- W naszej ocenie jest to przemoc instytucjonalna, która jest, niestety, wykonywana na rodzinie pani Małgorzaty i Mai - mówi asystent posła Konfederacji podczas konferencji prasowej, podczas której kierowane są zarzuty w stosunku do wyszkowskich instytucji sprawujących pieczę nad rodzinami. Zdaniem Fundacji Twoje Veto doszło do złamania prawa, a dowody, wraz z wystąpieniem o zadośćuczynienie, wpłynęły do urzędu miejskiego.
Sprawa, jak w przypadku problemów rodzinnych, których efektem jest odebranie matce dziecka, jest złożona i skomplikowana, a przede wszystkim wymaga delikatnego podejścia ze względu na dobro małoletniego. Wyszkowskie instytucje podkreślają, że zarówno zarzuty, jak i użyte podczas konferencji sformułowania są wysoce krzywdzące.
W sprawę zaangażowała się Fundacja Twoje Veto oraz biuro poselskie Grzegorza Płaczka (Konfederacja), które zorganizowało konferencję prasową przed budynkiem urzędu miejskiego i starostwa. O zarzutach stawianych wyszkowskim instytucjom mówił Adam Kania, asystent posła i prezes fundacji. Chodzi o wyciek informacji dotyczących sytuacji pani Małgorzaty i jej 11-letniej córki, przez co stały się one obiektem plotek: - Te plotki na tyle zostały posunięte, że właściciel mieszkania, w którym obecnie mieszka pani Małgorzata, powziął informację o sytuacji rodzinnej, niestety, bezpośrednio z Ośrodka Pomocy Społecznej. Jest to absolutnie sytuacja niedopuszczalna i w naszej ocenie doszło do naruszenia prawa.
- Pani Małgorzata jest matką samotnie wychowującą nastolatkę, etatową nianią. Natomiast system państwowy stwierdził, że z jakichś powodów nie może się zajmować swoją własną córką. I pomimo tego, że pani Małgorzata od stycznia realizowała wszystkie zalecenia, które były jej stawiane, a to przez asystenta rodziny, a to przez dyrekcję domu dziecka, a to przez OPS, to za każdym razem, kiedy dochodziła do takiego momentu: jest, mam, zrobiłam, wymyślano kolejne przeszkody. Pani Małgorzata zrealizowała oczekiwanie co do wielkości mieszkania, miejsca zamieszkania, sposobu pracy, szkoleń psychologicznych, terapeutycznych. Więc pytanie: cóż jeszcze pozostaje na przeszkodzie, żeby pani dyrektor domu dziecka zawnioskowała do sądu o to, żeby Maja wróciła do domu? - kontynuował Adam Kania. - W naszej ocenie jest to przemoc instytucjonalna, która jest, niestety, wykonywana na rodzinie pani Małgorzaty i Mai.
Ja mam jeden cel - żeby córka wróciła pod moją opiekę
W konferencji prasowej wzięła udział sama zainteresowana, czyli pani Małgorzata. Jej córka w wyszkowskiej placówce opiekuńczo-wychowawczej przebywa od stycznia.
- Moje dziecko od urodzenia bardzo chorowało. Była odrzucana przez placówki państwowe, zarówno przez przedszkola, jak i później przez szkołę z uwagi na stan zdrowia i miałam zalecenie, żeby uczyć córkę w domu - opowiadała pani Małgorzata. - Uczyłam, ale nie dopełniłam formalności takiej, żeby co roku stawać na egzamin.
W efekcie instytucje odpowiedzialne za opiekę nad dziećmi uznały, że dziewczynka nie realizuje obowiązku szkolnego. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że mama i córka zmieniały miejsca zamieszkania. Koniec końców Maja naukę w szkole rozpoczęła dopiero w Wyszkowie, gdy trafiła do Domu dla Dzieci. - Córka zaczęła chodzić w drugim półroczu do szkoły. Radzi sobie bardzo dobrze. Teraz stopnie są gorsze, ponieważ ma już problemy, żeby się skoncentrować w placówce. Natomiast kiedy poszła w lutym, skończyła IV klasę z wyróżnieniem, miała czerwony pasek - mówi pani Małgorzata. - Zostały przeprowadzane badania w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Wyszkowie, które potwierdziły, że cała wiedza, którą dziecko w Mai wieku powinno mieć, została przeze mnie córce przekazana.
