W ostatnią niedzielę scenę przed urzędem gminy w Rząśniku zdominował niezwykły artysta Alosza Awdiejew – satyryk, pieśniarz, gitarzysta, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 1975 r. związany z krakowską Piwnicą pod Baranami. Śpiewał i sypał dowcipami jak z rękawa.
Wraz z nim, w trzecim już koncercie o zachodzie słońca, wystąpili wybitni muzycy z Krakowa: Kazimierz Adamczyk (gitara basowa) i Michał Półtorak (skrzypce), kierownik muzyczny Piwnicy pod Baranami.
W 2020 r. Alosza Awdiejew, który przyjechał do Polski z ZSRR w 1968 r., mógł obchodzić dwa jubileusze – skończył 80 lat i od 45 lat związany był z Piwnicą pod Baranami: – Niestety, zagrałem tylko jeden koncert jubileuszowy – przyznał. – Postanowiłem, że wszystkie moje koncerty będą nadal jubileuszowe – na co publiczność zareagowała gorącymi brawami i zaśpiewała jubilatowi „100 lat”.
Artyści oczarowali widzów swoim kunsztem, przepięknymi rosyjskimi i cygańskimi romansami, utworami folkloru odeskiego, refleksyjnymi balladami. Wspaniały tercet z Krakowa wykonał m.in.: „Kim jestem?” („Trochę Rusek, trochę Żyd...”), „Oczy czarne”, „Moja Odessa”, „Eh, raz, jeszczo raz”, „Tjomnaja noć”.
Alosza Awdiejew opowiadał dowcipy. Płynnie przeskakiwał z tematu na temat, żartobliwie i z filozoficznym spokojem dzielił się spostrzeżeniami m.in. o starości, kobietach, mężczyznach („Tobie jest dobrze, bo ty masz mnie – mówi żona do męża. – A ja jestem samotna”.), PRL-u, Putinie.
Oczywiście, w opowiadanych dowcipach mężczyźni okazywali się tymi słabszymi: – Trzeba bardziej nas kochać, opiekować się nami – apelował artysta – bo naprawdę możemy szybko zniknąć.
- Co w życiu mężczyzna powinien robić? – zastanawiał się. – Odpowiedź jest prosta: „byle co”. Ale nie zawsze chce...
- Jeden znajomy powiedział: „jak fajnie nic nie robić, a potem jeszcze... odpocząć”. On mi to wyrwał z ust – dodał artysta.
Zwierzył się też: – Ja teraz chcę być takim polskim Polakiem. Chciałem się nawet zapisać na kursy antysemityzmu.
- Nie zapiszę pana, bo podejrzewam, że pan jest Żydem.
- Kursu i tak bym nie ukończył, bo podoba mi się humor żydowski – skomentował Alosza Awdiejew.
Jubileuszowi towarzyszyła nostalgia: – Różne rzeczy przeżyliśmy, pamiętamy różne czasy, m.in. PRL – mówił artysta. – Żyliśmy w tym kraju, kochaliśmy nawet coś...
Nie zabrakło czarnego humoru i aluzji politycznych, ale koncert zakończył się akcentem optymistycznym, utworem „Nie sierdis”. Oczywiście były bisy i oklaski na stojąco (wśród widzów dużą część stanowili goście z Wołomina, wielbiciele talentu Aloszy Awdiejewa). Można też było kupić płyty artysty i uzyskać jego autograf.