Gościem w stajni Lavio w Anastazewie była w minioną niedzielę trenerka i działaczka Polskiego Związku Jeździeckiego Wanda Siniarska-Czaplicka Wąsowska, polska olimpijka w jeździectwie, niekwestionowana pierwsza dama polskiego jeździectwa i wielki autorytet miłośników jeździectwa.
16 kwietnia w Anastazewie, w stajni Lavio odbyły się konsultacje ujeżdżeniowe z trener Wandą Wąsowską. W treningach uczestniczyli młodzi wychowankowie Wioletty Żmudy i prywatni właściciele koni.
Wanda Siniarska-Czaplicka Wąsowska urodziła się 28 czerwca 1931 roku w Niemojewie na Kujawach. Konie pokochała już jako dziecko, lalki odstawiła na bok. Miała 6 lat, kiedy otrzymała od rodziców najspokojniejszego konia w całym majątku, ślepą Baśkę. Jeździła na niej po okolicznych polach i lasach.
W czasie okupacji nie miała do czynienia z końmi. Zaczęła jeździć konno po maturze, w 1952 roku, u rotmistrza Tadeusza Jakobsona w ogrodzie zoologicznym w Warszawie. W tamtym czasie poznała prof. Ludwika Maciąga. Wspominała jego nieustającą pogodę ducha, a także wspólne rajdy konne. Od 1979 roku należała do polskiej Kadry Narodowej. Dwukrotnie była wicemistrzynią Polski w dyscyplinie ujeżdżenia. W 1980 roku wzięła udział w Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie. Można powiedzieć, że podtrzymała rodzinne tradycje, bo bratem jej mamy był rotmistrz Janusz Komorowski, wybitny jeździec okresu międzywojennego, uczestnik igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku. Wychowała wielu znakomitych zawodników. Aby utrzymać formę, codziennie się gimnastykuje, nadal jeździ konno (w wieku ponad 90 lat!), rozwiązuje krzyżówki, gra w brydża.
Za osiągnięcia w sporcie została odznaczona Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, w 2011 roku została wyróżniona medalem „Pro Masovia”.
Na konsultacjach w Anastazewie Wanda Wąsowska wytrwale korygowała błędy adeptów sztuki jeździeckiej. Była wymagająca, ale nie dobijała negatywnymi uwagami. Każdej parze koń i jeździec zleciła zadanie domowe, obiecała cyklicznie uczestniczyć w ich edukacji jeździeckiej. Pani trener uważa, że autorytet buduje się pracą, nie krzykiem. Uczniom trzeba mówić prawdę, korygować błędy, ale trening zawsze kończy pozytywnym akcentem.
- Pani trener jest bardzo wymagająca, ale dla każdego znalazła dobre słowo. Umysł ma jak żyleta i cięty dowcip – dzieli się wrażeniami ze spotkania Michalina Derlicka.