Kiedy Maja trafiła do Domu dla Dzieci, pani Małgorzata odwiedzała ją codziennie. - Zrezygnowałam z pracy, którą miałam podjąć u nowej rodziny, ponieważ priorytetem było dla mnie w miarę możliwości zbudowanie emocjonalnego bezpieczeństwa u mojej córki w miejscu, w którym się znalazła - kontynuowała. - Po kilku dniach zabroniono mi przychodzić do dziecka, pomimo że nie było i nie ma do tej pory postanowienia sądu, które by zakazywało naszych kontaktów. Nasza relacja jest bardzo silna, o czym usłyszałam na początku w domu dziecka - że mamy relację, która jest zbyt silna i trzeba ją poluźnić. Moje dziecko nie mogło przychodzić do domu, pomimo tego, że bardzo tego chciała. Miałam zakaz chodzenia do lekarza, co jest też złamaniem moich praw i praw mojego dziecka. Nie mogłyśmy spędzać ze sobą weekendów, co też negatywnie wpłynęło na stan psychiczny Mai. Jest to naprawdę przerażające. Jest ustawa o pieczy zastępczej i o wspieraniu rodziny. To się bardzo ładnie nazywa - wspieranie rodziny. Ja, z przykrością muszę stwierdzić, że nie doświadczyłam tego wspierania rodziny, a wręcz przeciwnie. Jest mi to wszystko utrudniane. Wydaje mi się, że jeżeli jest rodzic, który robi wszystko, żeby dziecko jak najszybciej wróciło do domu, ponieważ ustały przesłanki, które spowodowały zabranie dziecka, to powinno się taką osobę wspierać. Celem moim nie jest walka z kimkolwiek, ani personalnie, ani z jakąkolwiek instytucją. Ja mam jeden cel - żeby córka wróciła pod moją opiekę najszybciej, jak to jest możliwe. I tak, zdaniem pani psycholog, Maja będzie w długiej terapii. Dlatego, że dzieci, z którymi jest w placówce, są to dzieci agresywne, przemocowe, dochodzi tam do przemocy, więc na pewno nie jest to miejsce bezpieczne.
Wyciek danych i żądanie odszkodowania
Na konferencję nie mógł przybyć poseł Płaczek. Zastąpił go poseł Ryszard Wilk. - Stoję przed państwem jako poseł, ale też jako ojciec trójki dzieci, który doskonale sobie zdaje sprawę, jak rozłąka wpływa na dzieci. Co 2 tygodnie jeżdżę do Warszawy i wiem, jak po tygodniu moje dzieci reagują na to, jak mnie nie ma. Co dopiero po miesiącu czy po kilku miesiącach. Rozumiemy, że niestety czasami zdarzają się przypadki, gdzie dziecko jest odłączane od swoich rodziców. Natomiast ten konkretny przypadek wzbudza bardzo dużo kontrowersji, wątpliwości.
W sprawę zaangażowany jest również adwokat Bartłomiej Trętowski. - Zdecydowałem się podjąć działania i wystąpić z wezwaniem do gminy ze względu na to, że treści, które zostały ujawnione są naprawdę wstrząsające - mówił podczas konferencji prasowej. - Ponieważ brakowało pewnych informacji w Urzędzie Miejskim, w dniu dzisiejszym dostarczyliśmy brakujące nagrania, które mogą pomóc w przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego.
- Na czym konkretnie ten wyciek danych miałby polegać? - pytamy.
- Właściciel mieszkania, który wynajmuje je pani Małgorzacie, powziął szczegółowe informacje o sytuacji rodziny, do czego nie miał kompletnie uprawnień - odpowiedział Adam Kania. - Wiemy, z której strony te informacje do niego dotarły i to jest przedmiotem nagrania, które dzisiaj zostało dostarczone przez mecenasa i wiemy, że to wyszło z OPS. Pani Małgorzata, niestety, nie mogąc liczyć na pomoc różnych instytucji, w zasadzie niemalże odruchowo chodzi z dyktafonem włączonym i zupełnie przez przypadek nagrała właściciela, który chwali się tym, skąd powziął informację o jej sytuacji i jakie informacje posiada.
