W piątkowy wieczór, 29 listopada, w miejskiej bibliotece odbyła się promocja najnowszej książki Jarosława Dobrowolskiego, kryminału „Zły Samarytanin”. To historia zbrodni, która wstrząsnęła Warszawą w połowie lat 30. XX wieku. Autor, warszawiak z dziada pradziada, osiedlił się w Kamieńczyku.
Gości powitała dyr. biblioteki Małgorzata Ślesik-Nasiadko. Spotkanie prowadziła Kaja Flaga-Andrzejewska - ekspertka od wampiryzmu, od wielu lat zajmująca się social mediami. Przedstawiła bohatera wieczoru. Jarosław Dobrowolski (urodzony 11.12.1981 r.) debiutował trzy lata temu powieścią „Delirium” (pierwszy tom trylogii o wampirze), „Zły Samarytanin” jest jego piątą książką. Z urodzenia warszawianin, ale z wyboru mieszka pod Wyszkowem, w Kamieńczyku.
- Moja żona wychowała się w Brańszczyku. Kiedy szukaliśmy miejsca, żeby się osiedlić, zapuścić korzenie, nie wyobrażaliśmy sobie innej okolicy, niż ta. W Brańszczyku nie jesteśmy z prostego powodu - mieszka tam sporo rodziny mojej żony. Stwierdziliśmy, że chcemy być blisko rodziny, ale żeby była naturalna granica. Jak ktoś będzie chciał, to przyjedzie, a nie przyjdzie – tłumaczył Jarosław Dobrowolski. - Tak więc jesteśmy blisko, ale nie do końca. Idealny układ. Są plany, żeby była kładka, ale na szczęście jeszcze jej nie zrobili.
Autor z wykształcenia jest bibliotekarzem, z zamiłowania karateką i motocyklistą.
Ale rozmowa była nie o okolicach Wyszkowa, tylko o Warszawie, gdzie w latach 30. XX w. rozgrywa się akcja „Złego Samarytanina”, mrocznego kryminału. - Dlaczego Warszawa? Bo jestem warszawiakiem z dziada pradziada. Wbrew pozorom nie jest to częste - zauważył autor.
Rzecz dzieje się na Pradze, która dla pisarza zawsze miała mistyczny wymiar. To rejon starych kamienic, w których lubił doszukiwać się dziur po kulach. I koloryt tej dzielnicy – lokalsi jeszcze w latach 90. mówili gwarą. Okres międzywojenny jest dla niego magiczny, to jest złoty wiek dla Warszawy. W powieści starał się pokazać - w fikcyjnej odsłonie - działalność przestępczą w tym okresie, ludzi, którzy musieli kombinować, którzy kradli, zabijali po to, żeby przetrwać w tym mieście.
Jak powstała ta powieść? Jarosław Dobrowolski uczestniczył w kursie pisarskim, na którym trzeba było napisać krótkie opowiadanie, na 8 stron. Napisał o policjancie z Pragi, stójkowym, który potrafi wydobywać z ludzi informacje. Dlatego przez komisarza, który prowadzi śledztwo, został wybrany, żeby wycisnął informację od więźnia (wszyscy wiedzą, że jest winny). Opowiadanie było za długie, miało 36 stron, i powinien je skrócić. Ale poszedł w drugą stronę i w 5 tygodni napisał powieść.
- To najszybciej napisana przeze mnie powieść - zauważył.
- Główny bohater to postać skomplikowana, ale dosyć nieszablonowa, jeśli chodzi o kryminały. To nie jest osoba, której wszystko wychodzi, wręcz przeciwnie. Nie jest też jednoznaczna moralnie – mówiła prowadząca.
- Bardzo chciałem, żeby to był zwykły facet – usłyszała odpowiedź. - Zawsze mówię, że on się nazywa Bury, bo jest takim burkiem podwórkowym. On jest zwykłym facetem, ze zwykłymi problemami. Weteran wojenny, który mieszka na Pradze w wynajmowanym pokoju, samotnie wychowuje syna (jest wdowcem). Musi wiązać koniec z końcem. Do tego za kołnierz nie wylewa, jego ogromnym problemem jest hazard. Osobiście uważam, że bohaterów lubi się za ich wady, za ich błędy. Mamy odwrotny kryminał, zaczynamy od spotkania złoczyńcy, któremu staramy się udowodnić winę. A bohaterem nie jest gość, który prowadzi śledztwo, ale ten, który przyjmuje jego rozkazy, jest od przesłuchań.
W ówczesnym świecie przestępczym autora zafascynowała fantazja, mówiło się, że nie ma cwaniaka nad warszawiaka. Druga rzecz to honor, zbiór niepisanych zasad, który rządził tymi gangami. Pomimo tego, że porachunki między nimi były bardzo krwawe, były zasady, które rozumieli tylko warszawiacy. Chociażby zasada odpłacania komuś za doznane krzywdy.
Z powieści wiele można dowiedzieć się o przedwojennej Warszawie, nierównościach etnicznych, podziemnych walkach bokserskich, gangsterskich porachunkach.
- Nikt o tym nie mówi, że w Warszawie było ponad 5 tysięcy zarejestrowanych prostytutek (miały dostęp do bezpłatnej opieki medycznej), niezarejestrowanych było około 20 tysięcy. Warszawa była też stolicą samobójstw – 1/3 wszystkich samobójstw w Polsce była w Warszawie. Młode kobiety kupowały truciznę, która na ogół była tańsza niż woda. Codziennie zbierano ciała i o tym się nie mówi. Dla mnie ta mroczniejsza strona Warszawy jest atrakcyjniejsza od tej wyidealizowanej – przyznał Jarosław Dobrowolski.
O książce „Zły Samarytanin” możemy przeczytać na stronie
https://www.sinisterproject.pl/author/jaroslaw-dobrowolski:
Przodownik Policji Państwowej kontra tajemniczy morderca. Przechadzaj się ulicami międzywojennej Warszawy i chłoń jej koloryt, rozwikłując tajemnicę Złego Samarytanina.
Ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, którym wystarczy odpowiedź na pytanie, kto zabił, oraz na tych, którzy chcą wiedzieć, dlaczego. Kiedy w podwarszawskim sierocińcu zostają zamordowane trzy zakonnice, Policji Państwowej niemal natychmiast udaje się schwytać mordercę. Nie jest to jednak zwykły człowiek, a jego dziwny wygląd i tajemnicze pochodzenie stanowią zagadkę nie do rozwiązania.
Dla wychowanego w cieniu praskich kamienic Romana Burego stopień przodownika w Policji Państwowej wydaje się szczytem możliwości. Jednak jego doświadczenie wojskowe, ciężka ręka oraz talent do wydobywania z ludzi informacji sprawiają, że zostaje wciągnięty do śledztwa, które odmieni jego życie już na zawsze.
Książkę można kupić lub wypożyczyć w wyszkowskiej bibliotece.