Tajemnica śmierci Wiesława Boruckiego (foto)

historia Ziemi Wyszkowskiej

Tajemnica śmierci Wiesława Boruckiego (foto)

28.06.2016
komentarze: 1
autor: Elżbieta Szczuka
We wtorek 3 maja 1949 r. około południa strażnik wodny Bolesław Gruszczyński, płynąc łódką po Bugu,  zauważył leżące w wodzie między kamieniami, w pobliżu mostu kolejowego, zwłoki mężczyzny. Okazało się, że jest to ciało Wiesława Boruckiego, 22-letniego ucznia XI klasy wyszkowskiego liceum, który zaginął 2 tygodnie wcześniej. Do dziś tajemnica jego śmierci nie została rozwiązana. 
Sprawą zaginięcia i zamordowania Wiesława Boruckiego Wyszków żył długi czas. Panowało powszechne przekonanie, że za bestialskim mordem stoi urząd bezpieczeństwa, którego funkcjonariusze chcieli się dowiedzieć, jakie nastroje panują wśród młodzieży gimnazjalnej, czy działają tam tajne ugrupowania. Sześcioletnie śledztwo o kryptonimie „Mordercy” zakończyło się umorzeniem z powodu niewykrycia sprawców.
Wiesław Franciszek Borucki urodził się 21 sierpnia 1926 r. w Wyszkowie. Jego ojciec Henryk był pracownikiem sądu grodzkiego. Mama, Józefa z Bieleckich, zmarła, gdy Wiesio  miał niecałe 10 lat. Chłopcem zaopiekowali się Leokadia Witkowska, siostra Józefy i jej mąż Marian, naczelnik poczty, ojciec chrzestny chłopca (państwo Witkowscy byli bezdzietnym małżeństwem), rodzony ojciec partycypował w kosztach utrzymania syna.
Wiesław Borucki w 1947 r. ukończył gimnazjum z ocenami dobrymi i bardzo dobrymi. Naukę kontynuował w Państwowym Koedukacyjnym Liceum Ogólnokształcącym w Wyszkowie nad Bugiem. Był uczniem aktywnym społecznie, obowiązkowym i sumiennym. Organizował koła naukowe i samokształceniowe. Pomagał w nauce najsłabszym, zostawał po lekcjach, żeby wytłumaczyć im niezrozumiałe zagadnienia. Zorganizował w szkole koło Związku Młodzieży Demokratycznej, zakładał też koła ZMD na wsiach. Wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej, który powstał w lipcu 1948 r. po likwidacji m.in. ZMD. Często wygłaszał referaty i pogadanki, w zarządzie szkolnego koła był skarbnikiem. Miał sprecyzowane poglądy polityczne, nie krył zbytnio, że nie podoba mu się ówczesna władza. 
Tak go zapamiętał Jerzy Dąbrowski (ur. 1935): W moich wspomnieniach starszy kolega Wiesław pozostał jako wesoły uczestnik rajdów harcerskich, który jako jedyny wtedy grał na gitarze w czasie przerw w marszach i podczas wieczornych ognisk. Udało mi się kilka razy być uczestnikiem takich harcerskich biwaków. Zaczynałem wtedy swoją przygodę z harcerstwem, będąc w szkole podstawowej i na ostatnim obozie latem 1948 r. 
Ks. Henryk Kietliński (ur. 1932) dodaje: Wiesław był człowiekiem niezależnym, inteligentnym. Zawsze nosił sztandar, towarzyszyły mu dwie koleżanki. Byłem jego bliskim kolegą, razem zakładaliśmy bibliotekę w liceum, kierował nami pan Antoni Rytel. Pracowaliśmy po lekcjach. Tego tragicznego wieczoru razem zakończyliśmy pracę. Ja poszedłem do Leszczydołu, on uczyć się z kolegami do matury. Były różne informacje na temat jego zaginięcia, mówiono, że trzymano go w bunkrze w parku, potem ciało wrzucono do Bugu. Znaleziono go w ubraniu, nawet klucze do biblioteki miał w kieszonce.
Opinią polityczną i moralną wśród otoczenia swego cieszył się  dobrą. Jak zeznaje to Witkowski Marian, sprawy miłosne jako przyczyna śmierci nie wchodziły w grę, ponieważ nie posiadał stałej narzeczonej” – napisano w aktach śledztwa.
Eugeniusz Daszkowski (rocznik 1930) tak przedstawił w swoich „Wyszkowskich wspomnieniach” Wiesława Boruckiego: „Został zamordowany najlepszy, najzdolniejszy, najszlachetniejszy kolega z naszego grona i z naszej klasy”.
 
Wyszedł i nie wrócił
20 kwietnia ok. godziny 17 Wiesław Borucki spotkał się w domu państwa  Grundwaldów przy ul. 11 Listopada 45 (blisko ul. Pułtuskiej) z kolegami Zbyszkiem Grundwaldem i Zdzisławem Nowocieniem, aby wspólnie przygotowywać się do egzaminu maturalnego. Często uczyli się razem i prawie zawsze wieczorem Wiesław wychodził na kilkanaście minut, żeby zamknąć okiennice w odległym o ok. 300 m  domu przy ul. Pułtuskiej 69 (dawna stróżówka Cudnych). Mieszkał tam z siostrą ojca, Stanisławą Borucką. W tę feralną środę wyszedł ok. godz. 21. Po godzinie koledzy poszli do jego domu dowiedzieć się, czy jeszcze wróci. Okiennice były zamknięte, drzwi również. Nikt nie odpowiadał na ich pukanie. Pomyśleli, że może poszedł do ciotki Witkowskiej na ul. Daszyńskiego i rozeszli się do swoich domów. Następnego dnia Wiesław nie pojawił się w szkole ani u żadnej z ciotek. Marian Witkowski zgłosił na posterunku milicji jego zaginięcie. Ciotka przez dwa tygodnie szukała go w różnych miejscach, m.in. w aresztach w Warszawie, Pułtusku, Ostrowi Mazowieckiej – bezskutecznie.
Mówiło się, że Wiesław był torturowany w piwnicach ruin domu Karłowskich (w tym mniej więcej miejscu stoi obecnie budynek sądu).  
- Wszyscy wybiegli ze szkoły oglądać piwnicę, w której miało być ciało Wiesława Boruckiego. Starsi chłopcy, którzy więcej wiedzieli, mówili, że właśnie tu został zamordowany. Ale jak ja tam się znalazłam, to zobaczyłam tylko białe, żelazne łóżko – wspomina Lucyna Milczarek.
 
Znaleziony w rzece
3 maja ciało Wiesława Boruckiego znaleziono w Bugu, przy tamie naprzeciwko Państwowego Zarządu Wodnego.
St. referent Kazimierz Kozioł, wysłany służbowo do Wyszkowa w związku ze Świętem 3 Maja, był świadkiem wydobywania z rzeki zwłok Wiesława Boruckiego. W raporcie z 4 maja do szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Pułtusku tak opisuje znalezione zwłoki: Zauważyłem pobitą twarz mocno; prawa ręka była sina, czymś uderzona i szczęka rozbita, u prawej ręki miał wyrwane 2 paznokcie. Z chwilą obmycia wujek, który go wychowywał od młodych lat, ob. Witkowski Marian, wypowiedział się w ten sposób „Wolałbym cię zobaczyć w więzieniu niż na tym stole operacyjnym”. 
W kieszeni zmarłego znaleziono wszystkie dokumenty, a także kilkadziesiąt złotych.
Zobaczyłem człowieka, który ubrany był w kurtkę siwą na kożuchu, spodnie drelichowe, w kamasze, bez czapki” – zeznawał Bolesław Gruszczyński z Rybna. Zdaniem Gruszczyńskiego, który strażnikiem wodnym był ponad 25 lat i niejednego topielca z wody wyciągał, „ciało Boruckiego Wiesława musiało leżeć w wodzie ok. 10 dni, gdyż twarz jego była omulała, czego nie spotyka się w przypadkach krótkiego leżenia w wodzie, a że woda była zimna, dlatego też nie nastąpił rozkład”. 
Wieść o znalezieniu zwłok Wiesława Boruckiego błyskawicznie rozeszła się po mieście, nad rzeką zgromadził się tłum ludzi.
- Pobiegłam po lekcjach z innymi, bo powiedziano nam, że znaleziono go nad Bugiem – opowiada Lucyna Milczarek. – Leżał twarzą do dna rzeki, był uwiązany linką za nogi do jakiegoś krzaka. Tak to zapamiętałam. Być może ciało płynęło rzeką i się zaczepiło.
Jeszcze tego samego dnia odbyła się sekcja zwłok. Przeprowadzali ją biegli lekarze: Witold Lewiński i Eugeniusz Parzuchowski. „Stwierdzamy, że śmierć denata nastąpiła przed upływem 72 godzin, na co wskazuje ustąpienia stężenia pośmiertnego lub więcej dni, na co wskazuje znaczny rozkład gnilny”. Rzeczywistej przyczyny śmierci ustalić nie mogli.
- Po wielu latach, kiedy już byłem lekarzem – wspomina Andrzej Eychler – rozmawiałem z doktorem Witoldem Lewińskim, który robił na miejscu, nad rzeką, obdukcję i sekcję zwłok. Zwierzył mi się, że stwierdził zmiany przyżyciowe, krwiaki na tułowiu i na narządach wewnętrznych, czyli Wiesio był przed śmiercią bity, katowany. Wtedy nie mógł tego napisać. A sekcja nad rzeką była zarządzona „pod publikę”. 
Józef Jastrzębski z Wyszkowa był korespondentem „Życia Warszawy”. 7 maja w notce o zamordowaniu Wiesława Boruckiego napisał, że miał on potłuczoną twarz, połamane palce i że musiał być wrzucony do rzeki. 13 maja został przesłuchany przez Tadeusza Chojnackiego, oficera śledczego PUBP w Pułtusku, musiał się tłumaczyć z tej notki, bo nie oparł się na sekcji lekarskiej ani nie porozumiał się z sądem. 
W notatce służbowej z 7 maja 1949 r., przesłanej do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, jednak napisano: Przy lekarskich oględzinach zwłok stwierdzono, że śmierć nastąpiła wskutek pobicia
Chociaż według powszechnej opinii Wiesław Borucki został zamordowany przez funkcjonariuszy UB, śledztwo szło w kilku innych kierunkach. Śledczy brali pod uwagę, że sprawcami mogła być rodzina drugiej żony ojca Wiesława (podobno zostawił ją z dzieckiem 3 lata po ślubie), że został porwany przez nieznanych mężczyzn (do samochodu). Sprawdzali, czy morderstwa mogli dokonać szkolni koledzy ofiary Grundwald i Nowocień, a także czy nie stoi za nim ówczesny dyrektor liceum Jan Wołoszczuk, który stosował pogróżki wobec uczniów. Agenci UB donosili swoim zwierzchnikom, co wyszkowianie mówili na temat zaginięcia i morderstwa.
W notatce służbowej z 11 maja 1949 r., podpisanej przez szefa PUBP w Pułtusku, czytamy (tekst oryginalny): „Pow. Urząd Bezp. Publ. w Pułtusku stwierdza, iż BORUDZKI Wiesław zamieszkały w Wyszkowie uczeń tamtejszego gimnazjum niebył nigdy rejestrowany w kartotece tut. Urzędu, jak również Urząd nie posiadał na wymienionego kompro-materjałów. Niebył on nigdy i niemiał być aresztowany”.
- Pismo z Pułtuska jest typowym dokumentem tamtych czasów – my nic nie wiemy, wszystko jest w porządku. A że zginął człowiek, to nie nasz interes – komentuje Jerzy Dąbrowski.  – Natomiast już pismo Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa, kierowane do wysokich urzędników Ministerstwa Bezpieczeństwa, moim zdaniem, wskazuje na udział wyżej wymienionych w sprawie zabójstwa, bo omawiają reakcję opinii publicznej.
- Krążyło kilka wersji na temat jego zabójstwa – przypomina ks. Henryk Kietliński. – Mnie przekonuje wersja Antoniego Rytla – Wiesław zamierzał założyć organizację demokratyczną, antykomunistyczną, wolnościową. Podobna tworzyła się w Pułtusku. Możliwe, że za tym stał pułtuski UB. 
- Pogrzeb był wielki (odbył się 4 maja – ES) – wspomina ksiądz. – Jego koledzy pisali maturę (wszyscy wstali na dźwięk dzwonów kościelnych przy wyprowadzaniu trumny z kościoła), a my poszliśmy na pogrzeb. Na cmentarzu miał przemawiać Antoni Rytel, ale był tak wzruszony, że nie mógł powiedzieć słowa.
Sześcioletnie śledztwo nie znalazło winnych tego zabójstwa. 
Materiały dot. śmierci Boruckiego Wiesława pochodzą z 1949 r., kiedy to nastąpiła śmierć ww. Śledztwo prowadzone w tym okresie nie dało żadnych rezultatów. Od 1949 r. do chwili obecnej nic nie było robione w celu wykrycia sprawców ewentualnego morderstwa na Boruckim Wiesławie. Jak wynika z analizy materiałów, to brak jest danych, że śmierć nastąpiła z pobudek politycznych i że było to morderstwo. Komisja, która dokonywała sekcji zwłok stwierdziła, że zmiany gnilne w płucach nie pozwoliły ustalić, czy nastąpił wypadek utonięcia, a nikłe obrażenia zewnętrzne nie mogły być wg komisji przyczyną śmierci” – podsumował chor. Roman Ząbkowicz. 
Biorąc pod uwagę nikłe szanse wykrycia po tylu latach sprawców, zaproponował latem 1955 r. złożenie sprawy do archiwum. Jego zwierzchnik, naczelnik Wydz. III Woj. Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, wyraził zgodę.
 
Od autorki: Przy pisaniu artykułu korzystałam z materiałów IPN
(Artykuł ukazał się w nr 19/2016 Nowego Wyszkowiaka)
Boże Narodzenie - Somianka

komentarze:

dodaj komentarz
I want to to thank you for this great read!! I definitely loved every little bit of it. I have got you book-marked to check out new stuff you post… dildok3 (<a href="https://xvj3gsdfghhfies.link/tags/dildok3/">https://xvj3gsdfghhfies.link/tags/dildok3/</a>)
Dee