Kiedy dopytujemy o oczekiwania pana mecenasa i jego klientki, Bartłomiej Trętowski precyzuje: - Zostało wystosowane wezwanie do zapłaty, natomiast przede wszystkim każde postępowanie zaczyna się od tego, żeby skontaktować się ze stroną, która może potencjalnie być stroną przeciwną, żeby uzyskać wyjaśnienia, żeby nie podejmować żadnych działań zbyt pochopnie. Uważam, że działania, które podejmujemy, absolutnie pochopnymi nie są.
Zbiórka i nowe fakty
Fundacja Twoje Veto wspomaga panią Małgorzatę również finansowo, czego dowiadujemy się ze zbiórki założonej na portalu pomagam.pl. Cel zbiórki: opłacenie kosztów obsługi prawnej oraz pomoc w ustabilizowaniu sytuacji mieszkaniowej.
Są tam również opisane fakty, które na konferencji prasowej nie zostały przedstawione. Potrzebne są środki na adwokata, który nie tylko poprowadzi sprawę rodzinną, by Maja mogła wrócić do mamy, ale też o unieważnienie postępowania sprzed kilku lat o umieszczenie pani Małgorzaty w szpitalu psychiatrycznym.
W opisie zbiórki czytamy:
Przez dłuższy czas Pani Małgorzata bardzo źle się czuła, a w połowie lutego 2015 roku jej młodszy brat zawiózł ją do szpitala na SOR, gdzie została przyjęta w trybie pilnym. W wielkim skrócie: leczenie przez wiele tygodni prowadził lekarz rodzinny wraz z toksykologiem (toksykolog stwierdził, że Pani Małgorzata miała podawane bez jej wiedzy substancje psychoaktywne: leki psychotropowe, narkotyki, dopalacze).
Kiedy Pani Małgorzata informowała Sąd o wszystkim, co się wydarzyło, była spokojna - wierzyła w "system sprawiedliwości" i była przekonana, że winne osoby zostaną ukarane - tak się jednak nie stało...
Mimo że Prokuratura Krajowa zakwalifikowała to, co się wydarzyło, jako "nękanie matki i dziecka oraz realne zagrożenie życia", z Sądu w Pile Pani Małgorzata otrzymała wezwanie na badania psychiatryczne. Na wezwaniu była nowa sygnatura akt - inna, niż ta dotycząca sprawy rodzinnej.
Postępowanie o umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym to postępowanie, które bardzo mocno wkracza w wolność człowieka i musi być ono prowadzone bardzo dokładnie i rzetelnie, muszą być wzięte pod uwagę wszystkie dowody. W sprawie Pani Małgorzaty tak nie było - to nie było postępowanie, to był po prostu WYROK!
24 stycznia 2025 roku w domu Pani Małgorzaty pojawiło się 12 osób, które przyszło, aby zabrać jej córeczkę. Następnie zawieziono Maję do domu dziecka. Pani Małgorzata nie miała w tej sprawie żadnych dokumentów z sądu. Pani Małgorzata pojechała do sądu i okazało się, że zostało wydane postanowienie o umieszczeniu Mai w domu dziecka, a zarzuty względem Pani Małgorzaty dotyczyły między innymi jej rzekomej choroby psychicznej.
Warto podkreślić, że od roku 2017, kiedy zapadło to absurdalne postanowienie o umieszczeniu Pani Małgorzaty w szpitalu psychiatrycznym, była ona u różnych specjalistów i posiada od nich zaświadczenia, że jest zdrowa psychicznie.
Określenie o „przemocy instytucjonalnej” jest krzywdzące
O wyjaśnienia zwracamy się do instytucji, wobec których podczas konferencji prasowej zostały skierowane zarzuty. O ile pani Małgorzata o swojej osobistej sytuacji może mówić publicznie, o tyle instytucje już nie. Zwłaszcza, że sprawa dotyczy tak delikatnej materii, jak dobro dziecka i czyjaś całkowicie prywatna, rodzinna sytuacja. Dodatkowo w tle mamy zarzuty właśnie o ujawnienie przez instytucję publiczną prywatnych informacji.
- Działania ośrodka w tej sprawie zostały zainicjowane przez sąd rejonowy - zwrócił się on o pilne podjęcie interwencji dotyczącej rodziny pani Małgorzaty. Nie możemy ujawnić szczegółów sprawy, gdyż jest to objęte tajemnicą służbową - odpowiada dyr. OPS Agnieszka Mróz. - Wszystkie działania OPS w Wyszkowie miały swoje umocowanie w obowiązujących przepisach prawa tj. były realizowane zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu przemocy domowej oraz ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Pani Małgorzacie została zaproponowana pomoc stosowna do okoliczności sprawy.
Podobnie dyr. Domu dla Dzieci Alicja Zapolska - w ogóle nie chce rozmawiać o pani Małgorzacie i Mai, podkreślając, że nie ma do tego prawa. Odnosi się jedynie do zarzutu, że dzieci w placówce są agresywne i dochodzi do przemocy. - Codziennie przebywa ze sobą 14 dzieci. Współdziałają, bawią się, rozwiązują problemy, a czasami po prostu się kłócą, jak naturalne są kłótnie między rodzeństwem. Natomiast nie ma tu żadnej przemocy - zapewnia dyrektor.
Dyrektor OPS Agnieszka Mróz podkreśla, że „brak jest jakichkolwiek dowodów, które świadczyłyby o wycieku danych osobowych dotyczących rodziny Pani Małgorzaty”.
Okazuje się, że o zadośćuczynienie w wysokości 150 tys. zł prawnik pani Małgorzaty wystąpił do urzędu miejskiego już miesiąc temu. Powołano się na „naruszenie dóbr osobistych przez „bliżej nieznanego pracownika Ośrodka Pomocy Społecznej”.
- Wobec powyższego w OPS podjęte zostało wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. W przedstawionych zarzutach nie wskazano konkretnego pracownika OPS w Wyszkowie. Na bazie przekazanych w piśmie szczątkowych informacji niemożliwym było również ustalenie, o jakiego pracownika mogłoby chodzić. Brak było wskazania, kiedy miałoby dojść do wycieku danych oraz jakie konkretnie informacje miałyby zostać przekazane. W wyniku postępowania ustalono, że żaden z pracowników znających sprawę z racji pełnionych obowiązków służbowych nie ujawnił żadnych danych osobom trzecim (sporządzono protokół z przeprowadzonej rozmowy z pracownikami) - wyjaśnia Agnieszka Mróz.
W otrzymanych wyjaśnieniach czytamy również: „OPS w Wyszkowie działa na podstawie i w granicach prawa, tj. ustawy o pomocy społecznej oraz przepisów dotyczących ochrony danych osobowych. W zakresie czynności służbowych pracownik socjalny oraz asystent rodziny jest zobowiązany do zachowania tajemnicy informacji uzyskanych w toku wykonywania czynności zawodowych także po ustaniu zatrudnienia. Posiadamy również procedury wewnętrzne obowiązujące w OPS. Przestrzegamy wszystkich stosownych procedur, dlatego:
- wszyscy pracownicy przeszli szkolenia wstępne i okresowe (co roku) z zasad ochrony danych osobowych,
- wszyscy pracownicy posiadają aktualne upoważnienia do przetwarzania danych osobowych,
- wszyscy pracownicy podpisują oświadczenia o zachowaniu poufności,
- wdrożona została procedura postępowania w przypadku naruszenia ochrony danych.
W swoich działaniach nie przekazujemy informacji klienta żadnym osobom do tego nie uprawnionym. Kładziemy na to szczególny nacisk.”
- Określenie o „przemocy instytucjonalnej” jest krzywdzące dla OPS - dodaje Agnieszka Mróz. - W swoich działaniach OPS zawsze kieruje się obowiązkiem niesienia pomocy i wsparcia osobom, które tego potrzebują.
Urząd miejski obecnie analizuje nagrania dostarczone przez organizatorów konferencji, tuż przed jej rozpoczęciem.




