykałą, filmowymi przyjaciółkami, od razu zauważyłem, że narodziła się między nimi wspaniała więź. Patrzyłem na nie jak na dwie przyjaciółki i zastanawiałem się, co mogę zrobić za pomocą kamery, wszystkich środków, które mam, żeby widz zobaczył to, co ja. Pomyślałem właśnie, że twarz poniesie ten film, tę historię.
Ania Dzieduszycka, która gra główną rolę, nie jest profesjonalną aktorką, która ma doświadczenie zawodowe i obycie z kamerą. Dla Ani była to pierwsza duża rola, a do tego dość trudna. Chciałem dać jej pełną swobodę, przestrzeń. Żeby nie osaczyć jej sprzętem, stwierdziłem, że będzie to kamera z ręki, która będzie jej towarzyszyła. Dostosuję się do jej rytmu gry. Chciałem, żeby mogła być sobą, stanąć swobodnie, gdzie chce, a jak zdarzy się pomyłka, to ja to skoryguję.
Chciałem też, żeby światło było naturalne, żeby to była historia osadzona w realnym świecie. Jest scena, kiedy główna bohaterka leży nago w łóżku, dotyka pościeli, w której spał jej ukochany. Bardzo chciałem, żeby ta scena była bardzo sensualna, bo dużo mówi o potrzebie bliskości i samotności. Bohaterka czuje jeszcze zapach ukochanego, a ja ten wyjątkowy moment podkreśliłem wpadającymi promieniami słońca, które mogą symbolizować pewnego rodzaju nadzieję.
Jest też scena masturbacji, scena bardzo intymna i ciężka. Czułem, że muszę w tej sytuacji zachować intymny dystans wobec Ani. Odszedłem daleko, schowałem się w cieniu, żeby nie krępować aktorki, nie być nad nią, a dużo scen w łóżku kręci się w taki właśnie sposób, że aktor ma 20-kilogramową kamerę nad głową. A ja chciałem, żeby Ania nie była rozproszona moją obecnością.
Ania stworzyła wybitną rolę, dostrzeganą przez ludzi na całym świecie i nagradzaną na wielu festiwalach filmowych. Cieszę się, pomogłem ją zbudować. Starałem się nie być egoistą i nie myśleć o pięknych zdjęciach, tylko chciałem pomóc głównej aktorce i dać jej jakieś poczucie komfortu.
 
Chyba to jest właśnie pokora, o której mówiłeś. Pięknie mówisz o swoim podejściu do aktorki, byłeś wręcz opiekuńczy w stosunku do niej.
- Ostatnio słyszałem piękne porównanie Jana Holoubka na temat robienia filmów. Powiedział, że plan filmowy jest formą jazzowej improwizacji. Przychodzimy na plan z jakimś tematem muzycznym. Bardzo dobrze przygotowani, ale zostawiamy pole na improwizację i słuchanie swoich partnerów z zespołu. Każdy jest muzykiem, gra na innym instrumencie. Myślę, że słuchanie i obserwowanie Ani było z jednych z ważniejszych aspektów pracy przy tym filmie. Jakby każdy z nas twórców grał co innego, inny rytm. To szybko czuć byłoby fałsz.
Też zależało mi na znalezieniu takiego konta widzenia kamery, dzięki któremu pokażę filmową Julię jako piękną kobietę. Żeby widz zapomniał na chwilę, że jest osobą niskorosłą. Reżyser mówił mi: nie, zapomnij, masz pokazać tak, jak jest. Po pierwszych pokazach ktoś powiedział, że wkurzył go operator, bo za pięknie pokazał bohaterkę, a on chciał zobaczyć, że ona ma problem, bo jest niskorosła. Ucieszyłem się, że wywołało to w widzu takie emocje. Tak samo jest z końcówką filmu, bo są zarzuty, że można ją różnie interpretować. Ale właśnie chodziło nam o to, żeby widz miał poczucie, że film się nie skończył, że nie ma tej przysłowiowej kropki. Dla mnie to sukces, że po wyjściu z kina film zostaje z widzem, on wciąż o nim myśli, czuje emocje. Ja jako widz uwielbiam takie filmy.
 
Kiedy i gdzie będzie można zobaczyć „Sukienkę”?
- Przez jakiś czas film był dostępny na YouTube, jak byliśmy na oscarowej shortliście. Teraz został zdjęty, ale niedługo ma być dostępny na jednej z platform streamingowych. Wygraliśmy też Festiwal Grand Off, więc też będzie można go obejrzeć podczas pokazów (co roku odbywają się również w WOK „Hutnik” - red.).
Mogę zdradzić, że film częściowo kręcony był w Wyszkowie, w „Biasie”. Historia dzieje się w motelu, a „Bias” ma jeszcze takie dawne, ciekawe przestrzenie, na których nam zależało. Motel, w którym pracuje główna bohaterka, nagrywany był w trzech lokacjach: w Warszawie, pod Radzyminem i właśnie w Wyszkowie. 
 

Chodzisz do kina na komercyjne filmy, czy tylko tzw. ambitne kino?
     - Czasami chodzę. Nie chciałbym generalizować, że jestem jakimś twórcą, który chodzi tylko na wybitne kino. Do kina idę jako widz, a nie jako twórca. Jeśli film jest ważny, ciekawy, to daję się ponieść historii. Nie muszą to być filmy artystyczne. Zależy zresztą od nastroju, od sytuacji. Kino jest rozrywką, którą istniała najpierw na jarmarkach, a potem stało się sztuką.
 
Nad czym teraz pracujesz?
     - Życie operatora jest bardzo intensywne, więc mam dużo projektów. Moim głównym celem zawodowym jest teraz debiut fabularny. Pracuję nad nim wraz z Tadeuszem Łysiakiem. Będzie to thriller psychologiczny pod roboczym tytułem „Obsesja”. Film będzie dotyczył bólu, z jakim muszą mierzyć się rodzice po stracie własnego dziecka. Będzie bardzo dużo szaleństwa, jakiegoś obłędu. Będzie się to działo współcześnie, w współczesnej Warszawie. Chcemy znowu z Tadeuszem przyjrzeć się zakamarkom ludzkiego umysłu. Naszym pragnieniom, obawom i lękom. Myślę, że będzie to kino bliskie filmom Davida Finchera, Stanleya Kubricka i Romana Polańskiego. 
Wczoraj skończyłem zdjęcia do kampanii społecznej „Można zwariować”, która ma uświadamiać ludzi pod kątem zaburzeń i chorób psychicznych. Można być lekarzem, hydraulikiem, budowlańcem, taksówkarzem, a mieć osobowość bordeline, zespół Aspergera, mieć lęk wysokości. To bardzo piękna kampania, w którą zaangażowało się wiele znanych osób. Piękne dla mnie było to, że mogę w tej kampanii pokazać człowieka. 
Mam też różne projekty komercyjne, reklamy, teledyski. A z początkiem marca będę rozpoczynał zdjęcia do kolejnego filmu krótkometrażowego pod opieką artystyczną Wojciecha Smarzowskiego. To będzie film bardzo mocno osadzony w polskich realiach, portretujący bohaterów w dość twardy i brutalny sposób.
 
Bardzo dziękuję za rozmowę. Trzymamy kciuki za „Sukienkę” i życzymy kolejnych sukcesów.
 
Bug Nature Festiwal 2025
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość