Franciszek zapraszał nas, duszpasterzy, żebyśmy szukali drogi powrotu ludzi do Kościoła

Wydarzenia

Franciszek zapraszał nas, duszpasterzy, żebyśmy szukali drogi powrotu ludzi do Kościoła

26.04.2025
autor:
Dziś świat żegna papieża Franciszka. Przedstawicielem pokolenia, które duchowo dojrzewało w czasie Jego pontyfikatu, jest ks. Rafał Orzechowski, wikariusz parafii św. Wojciecha. W maju minie pierwszy rok jego kapłaństwa. - Sposób, w jaki w tej chwili przeżywam swoje kapłaństwo, jak najbardziej wynika z tego pontyfikatu - mówi w rozmowie z „Nowym Wyszkowiakiem”. Opowiada o swoich spotkaniach z Franciszkiem, o tym, co krzyknął, by papież go usłyszał i do niego podszedł, ale też o tym, jak sam wsłuchuje się i rozumie naukę papieża.
 
W Polsce wciąż bardzo popularne jest określenie pokolenie JP2 - obejmujące kilka grup wiekowych, które dojrzewały podczas długiego pontyfikatu Jana Pawła II. Można powiedzieć, że ksiądz jest już reprezentantem pokolenia Franciszka?
     - Na pewno bardziej Franciszka niż Jana Pawła II. Pamiętam Jego pogrzeb i to, że nie mogłem obejrzeć wieczorynki. Miałem wtedy 6 lat. Wiedziałem, że odszedł ktoś ważny, papież Polak, ale osobistego związku z Nim, z uwagi na sam wiek, nie miałem.
Z Janem Pawłem II bardziej związałem się później, dzięki Spotkaniom Młodych w Lednicy, kiedy zaangażowałem się w sam ruch lednicki. Formacja opiera się na ośmiu przemówieniach Jana Pawła II, więc siłą rzeczy zagłębiłem się w Jego naukę.
Natomiast, rzeczywiście, moim papieżem, jeśli można tak powiedzieć, jest Franciszek. To z nim świadomie „wchodziłem” w Kościół, świadomie zaczynałem wierzyć. Za Jego pontyfikatu przeszedłem z takiej prostej, dziecięcej wiary do, nie wiem, czy głębszej, ale na pewno wiary bardziej świadomej. Jego teksty - „Christus vivit” (Chrystus żyje), „Evangelii gaudium” (Radość Ewangelii), czy ostatnia encyklika „Dilexit nos” (Umiłował nas) - prowadziły mnie.
Papieża Franciszka widziałem trzy razy, a jedno spotkanie było bardzo bliskie. Po raz pierwszy papieża widziałem w Krakowie, na Światowych Dniach Młodzieży. Razem z innymi tancerzami lednickimi byłem na głównej scenie. Papież znajdował się od nas w odległości 20 - 30 m. Dla mnie było to wielkie doświadczenie bliskości z Nim.
Kiedy miałem 17 lat zamarzyłem, żeby się z Nim spotkać. Napisałem list do wtedy arcybiskupa Krajewskiego, że chciałbym się spotkać z papieżem. Odpisał, że pięknie, ale on do papieża przyprowadza tylko biednych, ubogich i bezdomnych, więc przykro mu, ale do papieża mnie nie zaprowadzi. Pomyślałem: trudno, czekam dalej. I tu widzę palec Boży, bo w grudniu wysłałem ten list, a w lutym zadzwonił do mnie jeden z księży, że organizowana jest pielgrzymka młodzieży - delegatów z każdej diecezji, aby przekazać symbole Dni Młodzieży przedstawicielom Panamy. Poleciałem nawet 2 dni wcześniej, żeby zwiedzić Rzym. W ramach tej pielgrzymki, w sobotę przed Niedzielą Palmową był zaplanowany koncert muzyki poważnej. Cudowne wydarzenie, na które… nie dostaliśmy wejściówek. Zdecydowano więc, że pójdziemy na spotkanie z papieżem młodzieży z regionu Lacjum. Odbywało się w Bazylice Santa Maria Maggiore, więc aż mi się oczy zaświeciły. Miałem 17 lat, nie znałem włoskiego, siedziałem tam 3 godziny i nie rozumiałem nic z tego, co mówili. Zastanawiałem się cały czas, co zrobić, żeby papież do mnie podszedł. Odłożyłem telefon, aparat i, kiedy papież przechodził, wysunąłem się za barierki i krzyknąłem po angielsku: Ojcze Święty, pracujemy z dziećmi, podejdź do nas! W parafii, skąd pochodzę, organizowaliśmy cotygodniowe spotkania dla dzieci. Papież usłyszał mnie i podszedł. W telegraficznym skrócie opowiedziałem Mu o tym, co robimy. Powiedział tylko jedno zdanie: „Ja modlę się za ciebie, ty módl się za mnie.” Dla mnie to był szok. Niewątpliwie to jedno ze spotkań, które zmieniły moje życie. Może nie tak, że przez nie wstąpiłem do seminarium, ale powstała wówczas inicjatywa „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” - przez 5 lat, co roku, modliliśmy się za papieża Franciszka. Skoro papież poprosił mnie o modlitwę, to jak mogę się nie modlić? I czemu cały świat ma się nie modlić ze mną? Dzięki tej inicjatywie doświadczyłem wielu wspaniałych rzeczy. 
Ostatnie spotkanie miało miejsce w Lizbonie, kiedy papież Franciszek przejeżdżał obok nas. 

