38-letni Piotr Płochocki oficjalnie został ogłoszony jako kandydat na burmistrza KWW Wyszkowska Inicjatywa Społeczna Masz Wybór.
Dla wielu osób pana kandydowanie na burmistrza jest niespodzianką, nie jest pan oczywistym kandydatem. Ale już w poprzednich wyborach rozważał pan start na to stanowisko.
- Nie tyle ja rozważałem, co byłem rozważany, o czym dowiedziałem się po fakcie. Trochę mnie to wówczas zaskoczyło, ale jednocześnie dało do myślenia. Od lat interesowałem się sprawami miasta, udzielałem się w różnych stowarzyszeniach, ale nie widziałem się w tej roli. Pomyślałem jednak, że jeśli ktoś mnie widzi, to spróbuję sobie ten temat przetrawić. I zastanawiałem się nad tym przez ostanie lata. Teraz dostałem taką porcję wsparcia i energii, że stwierdziłem, iż trzeba spróbować.
Do tej pory nie byłem jednoznacznie kojarzony z polityką. Działacz społeczny, zwłaszcza jeśli nie skupia całej aktywności na jednej płaszczyźnie, może być kojarzony jako człowiek, który po prostu ogólnie interesuje się miastem. Nie jestem typem człowieka, który dziś piastuje jedno stanowisko, a jutro drugie. Nigdy nie interesował mnie taki rodzaj kariery, a wśród polityków samorządowych, krajowych tak jest. Dla mnie celem nie jest zajmowanie jakichkolwiek stanowisk. Dla mnie najważniejsze jest, żeby moje miasto mogło rozwijać się tak, jak ja je czuję, jak je sobie wyobrażam ja i ludzie, z którymi rozmawiam. To też zresztą jeden z elementów, który przekonał mnie do kandydowania: moje wyobrażenie o mieście jest bardzo zbieżne z tym, jak postrzega je wiele innych ludzi. To nasze wspólne pragnienie, które chciałbym zrealizować.
Ostatnie lata spędziłem na bataliach, których wcześniej nie było. Zaczęło się od planu zagospodarowania przestrzennego dla ul. Szpitalnej, reaktywowaliśmy inicjatywę Obie Strony Miasta, interesowaliśmy się przestrzenią miejską, wiec byłem mocno zaangażowany w sprawy związane stricte z działalnością urzędu miejskiego.
Kiedy napisaliśmy, że nie potwierdza pan, ale też nie zaprzecza, że będzie kandydował na burmistrza, często słyszałam pytanie: kim jest Piotr Płochocki? Więc - kim jest Piotr Płochocki?
- Mój zawód wyuczony to dziennikarz i najszerzej rzecz ujmując, od lat zajmuję się dziennikarstwem kulturalnym, głównie filmem. Współpracuję z WOK „Hutnik”, Biblioteką Publiczną Miasta i Gminy Radzymin. Zajmuję się też historią Wyszkowa, więc swego czasu współpracowałem też z Biblioteką Miejską w Wyszkowie. Jestem autorem lub współautorem różnych publikacji i książek związanych z historią Wyszkowa, najnowsza to „Ziemia Wyszkowska i Puszcza Biała: Kto był kim.” Poza tym zajmuje mnie aktywność na polu społecznym, aktywnie działam w kilku stowarzyszeniach, m.in. Stowarzyszeniu Miłośników Rybienka Leśnego i Okolic, Stowarzyszeniu Absolwentów i Przyjaciół I LO, Społecznym Komitecie Odbudowy Drugiego Obelisku Wazów. Moja aktywność zawodowa, ale i społeczna, jest rozproszona na wiele dziedzin.
Burmistrz to wizjoner, urzędnik, a może menadżer?
- Moim zdaniem wszystko po trosze, natomiast najbardziej niedocenioną rolą burmistrza jest bycie wizjonerem. Trudno decydować o kierunku rozwoju gminy, jeśli nie ma się na nią pomysłu. Póki zajmujemy się tylko sprawami bieżącymi, czyli np. dbamy o to, żeby była firma obsługująca wywóz śmieci, żeby kanalizacja była sprawna, to trudno mówić o rozwoju miasta. Natomiast wizjoner w tym przypadku to człowiek, który ma głębokie zrozumienie historii miasta, tego jak kiedyś funkcjonowało, a także jego potencjału. W konsekwencji – wie dokładnie co trzeba zrobić, żeby ten potencjał uwolnić. Z racji tego, że od lat interesuję się historią Wyszkowa, wiem jak czerpać inspirację z przeszłości. Szukanie przez miasta swojej tożsamości jest obecnie powszechną praktyką; miasta szukają w przeszłości elementów, które świadczą o ich odrębności, żeby się odróżnić od innych. U nas tych elementów jest wyeksponowanych bardzo mało. Wyszków musi odzyskać swój charakter. Zresztą pewne rzeczy były i są. Od zawsze mamy na przykład rzekę, która dziś jest niestety często pomijana.
Osoby, które pana znają, wiedzą, że jest pan pasjonatem lokalnej historii, czemu zresztą dał pan przed chwilą wyraz. Nie ukrywa pan, że samorząd bardziej powinien się nią zainteresować, ale też inwestować. Czy to jest pana wizja miasta?
- Część mojej wizji, ta, która mówi, że Wyszków musi określić swoją tożsamość.
Ale co to konkretnie znaczy?
- Oprócz zadbania o dziedzictwo historyczne, Wyszków powinien sobie uświadomić, że leży nad rzeką i korzystać z tej rzeki. Mieszkańcy muszą poczuć, że rzeka jest ich, bo jest integralną częścią miasta, a nie jakimś okazyjnym gościem. Ważna jest też kwestia lokalizacji. Wyszków ma ze stolicą bardzo dogodną komunikację (potencjał kolejowej jest niewykorzystany), a jednocześnie leży na tyle daleko, żeby nie być już przedmieściami Warszawy. Jest atrakcyjnie położony, na wysokiej skarpie, przy rzece w dużej mierze dzikiej, z ładnym parkiem, który stanowi efektowne wrota do Wyszkowa. Tak atrakcyjnie położonych miast w obrębie bliskiej, dobrej komunikacji z Warszawą jest bardzo mało. Wyszków musi wykorzystać to, że jest atrakcyjny dla człowieka z aglomeracji. Ale tożsamość Wyszkowa - to miasto nad Bugiem, największe zresztą.
Wracając do historii, czy uważa pan, że za środki publiczne gmina powinna kupić willę „Janeczka” w Rybienku Leśnym?
- To bardzo cenny kawałek historii miasta. Tam mieściła się konspiracyjna drukarnia pisma „Do celu”, tam mieszkali konspiratorzy. Dom w 80% zachował się w oryginale, w dość dobrym stanie, a jednocześnie ma bardzo atrakcyjną lokalizację. To miejsce ma potencjał, a miasto, nie mając żadnego zarzewia po tamtej stronie rzeki, świetnie by zrobiło, gdyby stworzyło takie centrum historyczno-kulturalne, połączone z kawiarnią. Ten budynek wart jest tego, by znaleźć się nie tylko w rejestrze konserwatora.
Miasto powinno inwestować w zabytki, bo dzięki temu tworzy się je „na nowo”. Ma w Rybienku Starym piękną stajnię dworską po Skarżyńskich, z dużą działką, z efektowną ekspozycją na rzekę. Piękne miejsce, które niszczeje. Mamy w programie kilka koncepcji, co można by tam zrobić dla społeczeństwa. To nasz naturalny cel.
Warto tu też wspomnieć, że Wyszków nie ma nawet namiastki muzeum, rzecz w tych czasach niebywała. Nasze historyczne skarby leżą w kartonach w piwnicach urzędów innych miast.
Najpierw inwestycja w ludzi
Wizjami sypie pan jak z rękawa, ale jak się pan czuje w tak prozaicznych kwestiach, jak budowa dróg, wodociągów, kanalizacji? To dla ludzi dziś oczywistość, coś, co powinni po prostu mieć.
- Dlatego powiedziałem, że to tylko część naszej wizji wynikająca z tożsamości miasta. Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę, że inwestycje drogowe, sanitarne czy place zabaw są obecnie zakładnikiem tego, jak burmistrz chce budować poparcie dla swoich radnych. Inwestycje realizuje się w okręgach, w których radnych ma burmistrz, żeby mogli wykazać się przed swoimi wyborcami. Oczywiste jest, że tak się nie da zbudować spójnego miasta. Można to zrobić tylko wtedy, kiedy rozpatruje się wszystkie kwestie jako wspólnota. Nasza propozycja to opracowanie, prawdopodobnie w perspektywie jednej kadencji, listy inwestycji z odpowiednimi priorytetami. To rozwiązanie ma zasadniczy walor - każdy mieszkaniec będzie mógł zobaczyć, która na liście jest interesująca go inwestycja. Teraz jest tak, że nikt nie wie, co się wydarzy. Jeśli na liście, którą proponujemy stworzyć, coś zostanie przesunięte, coś wpadnie albo wypadnie - wszystko zostanie publicznie wytłumaczone. Nie można budować miasta kawałkami. Bardzo ważne jest też sprawiedliwe traktowanie wszystkich osiedli i sołectw.
Naszą pierwszą inwestycją będzie inwestycja w ludzi, czyli w usługi społeczne. Nie mamy w Wyszkowie miejskiego żłobka, a są środki zewnętrzne na ten cel, w ramach KPO. Do zdobycia są potężne pieniądze. Dostaję sygnały, że Przedszkole Integracyjne nr 4 jest w słabym stanie technicznym. Są tam dzieci z orzeczeniami, na które gmina dostaje spore pieniądze, a zaplecze jest najsłabsze ze wszystkich budynków przedszkolnych.
Chcielibyśmy też przetransformować miejską politykę, jeśli chodzi o gospodarkę gruntami i współpracę z przedsiębiorcami. Mamy dzielnicę przemysłową, w której miasto uzbraja działki, buduje drogi i rzekomo chce przyciągnąć inwestora z zewnątrz. Zazwyczaj jest to jednak przedsiębiorca z Wyszkowa, który ma działkę obok i nowa droga przede wszystkim zwiększa wartość jego gruntu. Np. w gminie Radzymin praktycznie nie stosuje się umorzeń podatkowych, natomiast proponuje się preferencyjne podatki od nieruchomości dla miejsc, gdzie gmina widziałaby inwestycje przedsiębiorców. I to się sprawdza. Tam się dzieją olbrzymie inwestycje, a do tego inwestor sam uzbraja teren i buduje drogę dojazdową.
Grzechy…
Jest pan jedną z osób, które najbardziej krytykują obecną władzę. Co, według pana, jest jej największym grzechem, ale też za co ją pan ceni?
- To trudne pytanie, bo tych grzechów jest sporo. Największym jest nadmierny rozrost miasta - to, według nas, największy problem Wyszkowa. Nadmierny rozrost pozostający jednocześnie w rozdźwięku z jego rozwojem. Burmistrz Nowosielski mówi, że miasto się rozwija. Tymczasem miasto się rozrasta, co burmistrz perswazyjnie nazywa rozwojem. Tymczasem to nie są tożsame terminy. Rozrost to po prostu fizyczne powiększanie miasta; kolejne budynki, kolejne bloki. Natomiast rozwój to w dużej mierze umiejętność łagodzenia wszelkiego rodzaju niedogodności, które niesie ze sobą rozrost. Jeśli przekształcamy kolejne tereny pod budownictwo i powstaje osiedle, to nie trudno przewidzieć, że za chwilę zaczną się tam problemy natury komunikacyjnej czy szkoła okaże się za mała. O tym musimy myśleć już dzisiaj, żeby złagodzić to, co może nas spotkać za 5-10 lat. Wyszków nie jest zatem miastem rozwiniętym w sposób zrównoważony, a problemy z tego wynikające nie są łagodzone, a często są po prostu nieprognozowane.
Posługując się tą terminologią, rozrasta się nie tylko miasto, ale cała gmina.
- Musimy mieć jasno zdefiniowane kierunki rozwoju gminy. Jeśli jest tak, że ludzie budują się wszędzie, to nie da się tego w żaden sposób zaplanować i połączyć w spójną całość. A trochę to tak teraz wygląda. Mamy wsie, które wyglądają w zasadzie jak osiedla, przedmieścia.
Idea naszej kampanii jest taka, że tyleż chcemy ludziom zaoferować, ileż chcemy się od nich dowiedzieć. Chcemy odwiedzić różne środowiska, dalsze zakątki gminy, żeby posłuchać ludzi.
Wracając do poprzedniego pytania, za co pochwaliłby pan obecne władze gminy? Tylko, proszę, bez złośliwości.
- Myślę, że przez długi czas byli bardzo efektywni marketingowo. Potrafili sprzedawać siebie jako ekspertów, pod których kierunkiem miasto podąża we właściwym kierunku, skutecznie maskując zaniedbania.
Na razie mamy trzech kandydatów na burmistrza. Kto jest dla pana groźniejszym kontrkandydatem: Piotr Eychler czy Leszek Marszał?
- Leszek Marszał z tego względu, że jest namaszczony przez obecną władzę.
To może być też minus.
- Oczywiście. Z natury rzeczy jednak władza ma większe możliwości. Posiada kanały, żeby się promować. Jeśli urzędnik kandyduje na stanowisko, to w dużej mierze jego promocją jest już sama jego praca, bywa w miejscach, w których inni kandydaci nie mają możliwości na promocję.
W dodatku są środowiska biznesowe skupione przy burmistrzu, które wypracowały sobie system współpracy i są zainteresowane tym, żeby utrzymać status quo.
W wywiadzie u was Leszek Marszał powiedział, że ma do obecnego burmistrza podobne poglądy i system wartości, więc mam prawo spodziewać się, że będzie kontynuował jego ogólną koncepcję sprawowania władzy.
Ale panowie się znacie, macie za sobą owocną współpracę w wyszkowskiej rodzinie Enigmy.
- Tak i bardzo dobrze tę współpracę wspominam. Dał się poznać jako osoba rzetelna, bardzo zaangażowana w projekt.
Nie dzielimy skóry na niedźwiedziu
Jeśli liczba wprowadzonych przez was radnych nie da wam większości, to czy macie zdolność koalicyjną?
- Myślę, że tak, choć kiedy „ujawniliśmy się” jako zespół, złośliwi zarzucili nam, że dzielimy skórę na niedźwiedziu.
Może wyjaśnimy, o co chodzi. Państwo już teraz wskazujecie, że zastępczynią burmistrza ma być Alicja Staszkiewicz, a przewodniczącym rady Adam Szczerba.
- Zgadza się. Nam zależy na przejrzystej, komplementarnej propozycji dla wyborcy i od niego zależy, czy na nią zagłosuje, czy nie. Wierzymy, że wyborcy zagłosują na maksymalną liczbę radnych, których zaproponujemy, bo to ludzie starannie wyselekcjonowani, kompetentni; mam wielką przyjemność i honor, że chcieli z nami wystartować. Nie chcemy, żeby po wyborach ludzie byli zaskoczeni, że np. zastępcą burmistrza zostanie ktoś w nagrodę za zaangażowanie w kampanię.
Ale po wyborach, jeśli będziecie państwo otwarci na koalicję, może przecież zdarzyć się tak, że zastępcą burmistrza czy przewodniczącym rady zostanie ktoś inny.
- Jak widać się da się, obecny burmistrz zawsze miał swojego zastępcę.
Wróćmy jeszcze do początku rozmowy. Gdy zapytałam, kim jest Piotr Płochocki, wspomniał pan o swojej pracy, ale zeszliśmy na inny temat. Muszę dopytać o doświadczenie zawodowe, bo to, mówiąc wprost, może być pana największy minus. Ludzie są jednak przyzwyczajeni, że kandydat w CV wskazuje, że w danych latach pracował na takim czy innym stanowisku. Pan jest raczej tzw. wolnym strzelcem.
- Po pierwsze, to przyzwyczajenie trochę pozorne, bo w 2002 r. w Wyszkowie na burmistrza został wybrany człowiek 29-letni bez większego doświadczenia zawodowego, a na pewno z mniejszym niż ja mam teraz. Na tyle się sprawdził, że przez wiele lat był wybierany.
Po drugie nasza oferta, to, że idziemy we trójkę, polega na tym, że uzupełniamy się kompetencjami. Nie mamy mentalności urzędniczej, co jest akurat w mojej opinii plusem. Ta władza jest mocno wypalona, a atmosfera w urzędzie nie najlepsza. Myślę więc, że dużo bardziej liczy się to, że mam wizję Wyszkowa, że nie jestem człowiekiem zniszczonym przez erozję samorządową, a jednak pozostającym w kontakcie z problemami samorządu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Sylwia Bardyszewska
Rozmawiała: Sylwia Bardyszewska