ZABRODZIE: Kolekcjoner i wytwórca siodeł

Powiat

ZABRODZIE: Kolekcjoner i wytwórca siodeł

31.07.2018
autor: Elżbieta Szczuka
Około 40 siodeł zgromadził w prywatnym muzeum Jerzy Siedlarczyk, a zrobił ich około stu. Na razie nie ma uprawnień rzemieślniczych, bo są kłopoty z powołaniem komisji, która mogłaby mu zrobić egzamin w jego zawodzie.  
 
Jaki to zawód?
- Trudno nazwać – odpowiada Jerzy Siedlarczyk mieszkaniec Ślubowa. – To i rymarstwo, i siodlarstwo, i kaletnictwo, wszystko razem. Zawody ginące, na wymarciu. Kiedyś pojechałem do wyszkowskiego Cechu, żeby zrobić papiery czeladnika. A pani kierowniczka do mnie mówi: „Skąd ja zbiorę komisję, żeby w takim zawodzie zrobić egzamin?” Gdybym miał papier, to mógłbym się starać o środki unijne, rozwijać działalność. Może spróbuję w innym Cechu.Z pierwszego zawodu jest ślusarzem-mechanikiem. Po szkole poszedł do wojska.
- Wyszedłem z wojska, a potem, w 1993 r., wróciłem do wojska, do pracy. A jak naszą jednostkę rozwiązali, trafiłem do BOR-u.  Biuro Ochrony Rządu zlikwidowano na początku tego roku, powołano Służbę Ochrony Państwa. Jerzy Siedlarczyk po rozwiązaniu BOR przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Teraz może więcej czasu poświęcić na swoje hobby. Choć, jak chyba każdy emeryt, narzeka na brak czasu.
Kiedy to się zaczęło? - Dwadzieścia parę lat temu. Zacząłem się interesować kawalerią, akurat w Wyszkowie zaczął się tworzyć oddział kawalerii im. 5 Pułku Ułanów Zasławskich. W Lublinie kupiłem jakieś stare siodło, próbowałem je zreperować. Nie było gdzie. Usłyszałem o panu Szulcu z Długosiodła, ale już zmarł. Zacząłem sam kombinować. W Warszawie na Kole kupiłem kawałek skóry, zaczęliśmy z kolegą coś dłubać, naprawiać siodło. Ale nie miałem wiedzy. Czytałem różne artykuły, w niemieckich i francuskich gazetach oglądałem zdjęcia rzędów końskich, kupowałem fotografie. Ciekawe rzeczy trafiały się na targach staroci, na giełdach. 
Pracowałem na zmiany, miałem trochę czasu. Narzędzia kupowałem na starociach, bo w Polsce nie ma już narzędzi do pracy. Najłatwiej sprowadzać ze Stanów Zjednoczonych – z Teksasu czy Nowego Meksyku, chociaż tam też coraz więcej chińszczyzny.
Pierwsze naprawione siodło Jerzy Siedlarczyk sprzedał. 
- Zanim się nauczył i coś zrobił, to sporo kawałków skóry popsuł – wtrąca jego żona Elżbieta. – A skóra jest bardzo droga. Skóra z całej krowy (ok. 3,5 m kw. grubości ok. 4 mm) kosztuje około tysiąca złotych. Podrożała dwukrotnie 5 lat temu. Do tego dochodzą okucia metalowe. Dlatego tak dobrze sprzedaje się chińszczyzna – to wszystko szybko się rwie, ale dobrze wygląda.
- U nas jest teraz pęd na tanie rzeczy. Nie da się tanio zrobić czegoś dobrego – dodaje Jerzy Siedlarczyk.
Nie wie dokładnie, ile zrobił siodeł. 
- Na pewno koło setki mam. Siedzisko do siodła formuję ręcznie, czasem trwa to nawet kilka dni. Im trudniej uformować skórę, tym siodło będzie trwalsze, na dziesiątki lat. To uformowane u dużego producenta, to jest najczęściej cienka skóra, pod prasą. Ona spuchnie i już jest uformowane siedzisko.
- To jest bardzo pracochłonna praca. I jeszcze nie można się pomylić, bo potem materiału już się nie odzyska.
W Polsce jest spore zapotrzebowanie na siodła, pasy. Przez 10 lat pan Jerzy sprzedawał swoje wyroby do Ossowa. Tam w sierpniu odbywały się zawody kawaleryjskie i zawodnicy rzędy końskie otrzymywali jako nagrody.
Pracownię ma w piwnicy, natomiast w jednym z pokojów eksponuje zbiór ok. 40 siodeł różnego typu, z różnych okresów, oprócz tego szable, ostrogi, hełmy, czapki żołnierskie, manierki. Niektóre z eksponatów nie nadają się do remontu, stanowią wzór, jako zabytki. Ciekawe jest np. prymitywne siodło z okresu II wojny światowej, wykonane z kufajki i kawałków skóry przez rosyjskiego żołnierza. Inne trafiło do Polski w czasie kryzysu, w paczce z darami ze Stanów Zjednoczonych. W zbiorach znajduje się też np. polskie siodło oficerskie (wygodniejsze, miękkie) i siodło szeregowego. 
- Oficerowi siodło służyło przez całą służbę, kupował je za swoje pieniądze – tłumaczy pan Jerzy. – Bogatsi kupowali lepszy rząd, np. u Lasoty, ci biedniejsi tańsze, u słabszych rzemieślników. A szeregowcy przychodzili i odchodzili.
Siodlarstwo bez reszty pochłonęło Jerzego Siedlarczyka: - Nie mam czasu iść na ryby, bo tyle roboty.
Wybory 2024 - Iwona Wyszyńska
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość