Interesujące, ale też wzruszające spotkanie z potomkami rodziny Cypriana Norwida odbyło się w niedzielne popołudnie 14 kwietnia w Muzeum Cypriana Norwida w Dębinkach. Głównym bohaterem był poeta Jerzy Kozarzewski.
- Kiedy przygotowywaliśmy się do obchodów Roku Norwidowskiego, padło pytanie, czy jest jakiś potomek Norwida – wspomniał Jacenty Matysiak, dyrektor Muzeum Cypriana Norwida w Dębinkach. - Dzięki Internetowi udało nam się dotrzeć do pana Marcina Kozarzewskiego, syna Jerzego. Pan Marcin pierwszy raz przyjechał do nas w maju 2021 r., gdy zaczęły się uroczystości.
Jerzy Kozarzewski (1913-1996) to stryjeczny prawnuk Ksawerego Norwida (1825-1864), młodszego brata Cypriana i wnuk Marii z Norwidów Łempickiej. Maria Łempicka miała 5 dzieci, jednym z nich była Janina Kozarzewska, matka Jerzego.
Jerzy był poetą, społecznikiem, Żołnierzem Września, żołnierzem podziemia, więźniem obozów w Pruszkowie, Oświęcimiu, Mauthausen, więźniem bezpieki oskarżonym o zdradę i szpiegostwo – 6 sierpnia 1946 r. w pokazowym procesie został skazany (wraz z sześcioma innymi osobami) na podwójną karę śmierci. Najbliższa rodzina gorączkowo starała się o uratowanie skazańca. Jego żona Magdalena (ślub wzięli w lipcu 1943 r.), szukając pomocy, trafiła do Juliana Tuwima, który niedawno wrócił do Polski ze Stanów Zjednoczonych, z prośbą o wstawiennictwo u Bolesława Bieruta. Pokazała Tuwimowi wiersze męża, powiedziała o rodzinnych związkach z Norwidem. Ten zdecydował zaangażować się w sprawę ocalenia nieznanego mu człowieka. Interwencja udała się. 31 sierpnia 1946 r. Bolesław Bierut podpisał akt łaski. Karę śmierci Kozarzewskiemu i pozostałej szóstce zamienił na 10 lat więzienia (3 lata spędził w pojedynczej celi, bez kontaktu ze światem). Spotkanie z Magdaleną Kozarzewską było ważne również dla Tuwima. Był dumny z tego, że uratował życie kilku ludzi skazanych na śmierć.
Po zakończeniu wyroku Jerzy Kozarzewski zamieszkał w Nysie, gdzie od 1951 r. mieszkała, z nakazu pracy, jego żona z córeczką Anną. Tu m.in. utworzył od podstaw ognisko muzyczne, które przekształciło się w szkołę muzyczną. Rodzina Kozarzewskich pozytywnie zapisała się w historii Nysy.
Szukam cię nieustannie
W niedzielę 14 kwietnia do Dębinek przyjechała rodzina Jerzego Kozarzewskiego, w tym jego dzieci: Anna Kozarzewska-Bigazzi, Marcin Kozarzewski i Maria Kozarzewska-Sterczyńska. Rozmowę z nimi prowadziła Magdalena Woźniewska-Działak. Ale najpierw przedstawiła promowaną tego dnia książkę „Szukam cię nieustannie”, której jest autorką - wybór wierszy Jerzego Kozarzewskiego, poprzedzony biografią i opisem twórczości poety.
- Ta poezja jest tak dobra, że nie wiadomo, dlaczego jest zapomniana – zastanawiała się prowadząca.
Książka, która zawiera również listy Magdaleny do Jerzego, listy Janiny Kozarzewskiej do syna, dużo zdjęć, została wydana przez Muzeum Cypriana Norwida w Dębinkach i Pewne Wydawnictwo, edycję wsparła Fundacja Museion Norwid.
- Jerzy Kozarzewski był poetą z prawdziwego zdarzenia – oceniła Magdalena Woźniewska-Działak - tzn. nie mógł żyć bez poezji, pisał wiersze przez całe swoje życie. Były one bardzo ważnym wymiarem mówienia o świecie, o innych ludziach, o tym, co nas dotyka. Pierwsze wiersze pochodzą z lat 30. XX w. Ale pisał też wiersze w najmniej sprzyjających okolicznościach życia, także w wiezieniu. Pisał je także wtedy, kiedy nie miał dostępu do kartki i ołówka, w więzieniu. Powstawały w jego głowie, a później, kiedy zaistniała taka możliwość, były przelewane na papier.
Debiutował bardzo późno, dopiero w 1992 r. ukazał się pierwszy tomik jego wierszy „Dar codzienności”. Smutne, że ta twórczość nie miała szansy zaistnieć wcześniej. Ale kiedy wyszedł z więzienia, nadal był osobą traktowaną przez pryzmat swojej politycznej biografii. Był inwigilowany, obserwowany, z tego powodu nie miał szans zaistnieć jako poeta. Kozarzewski nieustannie poszukiwał w swych wierszach miłości i prawdy, śladów dobroci ludzkiej. Poszukiwał Boga i ścieżek, które do niego wiodą. Pozostawał wierny sobie i wyznawanym przez siebie wartościom – podkreśliła pisarka.
Miał potrzebę czynienia dobra
O tym, jak wyglądało ich dzieciństwo, relacje rodziców, stosunki z ojcem, opowiadały dzieci Jerzego Kozarzewskiego.
- Ojciec miał dla nas stosunkowo dużo czasu, w przeciwieństwie do matki, która była ordynatorem szpitala dziecięcego - wychodziła o ósmej rano do pracy i wracała o ósmej wieczorem. I cały czas była pod telefonem. Czas dzieciństwa w dużej mierze wypełniał nam ojciec; szczególnie jeśli idzie o odrabianie lekcji, to ojciec był niezastąpiony – mówił Marcin Kozarzewski.
- Uważam, że nasze dzieciństwo było niezwykłe. Mama była zawsze zajęta i bardzo zapracowana. Ojciec był niezwykle ciepły, ale i wymagający. Byli wiarygodni, żyli tak, jak deklarowali. Mówili nam: Nie kłam, nie kradnij – wspominała Maria Kozarzewska-Sterczyńska. - Druga ważna rzecz, to zgoda na naszą odmienność. Ojciec prowokował mnie do różnych dyskusji, próbował nauczyć mnie własnego zdania i jestem mu za to wdzięczna.
Prowadząca spytała także o Kozarzewskiego - poetę. Jak powstawały wiersze, czy pisał je przy biurku.
- Nigdy nie widziałam ojca przy biurku – odpowiedziała Anna Kozarzewska-Bigazzi. - Zawsze siedział w fotelu, miał przed sobą ustawiony stołek, na nim stała stara maszyna do pisania, i pisał. Różne rzeczy. Był osobą niezwykle pracowitą, miał powołanie społecznika, potrzebę czynienia dobra.
A tak mówiła o wzajemnej miłości rodziców: - To była piękna miłość, dzięki niej udało się przetrwać wszystko to, co było dookoła. Myśmy tę miłość czuli.
- Myślę, że miłość rodziców jest naszym plecakiem na życie – uzupełnił Marcin Kozarzewski.
Publiczność miała okazję poznać poezję Jerzego Kozarzewskiego w wykonaniu aktora Marcina Kwaśnego.
Zwieńczeniem tego niezwykle interesującego spotkania był piękny koncert w wykonaniu Marii Kozarzewskiej-Sterczyńskiej (fortepian) i Marcina Zdunika (wiolonczela). Artyści zaprezentowali m.in. utwory Bacha, Beethovena, Chopina, Schumanna.