Głównie sytuacji Unii Europejskiej i pozycji Polski we wspólnocie poświęcone było spotkanie, 7 kwietnia w bibliotece miejskiej, z europosłem i przewodniczącym rady naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego Jarosławem Kalinowskim. Rząd polski krytykował też za wewnętrzną sytuację w kraju, m.in. za zadłużanie państwa i próby reformowania samorządów. Dzisiaj jest filozofia bolszewicka: zrujnować wszystko i budować od początku – przekonywał.
- Wspólnoty europejskie powstały po to, żeby nie powtórzył się koszmar II wojny światowej. Jesteśmy pierwszym pokoleniem od 1050 lat, które nie doświadczyło wojny. To, że jesteśmy szczęściarzami, jest zasługą m.in. UE – rozpoczął swoje wystąpienie Jarosław Kalinowski. - I chciałoby się, żeby następne pokolenia również mogły tego doświadczyć. Powinniśmy chuchać i dmuchać na UE, na jej jedność. Jeśli tak doświadczony kraj jak Polska będzie rozbijał UE, to pytanie, czy chcemy się znaleźć między wielką Rosją i wielkimi Niemcami? Słyszę od niektórych polityków UE: „A nie mówiłem, że nie powinniśmy ich przyjmować?” Kończy się dla Polski pewna bardzo korzystna epoka. Rozpoczęła się od powstania Solidarności. Zachód, cały świat był zachwycony Polską, otworzyli ramiona i powiedzieli: „Chodźcie do nas”. Staliśmy się członkiem NATO i UE – to dla Polski obszar bezpieczeństwa i rozwoju.
- Kaczyński mówi o wzmocnieniu roli państw narodowych. Ale jednocześnie, że Niemcy, Francja to wrogowie. Tymczasem wzmocnienie państw narodowych to także wzmocnienie ich roli. Z kim w takim razie mamy budować przyszłość i bezpieczeństwo? – zastanawiał się europoseł. - Przez 13 lat członkostwa Polska wypracowała sobie naprawdę mocną pozycję. Byliśmy zapraszani do rozmów o najważniejszych kwestiach, na nieformalne spotkania, szczyty. Miałem nadzieję, że zajmiemy miejsce Brytyjczyków. Tymczasem ostatnie spotkanie odbyło się bez Polski. To, co mówi polski rząd, przyjmowane jest z irytacją. Do tej pory to Węgry były kłopotem UE, dziś jest nim Polska.
Przewodniczący rady naczelnej PSL przyznał, że w kampanii wyborczej jego partia popełniła szereg błędów. - Cudem głowę spod topora unieśliśmy. W relacjach koalicyjnych też są różnice. Jeśli wyborcy tego nie widzieli, nie widzieli naszych inicjatyw, to uznali, że może nie jesteśmy potrzebni. Nie potrafiliśmy się pochwalić osiągnięciami rządu i PSL – ocenił, przypominając m.in. o kosiniakowym i waloryzacji emerytur.
- PiS miał lepszą ofertę, a hitem było i jest 500+ - dodał. - Ten program miał trzy cele: ograniczenie obszarów biedy i ubóstwa – to się udało, przełamanie kryzysu demograficznego – nie wiadomo, czy się udało i czy się uda, ale najważniejszym celem było kupienie wyborców. I wyborcy zostali kupieni. Nieważne, kto będzie rządził za 3 lata, program 500+ będzie kontynuowany. Ale coś za coś, bo budżet nie jest z gumy.
Jarosław Kalinowski skrytykował też zmiany, jakie zachodzą i jeszcze mają zajść w samorządach. - Ze wszystkich reform samorządowa udała nam się najbardziej - podkreślił. - Ale dzisiaj się okazuje, że centrala wie lepiej, nawet kto ma być wójtem czy burmistrzem. W ogóle jestem przeciwnikiem ograniczania kadencyjności. Dlaczego w Wyszkowie czy Długosiodle odbiera się ludziom możliwość oceny władzy? Bo jak nie będzie Jastrzębskiego, może uda się kogoś swojego wsadzić.
Więcej na ten temat w kolejnym wydaniu Nowego Wyszkowiaka, w sklepach i kioskach od 11 kwietnia.