Wybory samorządowe prawdopodobnie odbędą się wiosną, ale już teraz mieszkańcy zastanawiają się, kto będzie ubiegał się o te najważniejsze funkcje - burmistrza i wójtów poszczególnych gmin. Jedynym, który nie ukrywa swoich zamiarów - kandydowania na wójta gminy Brańszczyk - jest radny Piotr Deptuła.
Piotr Deptuła ma 35 lat. Jest absolwentem Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, na kierunku inżynieria bezpieczeństwa cywilnego. Ukończył też studia magisterskie na kierunku bezpieczeństwo pożarowe, ze specjalizacją zarządzania kryzysowego. Ze zdobytym wykształceniem związana jest jego dotychczasowa praca zawodowa. Zaraz po studiach rozpoczął pracę w PKP S.A., w Centrum Bezpieczeństwa Dworców Kolejowych. Od tego roku jest pracownikiem Grupy Polsat Plus, gdzie też zajmuje się kwestiami bezpieczeństwa (przede wszystkim studia filmowego, tzw. warszawskiego Hollywood).
Prywatnie mąż Ewy i tata dwójki dzieci, 10-letniej Tosi i 6-letniego Jasia. Mieszka w Brańszczyku, ale pochodzi ze Trzcianki, którą nazywa swoim drugim domem.
Większość przyszłych kandydatów jeszcze się kryguje, a pan nie tylko nie ukrywa, ale wręcz otwarcie mówi, że zamierza ubiegać się o funkcję wójta gminy Brańszczyk. Zdecydowała chęć działania na rzecz gminy, działania w samorządzie czy niezadowolenie z tego, co dzieje się w gminie?
- Najprościej byłoby powiedzieć, że kandyduję, bo się wkurzyłem. Bardzo denerwuje mnie to, jak funkcjonuje samorząd. Definiuje to Ustawa o samorządzie, ale od lat traktowana jest trochę po macoszemu. To wójtowie dzielą i rządzą, a moim zdaniem powinni się ograniczyć do realizacji uchwał rady gminy, dbania, by urząd sprawnie funkcjonował. Podkreślam, że nie mówię tylko o gminie Brańszczyk, ale ogólnie o naszym kraju. Rady gmin nie mają zbyt dużej mocy, mimo że w przepisach są podmiotem posiadającym mocne uprawnienia. Startuję na wójta, żeby radni, którzy mogliby udźwignąć odpowiedzialność za rządzenie w takiej gminie, jak Brańszczyk - z dużymi możliwościami rozwoju, pokierowali nią w dobrą stronę. Jakby nie było, gorzej niż obecnie nie będzie.
Rzeczywiście, to wójtowie i burmistrzowie są postrzegani jako osoby najbardziej decyzyjne.
- Dokładnie. I dotyczy to całego kraju. Poza tym dla niektórych bycie wójtem jest celem, dla mnie to środek do osiągnięcia celu.
Jaki jest ten cel?
- Dość prosty. Chciałbym, żeby ludziom żyło się lepiej, moim dzieciom, sąsiadom. To cel prosty, ale jeśli go rozbierzemy na części i poszukamy dróg, to rosną schody. Z samorządem w bezpośrednim kontakcie jestem od 2017 r., czy przez działalność społeczną, czy w radzie gminy i widzę jak funkcjonuje. Wiele rzeczy można załatwić dużo szybciej i łatwiej, natomiast pewne czynniki hamujące na to nie pozwalają - mówię ogólnie, żeby nikogo nie urazić.
Jest pan jednak w radzie gminy największym adwersarzem obecnego wójta. Rozumiem, że prowadzona przez niego polityka też skłoniła pana do tego, żeby kandydować na to stanowisko?
- Faktycznie, dość otwarcie mówię, co myślę na temat różnych sytuacji mających miejsce w naszej gminie. Natomiast do samej kampanii podchodzę raczej pozytywnie. Chcę mówić o dobrych rzeczach i o tym, co chcę zrobić, a nie o tym, co jest nie tak. O tym mówię teraz, na bieżąco, gdy mam możliwość w jakikolwiek sposób na to wpłynąć. Wiem, że na atakowaniu przeciwnika w kampanii można zdobyć kilka punktów procentowych, ale nie o to chodzi. Trzeba zostać człowiekiem. Na bieżąco krytykuję konkretne sytuacje, ale przecież nie krytykuję wszystkiego. Są rzeczy, które urząd robi dobrze, a nawet bardzo dobrze. Na przykład w kwestii współpracy z organizacjami pozarządowymi. Na tle powiatu gmina Brańszczyk może być stawiana za wzór.
W naszej gminie widzę duże możliwości i duże szanse rozwoju i na tym chciałabym bazować w kampanii wyborczej.
CAŁY WYWIAD W NAJNOWSZYM WYDANIU „NOWEGO WYSZKOWIAKA”, W SKLEPACH I KIOSKACH.