Bardzo interesujące, prawie dwugodzinne spotkanie autorskie ze Zbigniewem Janasem – działaczem opozycyjnym z czasów PRL, politykiem, posłem na Sejm czterech kadencji, świetnym gawędziarzem - połączone z promocją jego książki „Spotkania. Każde pozostawia ślad” - odbyło się w poniedziałek 25 marca w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Wyszkowie. Spotkanie prowadził Karol Pękul.
Zbigniew Janas, rocznik 1953, pochodzi z rodziny robotniczej. Babcia, która go wychowała, pochodziła spod Siedlec; była niepiśmienna. Ojciec był ślusarzem po szkole zawodowej, mama suwnicową – skończyła 4 klasy szkoły podstawowej, potem wybuchła wojna. Zbigniew Janas skończył Technikum Kolejowe, przez 4 lata pracował jako maszynista kolejowy. W 1978 r. zatrudnił się w Zakładach Mechanicznych Ursus. W 1980 r. wstąpił do „Solidarności”. W czasie stanu wojennego ukrywał się m.in. w mieszkaniu legendarnej łączniczki AK Wandy Traczyk-Stawskiej. W latach 1989 – 2001 był posłem na Sejm, w latach 1990–1991 dyrektorem Forum Europy Środkowo-Wschodniej. Po zakończeniu pracy w parlamencie prowadził działalność gospodarczą. Ma działkę letniskową w gminie Somianka.
- Ciągle byłem namawiany, abym napisał autobiografię, ale nie zgodziłem się – o tym, jak doszło do powstania książki „Spotkania. Każde pozostawia ślad”, mówił bohater wieczoru. - Wstydziłbym się. Po wielu rozmowach padła propozycja, żebym napisał książkę o ludziach, których miałem okazję spotkać. Żeby było jasne - ja w tej książce nie napisałem ani jednego zdania. To są opowiedziane historie, które mi się zdarzyły, bez żadnych notatek. Byłem nagrywany, a potem panie redaktorki to spisywały. Trzy lata opowiadałem. W tej książce pada nazwisko osoby, od której się wszystko zaczęło. To było w dzień, w którym zjawiłem się w Ursusie - zwolniłem się z kolei (byłem maszynistą kolejowym) i jako elektryk zostałem zatrudniony w elektrociepłowni w Ursusie. I pierwszego dnia spotkałem Zbyszka Bujaka. Po 30 minutach rozmowy (według Zbyszka po 45 minutach) już wiedzieliśmy, że będziemy knuli przeciwko temu systemowi. Musicie państwo wiedzieć, że w działalności opozycyjnej ważne jest, żeby spotkać na swojej drodze odpowiednich ludzi. Jeśli człowiek chce coś robić, szczególnie w opozycji do władzy, to musi mieć przy sobie jakichś ludzi, sam nic nie może zrobić. Ten drugi człowiek jest też ubezpieczeniem na wypadek np. aresztowania. To pierwsze spotkanie spowodowało, że moje życie tak się potoczyło. Tego, jakich ludzi spotkałem w moim życiu, to nawet wymyślić nie można było. A wszystko to zawdzięczam działalności opozycyjnej, „Solidarności”, podziemiu.
Jak to możliwe?
- W całej historii twojego życia najistotniejsze dla mnie jest podłoże emocjonalne – przyznał Karol Pękul. - Powiedz nam, w jaki sposób dwudziestoparolatek, który trafia do trzydziestoparotysięcznej załogi w Ursusie, potrafi w krótkim czasie kierować tym potężnym zespołem ludzkim i prowadzić ich w kierunku, który zaproponowałeś? Jak to możliwe?
- Prawdę powiedziawszy - nie wiem. Kiedy zastanawiamy się nad tym ze Zbyszkiem Bujakiem, bo tych rozmów było dużo, mówimy anegdotycznie, że to była rewolucja elektryków. Bo wiadomo, że elektrycy lubią spięcia. A jak lubią spięcia, to prowadzą do spięć, to jest ich żywioł. Ale to jest żart. Generalnie jest tak, że po pierwsze spotkałem odpowiedniego człowieka. Byliśmy ze Zbyszkiem nastawieni na bardzo długą walkę. Byłem przekonany, że będę siedzieć. Wtedy łatwiej się działa.
- Kiedy wybuchł strajk w Gdańsku, powołaliśmy komitet poparcia strajkujących robotników Wybrzeża - opowiadał dalej Zbigniew Janas. - Od początku byliśmy w Ursusie gotowi do strajku, ale strajkować będziemy tylko, jeśli wezwie nas do tego Wałęsa. My jesteśmy po to, żeby ich popierać, wszystko robić dla nich. Władza musi wiedzieć, że jesteśmy gotowi zrobić strajk, ale tylko tyle. Uzgodniliśmy też, kto z nas będzie w Ursusie, kto idzie wyżej. Zbyszek poszedł do Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, ja wolałem zostać w zakładzie. W tym czasie na 17 tys. ludzi, którzy byli w Ursusie, 14 tys. należało do „Solidarności”.
Zbigniew Janas przypomniał przy tym postać Henryka Zbigniew Wilka, absolwenta wyszkowskiego liceum z 1949 r., w latach 1977 – 1981 dyrektora generalnego Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus”: - Zbyszek Wilk był wysoko partyjnym dyrektorem, należał do PZPR, ale nam sprzyjał. Chcieli go nawet wyrzucić z Ursusa, bo uważali go za wroga, ale my go obroniliśmy. Po 13 grudnia wyrzucili jego i mnie z Ursusa jednego dnia. On odmówił złożenia samokrytyki. Bronił naszych kolegów w czasie procesów. Utrzymywaliśmy z nim kontakty w podziemiu. Wyobraźcie sobie - facet, który większość życia był szefem dużych firm, w latach 80. pracował jako ślusarz u prywatnego rzemieślnika. W 1989 r. został senatorem z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Piękna historia, piękny życiorys. Zasługuje na to, żeby mieć w Wyszkowie swoją ulicę. Bardzo was o to proszę.
W promowanej książce opisane jest kilkadziesiąt spotkań Zbigniewa Janasa z ludźmi, którzy odcisnęli swój ślad we współczesnej historii m.in. z Vaclavem Havlem, Andrzejem Dudą, Agnieszką Holland, Condoleezzą Rice, Barackiem Obamą, Januszem Onyszkiewiczem, Hanną Suchocką, ks. Adamem Bonieckim, Lechosławem Goździkiem, Markiem Edelmanem, Ireną Dziedzic, Bronisławem Geremkiem, Lechem Kaczyńskim, Jackiem Kuroniem, Aleksandrem Kwaśniewskim, Janem Lityńskim, Antonim Macierewiczem, Adamem Michnikiem, Danielem Olbrychskim, Donaldem Tuskiem, Beatą Tyszkiewicz, Lechem Wałęsą, księciem Williamem i jego żoną Kate.
Osobistego spotkania nic nie zastąpi. Chciałbym tę myśl bardzo wyraźnie skierować do młodych ludzi. Żadna korespondencja, czat, sms czy mms, nawet rozmowa przez telefon, nie zastąpią spotkania z żywym człowiekiem. Spojrzenia mu w oczy, odczucia tego, jak on nas odbiera, jak reaguje na to, co mówimy. Dzięki takim spotkaniom możemy siebie lepiej poznawać - czytamy we wstępie do książki, którą bardzo dobrze się czyta i którą naszym czytelnikom polecamy.