Jednemu z najpiękniejszych miejsc na świecie - kaplicy Scrovegni w Padwie, którą zdobią freski malowane przez Giotta, poświęcone było drugie spotkanie z cyklu „Czytamy malarstwo”, na który Biblioteka Miejska zaprasza wraz ze znanym już wyszkowskim czytelnikom Jarosławem Górskim.
Ściany kaplicy Scrovegni zdobią w sumie 53 freski artysty. W zamyśle fundatora, bankiera z Padwy, Enrico Scrovegni, kaplica miała być „drogą do nieba” jego ojca Reginaldo, również bankiera. Reginaldo Scrovegni tak zasłynął swym lichwiarstwem, że nie chciano go pochować w poświęconej ziemi. Dante Alighieri umieścił go nawet w XVII kręgu piekła w swej „Boskiej komedii”. Syn, fundując wspaniale dekorowaną kaplicę, chciał więc odkupić winy ojca.
- W tamtych czasach lichwa była grzechem śmiertelnym. Z drugiej strony był zwyczaj kupowania odpustów. Scrovegni, którzy fundowali nabożne dzieła, postanowili ufundować również prywatną kaplicę, która była uważana za dzieło nabożne. Wierzyli w to, że jeśli stworzą piękne miejsce, w którym ludzie będą się modlić, to Pan Bóg poczyta im to za zasługę - opowiadał Jarosław Górski.
Freski powstawały na przełomie XIII i XIV w., kiedy Giotto był już dojrzałym artystą. Jarosław Górski wykład poświęcił nie tylko wyrazowi artystycznemu dzieł, ale też niezwykle trudnej technice: - To były czasy, kiedy malarze byli artystami, ale i rzemieślnikami. Ich praca wymagała gigantycznej pomocy. Mówimy o czasach, kiedy artysta nie miał dostępu do Internetu, Allegro, sklepów. Wszystko, czym się posługiwał, powstawało w jego warsztacie. Przede wszystkim powstawały farby. Pierwsza rzecz, jaką byśmy usłyszeli po wejściu do warsztatu, to stukanie. Farby musiały być świeże; barwniki były na bieżąco robione z minerałów nieorganicznych. Giotto wykorzystał mocno rozwijającą się technikę fresku, czyli malowania na świeżym tynku, której był prekursorem. Mamy żywe kolory, czyste. Giotto nie robił wszystkiego osobiście, ale jego czeladnicy pokrywali najpierw mur budowli grubym tynkiem. Na to kładziono tynk będący podkładem do farb. Malowano tylko w świetle dziennym, gdy słońce było najlepsze. To był krótki czas, więc malarz musiał się spieszyć. Te freski to puzzle złożone z kawałków, z których każdy był malowany jeden dzień. Wymagało to zrobienia dokładnych szkiców na kartonach. Tynk zasychał, więc jeśli malarz popełnił błąd, to musiał skuwać i następnego dnia malować od nowa. Proszę zobaczyć, jaka to jest jakość. Obrazy olejne są spękane, często straciły kolory. Nie znamy autentycznych kolorów wielu obrazów renesansowych, bo zostały powerniksowane. A freski trwają w swoich oryginalnych kolorach. Do dziś pozostały w zasadzie niezmienione.
Freski odgrywały jeszcze jedną bardzo ważną rolę. W czasach Giotta większość ludzi była analfabetami. Fresk w kościele czy kaplicy miał być dopełnieniem i ilustracją tego, co słyszeli z ust księdza. Nie mogli sami sięgnąć po Pismo Święte, więc namalowane sceny odtwarzały wszystkie szczegóły, by przekazać jak najwięcej informacji i jak najwierniej oddać znaczenie biblijnego przekazu.
- Duchowieństwo miało monopol na piśmiennictwo - podkreślił Jarosław Górski. - Aż do reformacji Kościół wręcz zniechęcał do samodzielnego czytania świętych tekstów. Nie zachęcał do samodzielnego uczenia się czytania i pisania, dosyć długo panowało przekonanie, żeby lud boży słuchał, a nie czytał, bo jak czyta, to dojdzie do herezji.
Ten cykl fresków jest uważany za jedno z największych arcydzieł sztuki zachodniej. - Giotto stworzył coś naprawdę nowego, co zostało przez jego współczesnych docenione - podkreślił Jarosław Górski. Doceniane jest i dziś, przez znawców sztuki, ale też zachwycających się dziełem turystów.
Kolejne spotkanie w cyklu „Czytamy malarstwo” - 24 marca, godz. 18. Temat: „Niezwykła perspektywa Roberta Campina”, czyli niderlandzkiego malarza, znanego z portretów oraz obrazów o tematyce religijnej.