Czy można powiedzieć, że księdza kapłaństwo jest owocem tego pontyfikatu?
     - Samo kapłaństwo nie, ale to, jak je przeżywam, już tak. Myśl o kapłaństwie zrodziła się po spotkaniu z o. Janem Górą, dominikaninem z Lednicy. Natomiast wrażliwość papieża na „peryferie”, na tych, którzy nie zawsze mieszczą się w głównym nurcie Kościoła, jeśli tak można powiedzieć, uwrażliwiała również mnie.
 
Franciszek mówił o Kościele jako o szpitalu polowym…
     - … dla tych, którzy są czasem poranieni przez życie, może nie zawsze są w stanie od razu uwierzyć. Pragnienie towarzyszenia im, świadomość wagi tej przestrzeni - to owoc pontyfikatu Franciszka. Sposób, w jaki w tej chwili przeżywam swoje kapłaństwo, jak najbardziej wynika z tego pontyfikatu.
 
Co jeszcze w księdzu zostanie z tego pontyfikatu?
     - Zapamiętam wieczór w Santa Maria Maggiore, gdzie papież zostanie pochowany. Idąc, zobaczył, że czyjaś bluza spadła za barierki. Podszedł, podniósł i wręczył tę bluzę. Prosty gest, może nic specjalnego, ale na mnie to zrobiło wrażenie. Tak samo jak to, że do mnie podszedł, przytulił, pobłogosławił i poprosił o modlitwę. Ktoś taki, jak papież prosi mnie, 17-latka o modlitwę. To był dla mnie szok. I takich momentów podczas tego pontyfikatu było dużo.
Złościłem się w poniedziałek wielkanocny, kiedy telewizje pokazywały urywki, kiedy papież uderzył w dłoń kobietę, która go szarpnęła. To, moim zdaniem, bardzo krzywdzące i wypaczające.
Pewnie nie wszystko rozumiałem z tego pontyfikatu, natomiast uważam, że Bóg dał Kościołowi Franciszka na ten konkretny czas, na te dwanaście lat i On ma nam coś przekazać. To, że czegoś nie rozumiemy - w naszym, polskim kontekście, czy ja osobiście jako Rafał - to względem całego pontyfikatu nie jest tak do końca istotne. Oczywiście, zawsze łatwiej krytykować niż próbować zrozumieć.
Papieża Franciszka ja osobiście zapamiętam z tej wrażliwości, o której już powiedziałem, ale też z zachęcania, by wyjść ze strefy komfortu. Pamiętamy słynne już słowa, którymi w Krakowie zwrócił się do młodzieży - by wstać z kanapy i zmieniać świat.
 
Po śmierci papieża jeden z komentatorów powiedział, że Franciszek był słuchany, ale nie zawsze był rozumiany. Rzeczywiście, Watykan czasami musiał tłumaczyć, co znaczyły Jego słowa.
     - Często czytaliśmy już o tym, co papież powiedział, a nie co konkretnie powiedział. Czytaliśmy już analizę różnych Jego tekstów i czy wypowiedzi. Pamiętam, że w seminarium rozmawiałem z kolegą o jakimś tekście czy wywiadzie udzielonym przez papieża i mieliśmy zupełnie inne spostrzeżenia. Ja czytałem Vatican News, on Polonia Christiana i analizy były odmienne. Zrozumieliśmy, o co tak naprawdę chodzi, gdy zapoznaliśmy z oryginalnym tekstem.
Oczywiście, trzeba przyznać, że niektóre sformułowania może były nietrafne, a nam niektóre kwestie trudno zrozumieć. W swojej autobiografii papież Franciszek napisał, że w kwestii wojny w Ukrainie część świata chciałaby, by był kapelanem wojsk zachodu. Rozmawiałem o tym nawet ze swoimi uczniami, którzy zapytali mnie, czemu papież Franciszek popiera Rosję? Ja z kolei pytam, w którym momencie poparł Rosję? Czy popierał Rosję, kiedy wysyłał na Ukrainę 11 misji humanitarnych pod przewodnictwem kardynała Krajewskiego? Kiedy wysyłał sprzęt, karetki? Czy wtedy, kiedy całował flagę Ukrainy? Papież dawał sygnały, że popiera Ukrainę. Wydaje mi się, że chciał wywalczyć jak najwięcej dla Ukrainy, ale uratować też jak najwięcej wiernych w Rosji. Czasami zapominamy, że tam też jest Kościół, są katolicy, księża, a ich sytuacja wcale nie jest łatwa. Zapominamy, że Ojciec Święty miał dzieci w różnych częściach świata i każda Jego wypowiedź w pewien sposób rzutowała na ich sytuację.
 
Czy jako klerycy, młodzi kapłani czuliście się kochani, doceniani przez papieża? Zdarzało Mu się księży otwarcie krytykować.
     - Ja czułem się kochany, ponieważ utożsamiam się z Jego wizją kapłana, duszpasterza, który towarzyszy. Franciszek mówił, że pasterz czasem idzie z przodu, czasem idzie z tyłu, czasem idzie obok. To są jakby trzy pozycje pasterza w prowadzeniu stada i do mnie to przemawiało. Jeżeli ktoś chciał iść tylko z przodu, pewnie trochę mniej te słowa rozumiał. Nawet teraz, towarzysząc młodzieży jako duszpasterz, widzę osoby, które idą w pierwszym rzędzie, ale też te, które czasem zostają trochę z tyłu i trzeba im potowarzyszyć. Są też takie, które chcą iść obok i trzeba z nimi porozmawiać.
Oczywiście, w naszym gronie seminaryjnym reakcje były różne, ale zachęcałem i nadal zachęcam, żebyśmy spróbowali zrozumieć papieża pochodzącego z Ameryki Południowej, jezuitę, a nie tylko oceniali naszą miarą, europejską.

Papież dostrzegał ludzi, których trudne, pogmatwane sytuacje życiowe stawiają poniekąd poza Kościołem, ale oni swojego miejsca, miłosierdzia w Kościele szukają.
     - Franciszek zapraszał nas, duszpasterzy, żebyśmy szukali drogi powrotu tych ludzi do Kościoła, a nie tylko stali w drzwiach Kościoła i czekali, aż sami przyjdą. 

Dziękuję za rozmowę.
Sylwia Bardyszewska
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość