Po prostu trzeba walczyć (foto)

Wydarzenia

Po prostu trzeba walczyć (foto)

24.10.2019
autor: Sylwia Bardyszewska
Niezależnie, kim jesteście, nie bójcie się tego, czego chcecie od życia. Po prostu trzeba walczyć o pewne rzeczy. Nie wierzcie, że czegoś nie możecie - na spotkaniu w Wyszkowie mówił Jerzy Górski, który przez 14 lat był narkomanem… A potem wygrał podwójnego Ironmana. O przekuwaniu słabości w siłę mówił nie tylko do uzależnionych. Przecież każdy się czegoś boi i każdemu brakuje siły, by walczyć o to, co ważne…
 
Widzowie - m.in. młodzież i podopieczni Monaru - wypełnili salę widowiskową WOK Hutnik po brzegi. Najpierw obejrzeli wielokrotnie nagradzany, poruszający film „Najlepszy” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. W rolę Jerzego Górskiego wcielił się Jakub Gierszał.
Jerzy Górski przyznał, że cały film oglądał kilka razy. - Za każdym razem płaczę i śmieję się - przyznał. - Ale najważniejsze jest to, co państwo wyniesiecie z tego filmu.
Bohater przyjechał do Wyszkowa dzień przed spotkaniem, które odbyło się w środę 23 października. - Najpierw zapytał, czy jest w Wyszkowie basen. Dziś rano zdążył dobrze poznać Rybienko Leśne - relacjonował wicestarosta Leszek Marszał. Do tego wyjątkowego spotkania doszło dzięki staraniom Monaru i wyszkowskiego starostwa.
- Jego życie pokazuje, że nie ma takiego dna, od którego nie można się odbić. Nie miał niczego, a zdobył wszystko. Dziś, jak sam mówi, ćpa życie. Zmienił swoje życie, potem życie innych. I robi to nadal - Jerzego Górskiego przedstawił wicestarosta.
Gościowi zależało na kontakcie z osobami, które przyszły się z nim spotkać: - Nie jestem celebrytą. Nie jestem po to, żeby mnie odhaczyć i godzina wychowawcza z głowy.
Opowiadając o swoim życiu, chciał pokazać, że zawsze, niezależnie od wieku i tego, co robimy, możemy je zmienić. Swoje słowa kierował nie tylko do podopiecznych Monaru, uzależnionych, dla których bez wątpienia jest autorytetem: - W życiu, niezależnie, kim jesteśmy, ciągle coś nas dotyka i może nas zainspirować. Każdy ma jakieś słabości. Chodzi o to, żeby słabość stała się siłą. Mnie dotykały różne inspiracje w różnych momentach życia.
 
Ty jesteś pojebany narkoman, bierz się za leczenie
Jako nastolatek, chciał być hipisem: - Tak bardzo chciałem być taki sam, jak oni, chciałem być kolorowy. Tylko nikt mi nie mówił, co za tym idzie, narkotyki były przecież tylko na zgniłym Zachodzie. A cokolwiek byśmy nie zrobili, są skutki naszych wyborów. Palenie, picie i branie narkotyków – taki triathlon. Myślałem, że tak trzeba, że będę imponował innym.
Był leczony w szpitalach psychiatrycznych, trafiał też do aresztów śledczych. Właśnie w areszcie, oglądając telewizję, po raz pierwszy zobaczył i usłyszał Marka Kotańskiego, twórcę Monaru: - To, co proponował, to wolność. Byłem w areszcie śledczym i pomyślałem: o czym on mówi? O wolności? Napisałem do Marka list, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Wyszedłem z aresztu i znowu zacząłem grzać. Pół roku czekałem na miejsce w Monarze. I stało się. Kiedy stanąłem przed tym domem, wiedziałem tylko jedno: nie możesz, ćpać, pić, palić papierosów, uprawiać seksu.
Pacjenci Marka Kotańskiego nosili ubrania robocze – drelichy, które miały ich uczyć pokory. Bardzo dotkliwą karą było obcięcie włosów, o czym Jerzy Górski przekonał się na własnej skórze. - Pewnie w życiu dotykały was różne choroby. Jak mnie brali do szpitala, podawali leki trzy razy dziennie. A tu jakie lekarstwo? Jeden z mocnych zastrzyków to było właśnie ścinanie włosów - opowiadał. - Marek Kotański uczył się na nas, jak leczyć. Modyfikacja jest zresztą do dziś. W zależności od tego, kto to jest - takie środki terapeutyczne się stosuje. Jak mi pierwszy raz obcięli włosy, powiedziałem, że to jest banda i ja się na to nie zgadzam. Ścięli mi włosy za to, że chciałem jak najlepiej. Za to że załatwiłem kajaki. Nie wiedziałem, że po drugiej stronie jeziora są pola makowe.
- Uczyli mnie tam normalnego życia i to mnie nakręcało - opowiadał Jerzy Górski. - Wchodzę do tego domu, a oni każą mi biegać. To było narzucone lekarstwo. Na początku strasznie się męczyłem, ważyłem 49 kg. Z każdym dniem coraz lepiej się czułem, zaczęło mnie to coraz bardziej wciągać.
Jerzy Górski nie miał pojęcia, czym jest maraton, gdy w 1985 r. w jego ręce trafiła ulotka zawodów Ultraman na Hawajach. - Ja pierniczę - pomyślał wówczas. - Tylko jak zwiedzić wyspę, jak nie mam pozwolenia, paszportu? Ultraman - cały czas miałem go w głowie. Pomyślałem: już biegam, jakiś rower załatwię, wydaje mi się, że umiem pływać. Dam sobie radę. Oczywiście tylko poruszałem się po wodzie, a nie pływałem. Kupiłem sobie jakiś zardzewiały rower.
W ramach przygotowań wystartował w Polsce w triathlonie. - Kiedy przybiegłem, na mecie nie było już nikogo, byłem ostatni. I tak się zaczęła moja przygoda, zacząłem marzyć, żeby dalej startować.
Zaczął rozwijać się nie tylko sportowo: - Nigdy nie ukrywałem, kim byłem, że jestem z Monaru. Nie miałem zawodu, byłem nikim. Poszedłem do wieczorowego ogólniaka. To był moment, kiedy człowiek czuje, że nic nie ma i bardzo chce coś zrobić dla siebie.
Z czasem Jerzy Górski zaprzyjaźnił się z wieloma zawodnikami z całego świata. - Też chciałem wygrywać, jak oni. Ale społeczność powiedziała mi: Co? Ty jesteś pojebany narkoman, bierz się za leczenie. I wziąłem się za leczenie. W końcu wygrałem ze wszystkimi Polakami. I już nikt nie mówił: o, ten narkoman.
Ultraman niezmiennie był celem numer jeden. - Byłem coraz mocniejszy, zdobywałem medale na mistrzostwach Polski, startowałem w Mistrzostwach Europy. I cały czas czekałem na zaproszenie na Ultraman. Ale oni mnie olewali, USA mnie nie zapraszało. To pomyślałem, że zrobię Ultramana w Polsce. Chciałem się zmierzyć z tym czasem, dystansem. Przy okazji zrobiłem drugi wynik na świecie. Ale dalej mnie nie zapraszali. Antek Niemczyk (jeden z najlepszych polskich maratończyków - red.) powiedział mi: ty nie możesz biegać krótkich maratonów, ty musisz umierać na trasie.
W 1990 wziął udział w podwójnym Ironmanie, o czym opowiada film „Najlepszy”. I został mistrzem świata.
Później brał udział w kolejnych zawodach. W końcu w 1994 r. przyszło zaproszenie na upragnionego Ultramana. - Byłem najlepiej przygotowany w swoim życiu - relacjonował. I wtedy po raz kolejny otarł się o śmierć. Przed wyjazdem na Hawaje pojechał jako opiekun młodzików na mistrzostwa Europy na Węgrzech. Kiedy na rowerze sprawdzał trasę, uderzył w niego samochód. Obudził się po czterech dniach. - Pierwsza myśl, kiedy mnie wybudzili: kurwa, znowu nie pojadę na Ultramana - opowiadał. - Ale poleciałem na Hawaje w 1995 r. Ukończyłem go. I zaczął się następny okres w moim życiu, który trwa do dziś. Studia, firma, która organizuje przedsięwzięcia sportowe. Już nie jestem czynnym trenerem. Kolejna moja pasja – komentowanie zawodów.
 
Zwolnić? To jak żyć?
Podczas spotkania w Wyszkowie opowiadał też o biegach wolności, które organizuje w zakładach karnych, o akcjach charytatywnych: - Robię to, co czuję, co kocham. Bardzo chcę to robić, to jest moja potrzeba. To egoizm, który zamienia się w truizm. Moim głównym celem na dziś jest moja córka. Jutro mam spotkanie z nią. Nie biorę, nie piję, nie palę, ale oczywiście mam swoje życiowe problemy.
Ze względów zdrowotnych musiał zwolnić. W 2014 r., wbrew zaleceniom lekarzy, wziął jeszcze udział w Tough Guy w Wielkiej Brytanii. – Ale więcej już tego błędu nie popełniłem - przyznał. - Ufam, że lekarze mają rację. Zresztą niczego już nikomu nie muszę udowadniać. Zwolnić. To jak żyć? Zakochałem się w bezwysiłkowym pływaniu. Cały czas się go uczę.
O swoich doświadczeniach Jerzy Górski opowiadał już w wielu miejscach w Polsce, m.in. na festiwalu Woodstock: - Chciałem być narkomanem, hipisem i 49 lat później pojechałem na polski Woodstock. Dalej jestem hipisem. Warto ćpać życie, nie trzeba brać narkotyków. Warto być tym, kim chcemy, tylko to, cholera, samo nie przyjdzie, trzeba coś zrobić. Nigdy nie jest za późno. Mamy to tyko w głowie. Jeśli macie coś w głowie, a ktoś mówi, że tego nie potraficie, to ta osoba nie potrafi. Od was będzie zależało, czy coś zrobicie, czy nie. Nieważne, kim jesteście, sportowcami czy nauczycielami.
 
Chciałbym na nowo wszystko poczuć
Gość zaprosił na scenę pacjentów Monaru i wyszkowskich uczniów, którzy mają różne pasje: biegają, malują, grają. Pytał o doświadczenia, cele. - Co się stało, że zacząłeś brać? Ja chciałem być hipisem, a ty?
- Wmawiałem sobie, że mogę lepiej grać i interpretować utwory. To dawało mi swój świat, do którego nikogo nie wpuszczałem. Tak naprawdę nie wiem, co się wydarzyło w moim życiu, że zacząłem brać. Próbuję się tego dowiedzieć.
- Budzę się po 16 latach. Chcę poznać siebie, zmienić dotychczasowe życie.
- Chcę w końcu wytrzeźwieć.
- Bieganie daje mi wolność.
- W piłkę gram dla siebie, to mi się po prostu podoba.
- Daje mi to siłę, jakiś cel trzeba w życiu osiągnąć.
- Chciałbym kiedyś nagrać płytę.
- Chciałbym żyć, na nowo wszystko poczuć. Nie wiem, co to jest normalność, ale się dowiem.
- Monar dał mi szansę poznania siebie inaczej - przyznał Jerzy Górski. - Niezależnie, kim jesteście, nie bójcie się tego, czego chcecie od życia. Po prostu trzeba walczyć o pewne rzeczy. Życzę, żebyście próbowali przełamać to, co jest najtrudniejsze. Nie wierzcie, że czegoś nie możecie. Nie jest tak, że jestem żelaza. Też mam różne problemy. Ale kiedy mnie dotyka problem, jak najszybciej staram się go rozwiązać.
Nina Wiśniewska - kwiecień 2023
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość