Baner desktopowy
Baner mobilny
materialy/info/med1/14918.jpg

Wydarzenia

Jak można cokolwiek powiedzieć o przyrodzie, nie obcując z nią?

08.01.2024
autor: SB
Ekologia - temat rzeka, a na naszym terenie głównie z rzeką związany. Oprócz segregacji śmieci czy ograniczania plastiku nie tyle warto, co wręcz trzeba dotknąć natury, poczuć ją. A mamy to szczęście mieszkać w pobliżu terenów wciąż dziewiczych, po których oprowadza Bartłomiej Adler. Wśród klientów Bart Outdoor dominują mieszkańcy Warszawy, dla których wyprawa kajakowa czy do lasu to nie tylko przygoda, ale też oddech, możliwość zobaczenia na własne oczy tego, co w dużych miastach można oglądać tylko w telewizji czy Internecie. A wy? Kiedy ostatnio byliście w lesie?

Skąd pomysł na organizowanie takich wypraw?
- Sam dużo chodzę po okolicy, dużo pływam kajakiem. W pewnym momencie zacząłem robić zdjęcia, a ponieważ uwielbiam się szwendać o wschodzie słońca, to takie widoki nie wymagają dużych umiejętności fotograficznych. Kiedy wrzucałem te zdjęcia na media społecznościowe, reakcje były: o wow! Znajomi pytali, kiedy idę, czy mogą iść ze mną? W końcu stwierdziłem, że można spróbować robić to komercyjnie. Okazało się, że jest zainteresowanie. W pierwszym roku zgłaszali się głównie ludzie z Wyszkowa, ale w kolejnym już ok. 80-90% to byli mieszkańcy Warszawy i okolic.
Co ludzi tak ciągnie?
- Kiedy płyniemy o świcie, jest bardzo cicho. To jest moment, kiedy możesz zobaczyć, co tak naprawdę dzieje się w przyrodzie. W ciągu dnia jest więcej ludzi, ktoś tnie piłą, zawsze ktoś zagłusza, a nocą i o świcie jest cicho, momentami wręcz, jak to się mówi, creepy, czyli trochę mrocznie, trochę strasznie, zwłaszcza jak jest mgła. Płyniesz kajakiem, widoczność masz na 3 czy 5 metrów i nie wiesz, co czai się dalej. Człowiek odczuwa wtedy, jak jest mały przy naturze. Zawładnął planetą, ale…
Mamy w wielu miejscach jeszcze niemal dziewicze tereny. Rzeka Bug jest już ewenementem w Europie. Na całej długości (ponad 700 km) żadnej zapory, szerokie koryto, szerokie tereny zalewowe, które nie są mocno zagospodarowane. Płynąc z Szumina do Wyszkowa, mija się zaledwie kilkanaście domów. W takich warunkach naprawdę można poczuć się częścią natury.
Twoi klienci to ludzie zafiksowani na punkcie natury, czy po prostu chcą uciec z miasta?
- Mam wrażenie, że w większości to ludzie zafiksowani na punkcie natury, ale raczej internetowo. Jak mieszkasz w Warszawie, to nie możesz w 5 minut być nad dziką rzeką. Wydaje mi się, że w większości to ludzie pracujący w dużych firmach i korporacjach, prowadzący raczej miejski styl życia. Dla nich to odskocznia, relaks, odcięcie się od miasta. Ludzie naprawdę zafiksowani na punkcie natury sami organizują sobie takie wyprawy. Chociaż tacy też zapisują się na moje, bo po prostu jest im wygodniej: ktoś wszystko zorganizuje, da jeść na plaży. Mają takie all inclusive w naturze. Zawsze staram się mieć w termosie ciepły posiłek, zwłaszcza kiedy jest zimno, rozpalamy ognisko na plaży. Jest bardzo przyjemnie.
To krótkie wyprawy?
- Spływy o świcie trwają kilka godzin. Jak zaczynamy o godz. 3-4, to ok. godz. 9-10 kończymy. Czasami idziemy na noc do lasu, ale takie wyprawy organizuję raczej w wąskim gronie.
To chyba też chęć przeżycia przygody.
- Myślę, że to główny czynnik. Bo to rzeczywiście jest przygoda. Wsiadasz w kajak, machniesz wiosłem 5 razy, a tu obok ciebie płynie bóbr, są czaple, przelatuje bielik. I to wszystko godzinę jazdy od Warszawy. A teren, można powiedzieć, trochę zapomniany. Niewiele osób jest świadomych, co się tutaj dzieje.
To raczej męskie wyprawy?
- Raczej pół na pół. Na kajakach chyba nawet jest więcej kobiet. Są bardziej wrażliwe na piękno przyrody, oddziałują na nie zdjęcia, które wrzucam. Więcej facetów wyrusza na nocne wyprawy, bo to już jest przygoda. Ale spokojnie, nie walczymy tam o życie. W dzisiejszych czasach śpiwory są takie, że można się w nich ugotować. Zapewniam hamaki z ocieplanymi podpinkami, zadaszenia.
Chodzisz jeszcze na samotne wyprawy?
- Ostatnio pod koniec lata czułem już potrzebę chodzenia samemu. Niektórzy twierdzą, że jeśli zmienisz pasję w pracę, to będziesz szczęśliwym człowiekiem. Ale mimo to zaczęło mi brakować tych samotnych wypadów, od których wszystko się zaczęło. Kiedy mam pod opieką grupę, jestem za nią w dużej mierze odpowiedzialny. Na wodzie mam np. 5 kajaków, więc oczy muszę mieć dookoła głowy, sprawdzać, czy ktoś nie utknął na mieliźnie, a ktoś inny ma problemy ze sterowaniem kajakiem. To w pewnym sensie absorbujące, a w takich warunkach ciężko o pełen relaks.
Z drugiej strony poznałem masę ciekawych ludzi, z przeróżnych środowisk, którzy nierzadko mają kompletnie odmienne spojrzenie na różne sprawy. Z niektórymi nie zamienisz nawet słowa, a z innymi rozmawiasz o wszystkim. Kiedy grupa jest mniejsza i przyjeżdżają ludzie nastawieni na obserwację przyrody, robienie zdjęć, to jest super. Potem pogadamy przy ognisku. Ale są też tacy, którzy jak tylko wezmą w ręce wiosła, to nie możesz ich dogonić, mają tak zakodowy pęd. Inni z kolei tak potrzebują wyciszenia, że nie wiosłują wcale. I najgorzej, gdy w tej samej grupie jeden pędzi, a drugi zostaje z tyłu (śmiech).
Generalnie oferta jest dla każdego. Nie trzeba być zafascynowanym lasem twardzielem. Każdy się odnajduje. Zgłaszają się ludzie głównie 30+ do 50. roku życia. To czas, kiedy mija ochota na huczne rozrywki i przychodzi potrzeba wyciszenia się.
Czyli nawet laik, którego kontakt z przyrodą to zbieranie grzybów od czasu do czasu, nie ma się czego bać?
- Zupełnie nie. Nie znam lepszego sposobu, żeby w ogóle wdrożyć się w kwestie ekologii. Teraz pod ten termin można podciągnąć niemal wszystko, więc nie wiadomo, czym ona tak naprawdę jest. Samej esencji ekologii, czyli nauki o zależnościach w przyrodzie, jest tak naprawdę w mainstreamie niewiele. Najczęściej skupia się na sozologii, czyli nauce o ochronie środowiska. Generalnie ekologia stała się kartą ideologiczną, którą grają a to partie polityczne, a to duże firmy, które traktują ją jako narzędzie marketingowe. To trochę szkodliwe, bo rozmywa się cała esencja, rozmywa się pytanie: gdzie tak naprawdę w przyrodzie jest miejsce człowieka i jaką powinien wobec niej pełnić rolę?
Idąc na taką wyprawę, kiedy człowiek osadza się w naturze, rozgląda się, pojawia się myśl: przecież ja tu nie pasuję, świat, w którym żyję to jakaś bańka. Jak można cokolwiek powiedzieć o przyrodzie, o jej ochronie, nie obcując z nią? Najlepiej to widać po ludziach, którzy płyną ze mną drugi czy trzeci raz. Płyną np. w maju, a potem w sierpniu i ciężko im uwierzyć, jak różnie wyglądają te same miejsca. Przez trzy miesiące jestem na rzece co tydzień i obserwuję, jak te zmiany szybko zachodzą. Poziom wody w ciągu tygodnia może się zmienić o metr. Zrozumienie tego, że zmiana w naturze jest czymś naturalnym, jest kluczem do zrozumienia ekologii. Człowiek ma natomiast tendencję do tego, aby zmienić świat dla własnej wygody, a potem starać się utrzymać pewne status quo. Najczęściej robiąc to, patrzy na pewien wąski wycinek swojego otoczenia. Dziwi się natomiast, że natura chce działać po swojemu. Dobrym przykładem są tu ostatnie zalania domów w Udrzynku, które były konsekwencją zasypania rowów melioracyjnych. Sytuacja ma jednak szerszy kontekst. Udrzynek leży nad małą rzeczką Tuchełką i oddalona jest około 2 km od koryta Bugu, za to nad samą jego doliną. Jak jest różnica, widać doskonale na zdjęciach satelitarnych. W okresach roztopów wodą wypełniają się wszystkie starorzecza i pomniejsze cieki. Ludzie jakiś czas temu zbudowali tam wały, a dolinę zmeliorowali - dla własnej korzyści i bezpieczeństwa. Woda jednak zawsze będzie tam wracać i to z obszaru całej zlewni, a nie tylko najbliższej okolicy. Nie można o tym nigdy zapominać, zwłaszcza jeśli nasze działania bezpośrednio dotykają dolin rzecznych.
Ludzie z warszawskich blokowisk przyjeżdżają w dzicz. Czy na twoich wyprawach mogą poczuć, że człowiek natury jednak nie pokona?
- Jak mieszkasz w mieście, to wydaje ci się, że możesz ją pokonać. Myślę, że na takich wyprawach ludzie rzeczywiście mogą sobie uświadomić potęgę natury. To porusza wyobraźnię, poszerza horyzonty.
Twoje ulubione miejsce.
- Nie mogę powiedzieć.
Jak grzybiarz, który swoich miejscówek nie zdradza.
- Dokładnie (śmiech). Generalnie bardzo lubię cały Bug, okolice Szumina, puszczę somiankowską, gdzie las jest bardzo różnorodny. Uwielbiam lasy w okolicach starych koryt i starorzeczy. Lubię stare mapy, sprzed 200 lat, na których widać, jak rzeka wyglądała kiedyś. Widać, że tam, gdzie rzeka płynęła dawniej, las jest zupełnie inny. Więcej jest olchy, drzew liściastych, które lubią podmokłą glebę. Super są okolice Dręszewa.
Gdzie warto udać się na spacer, żeby odsapnąć po świąteczno-noworocznym biesiadowaniu?
- Jeśli będzie mróz, to chociażby na łęgi, przejść się od „księdza góry”. Jestem w szoku, jak wielu naszych mieszkańców nigdy tam nie było. Można przejść się też w stronę Rybna. W ogóle rzeka zimą jest piękna, zwłaszcza kiedy zamarznie. Moment, kiedy zaczyna stawać, kiedy kra zatrzymuje się na brzegach, jest po prostu wspaniały.
Z Wyszkowa w którą stronę nie pojedziesz, za 5 minut jesteś w lesie. W okolicach Porządzia są wspaniałe górki, nazywam je nawet podwyszkowskimi Bieszczadami, są obrośnięte liściastym lasem. Z saneczkami pójść? Rewelacja.
Jesteś za inwestowaniem w zagospodarowanie Bugu czy jednak za pozostawieniem tego naturze?
- Pośrodku. Najpierw trzeba odpowiedzieć na pytanie: co to znaczy inwestować? Co mamy na myśli, mówiąc o infrastrukturze? Jedni widzą wpływające motorówki i skutery. Myślę, że na to nie ma szans, bo rzeka na to nie pozwala. Ona jest, jaka jest i tego nie zmienimy, choćbyśmy nie wiem, ile wydali pieniędzy. To jest właśnie kolejny przykład tego, że z siłami natury nie wygramy.
Jeśli chodzi o przystosowywanie rzeki do jednostek o dużym zanurzeniu, to nie ma sensu. Ludzie opowiadają, że kiedyś pływały barki, rzeka była pogłębiana. Ale powiedzmy sobie szczerze: klimat się zmienił, wody jest mniej, do czego w mniejszym czy większym stopniu się przyczyniliśmy.
Minimalne inwestycje są jednak mocno wskazane. Zaczynając od toalet w miejscach, gdzie woduje się kajaki. Mamy kilkanaście wypożyczalni kajaków, każdy wie, gdzie spuszcza się je na wodę. Trochę wstyd, że ludzie muszą, mówiąc wprost, chodzić w krzaki.
Przykład dobrego działania to Stowarzyszenie Miłośników Rybienka Leśnego i budowa barek płaskodennych. Naprawdę można robić świetne wycieczki, nie ingerując mocno w rzekę. Ale konieczna jest przystań, pomosty - coś dla małych jednostek. Trzeba przystosować okolice w taki sposób, żeby przyjezdni mieli wytyczone sensowne szlaki. Ludzie zgłaszają się do mnie, bo nie wiedzą, gdzie popłynąć, gdzie pójść.
Od dawna próbuję przeforsować pomysł kładki nad kanałkiem. Idąc spacerkiem z parku, można by było dojść do samego Gulczewa.
Mamy rzekę, która jest ewenementem. Trzeba o nią dbać, a najlepiej zacząć od siebie. Rzeka nie jest, niestety, najczystsza. Jest specyficzna, bo płynie przez taki, a nie inny materiał geologiczny i zawsze będzie mętna i brązowawa. Ale zrzutów przemysłowo-rolnych, legalnych i nielegalnych, jest trochę. Interweniowałem kilka razy, gdzie się dało, ale zgłoszenia są traktowane po macoszemu. Większość zrzutów odbywa się w weekendy, bo wtedy kontrola nie przyjdzie.
Należę do grupy Koalicja Ratujmy Rzeki, która zrzesza masę podmiotów ekologicznie działających, od dużych organizacji po pojedyncze osoby. Brałem udział w różnych seminariach, jak badać wodę, jak pobierać próbki itd. Oczywiście mogę to hobbistycznie robić, ale to niestety generuje koszty, a przede wszystkim nie przekłada się na efekty, jeśli nie ma woli działania z wielu stron - przede wszystkim tych, które mają jakąkolwiek moc sprawczą
Ale świadomość wśród ludzi jest coraz większa.
- Dlatego bardzo ważna jest edukacja najmłodszych. Po swoich dzieciach widzę, jak to odkłada się w ich umysłach. Jestem przekonany, że one nigdy nie będą wyrzucać śmieci do lasu. Właśnie wychodzenie z dziećmi do lasu, pokazywanie im przyrody ma ogromne znaczenie.
Pomagałem kiedyś znajomej, która organizowała Dzień Dziecka dla dużej grupy z warszawskiego przedszkola. Zabrałem je do lasu i przy okazji zrobiłem eksperyment. Zapytałem: ile z was było kiedykolwiek w lesie? Okazało się, że tylko 1/3. To pytam dalej: a w jakim lesie byliście? W Lasku Bielańskim, Kabackim…
Jeśli pokażemy dzieciom tylko ekologię w stylu „nie pij plastikową słomką”, to pokazujemy im tylko wycinek tego czym ona jest. Idziemy w kierunku potrzebnym, ale jednak nie będącym sednem. Idea dbania o ziemię jest niezwykle potrzebna, ale łatwo można ją sprowadzić do kategorii trendu. Nam potrzeba jak najpełniejszego zrozumienia tematu, bo jak twierdzi wielu ekspertów, najbliższe lata mogą postawić przed nami wiele wyzwań związanych z naturą.
Dlatego apeluję: weźmy dzieci do lasu, nad rzekę, nad jezioro, opowiedzmy im, czym w ogóle jest ekosystem, dlaczego to takie ważne, by był różnorodny. Wytłumaczmy, że jako ludzie też jesteśmy jego częścią, ale też jesteśmy od tego zależni, że nie możemy robić tylko tego, co chcemy, bo doprowadzimy do katastrofy.
Dziękuję za rozmowę.


fot. OstreFoty


logo PEC
Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej Sp. z o.o.
07-202 Wyszków, ul. Przemysłowa 4

Zarząd PEC Sp. z o.o. w Wyszkowie, informuje, że w związku z koniecznością przeprowadzania prac remontowych w dniu 05.06.2025r. w godzinach 10:00 - 15:30 mogą wystąpić zakłócenia w dostawach ciepła, w tym na potrzeby podgrzewania ciepłej wody użytkowej we wszystkich obiektach zasilanych z miejskiej sieci cieplnej PEC Wyszków.

Przepraszamy za wynikające z tego tytułu niedogodności.

Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość