Plener malarski, którego celem było upamiętnienie 100. rocznicy urodzin prof. Ludwika Maciąga (1920 – 2007), wybitnego artysty malarza, honorowego obywatela Gminy Wyszków, odbył się w sobotę 11 lipca w Gulczewie.
To właśnie w Gulczewie przez ostatnie 29 lat życia mieszkał i tworzył Profesor. Organizatorem pleneru, w którym wzięło udział 20 osób (zawodowi malarze i amatorzy, studenci uczelni artystycznych, nauczyciele plastyki, uczniowie), była Gmina Wyszków, współorganizatorem Wyszkowski Ośrodek Kultury „Hutnik”.
Uczestnicy spotkali się o godz. 10 na placu przy remizie OSP, powitała ich Irena Filipowicz, instruktor plastyki w WOK, komisarz pleneru. Rozpoczęło się wykładem Wieńczysława Pyrzanowskiego (absolwent Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie, ostatni dyplomant prof. Ludwika Maciąga) zatytułowanym po prostu „Profesor Ludwik Maciąg”.
- To wyjątkowy rocznik – mówił o 1920 roku. – Z tego rocznika było sporo wielkich postaci; oprócz prof. Ludwika Maciąga, był przecież nasz papież Jan Paweł II. Był wtedy dobry klimat, żeby rodzili się wyjątkowi ludzie. Bo Profesor był wyjątkowym człowiekiem.
Krótko przedstawił życiorys Ludwika Maciąga. Podzielił się też z zebranymi swoim doświadczeniem życiowym, związanym z malarstwem, w którym bardzo ważną rolę odegrał Profesor.
- Po liceum plastycznym chciałem wszystko robić, tylko nie malować. Nie spotkałem tam nikogo, kto by mnie czegoś nauczył. Malowałem dobry obraz, ale nigdy nie usłyszałem, dlaczego on jest dobry. Malowałem intuicyjnie. Częściej zdarzały mi się złe obrazy, ale też nie usłyszałem, dlaczego są złe. Tak byłem zniechęcony, że chciałem uciekać od malowania. Stało się inaczej. Po wojsku trafiłem na Akademię Sztuk Pięknych, ale jeszcze przed dostaniem się na studia rozmawiałem z jednym ze studentów, który mi powiedział: „Jeśli chcesz się czegoś nauczyć, to idź do pracowni Maciąga”. I tak zrobiłem. To, co usłyszałem na temat malowania, budowy obrazu, koloru, tych zagadnień, które w malarstwie są abecadłem, warsztatem, było wyjątkowe, otworzyły mi się oczy. Dużo czasu straciłem, by to wszystko sobie przyswoić, ale się udało. Wiem, jak się buduje obraz, co należy przekazać młodym ludziom, którzy zaczynają malować, żeby nie robili tego intuicyjnie. Bo nie ma książek na ten temat, te wszystkie podręczniki są zamiast. Nigdy niczego tak sensownego się nie dowiedziałem, co od Profesora.
Inne ważne zdarzenie związane z Profesorem nastąpiło, kiedy był na III roku studiów i pracownia pojechała na plener do Lipska (Niemcy). Przy okazji odwiedzili Galerię Drezdeńską. Wcześniej Profesor mówił studentom, że uczy natura i mistrzowie. To w tym muzeum Profesor wyjaśnił swojemu studentowi, jak patrzeć na obraz, czego szukać.
- Jako malarz mam obowiązek rozumieć malarstwo, rozumieć warsztat każdego z malarzy i przeanalizować obraz, zaczynając od kompozycji przez kolor, formę itd. Od Profesora nauczyłem się też pracy nad obrazem. Profesor, zanim przystąpił do malowania, do każdego obrazu rysował szkice.
- Wiemy, że był to wielki wyjątkowy człowiek – podkreślił.
Głos zabrali też syn Profesora Krzysztof Maciąg-Zbyszyński i jego trzecia żona.
Uczestnicy pleneru mogli malować konie (na to zdecydowali się nieliczni, bo to niełatwy temat), nadbużańską przyrodę. Niestety, ok. godz. 14 duża i długa ulewa przerwała ich pracę. Obrazy dokończone zostaną w późniejszym terminie. A na początek września w Hutniku zaplanowana jest wystawa poplenerowa.