Osoby, które piątkowy wieczór (24 października) zdecydowały się spędzić w WOK „Hutnik” na spotkaniu z uznanym krytykiem filmowym Tomaszem Raczkiem, z pewnością nie żałowały. Gość ciekawie opowiadał nie tylko o Zygmuncie Kałużyńskim, ale też wolności, byciu sobą i… znanych politykach.
Zygmunt Kałużyński (1918 - 2004) znany był nie tylko ze swojej wielkiej miłości do kina, ale też często kontrowersyjnych opinii i ekscentrycznego stylu życia. Przez 10 lat wraz z Tomaszem Raczkiem tworzyli cieszący się ogromną popularnością cykl filmowy „Perły z lamusa”. Współpraca zaowocowała przyjaźnią. Gdy Zygmunt Kałużyński zachorował, właśnie Tomasza Raczka podawał jako swoją najbliższą rodzinę. Przed śmiercią Zygmunta Kałużyńskiego, Tomasz Raczek i reżyser Jan Sosiński nakręcili film „Pół życia w ciemnościach”. Tytuł wymyślił zresztą sam bohater, który mówił, że pół życia spędził w ciemnościach... sali kinowej.
Projekcja filmu rozpoczęła piątkowe spotkanie z Tomaszem Raczkiem, które poprowadził dyrektor „Hutnika” Wiktor Czajkowski.
Zygmunt Kałużyński, co starsi widzowie pamiętają, a pokazuje to również film, był mistrzem autokreacji. - Lubił, żeby go źle wspominać, wymyślał różne historie na swój temat - mówił Tomasz Raczek. - Opowiadał, że Żuławski, jak go zobaczył, powiedział: chce mi się splunąć na pana widok. Że Agnieszka Holland powiedziała, że jest szkodnikiem polskiego kina. On to wszystko sobie zapisywał i powtarzał. Ja mówię, ale to jest nieprawda. On opowiadał: wchodzę do autobusu i na mój widok jakiś starszy pan powiedział „tfuu” i się przesiadł. Ale ja jeździłem z nim po Polsce autobusami, pociągami i nic takiego się nie wydarzało. Wręcz przeciwnie, budził sympatię. To, że Żuławski tak mówił, Agnieszka Holland i Krzysztof Zanussi, to akurat się nie dziwię, bo on się do nich przyczepiał bez przerwy i nawet ich przedrzeźniał. Agnieszka Holland do dzisiaj mi wypomina: ale po co współpracowałeś z tym człowiekiem?
- Jest jeden reżyser, szczególnie znienawidzony - zauważył Wiktor Czajkowski. Mowa o Aleksandrze Fordzie, reżyserze „Krzyżaków”, który, mówiąc wprost, uwiódł Kałużyńskiemu żonę.
- Tak, nie mogliśmy rozmawiać na temat Aleksandra Forda, bo on odmawiał - opowiadał Tomasz Raczek. - W ogóle nie interesowała go twórczość tego człowieka. Zresztą Ford poniósł karę. Był postacią niesłychanie wpływową w polskim świecie filmowym w latach 50. i 60. Ford mógł wszystko. Dobrze żył z władzami, m.in. sukces „Krzyżaków” dał mu tę siłę. Ale trzeba pamiętać, czego nie ukrywał, że był pochodzenia żydowskiego. I kiedy wynikła sprawa 68. roku, czyli wywołana przez Władysława Gomułkę akcja pozbywania się Żydów z Polski, to wpłynęło na status Aleksandra Forda. Postanowił wyjechać z Polski, nagle stał się persona non grata.
Uczestnicy spotkania mieli okazję wysłuchać wielu anegdot o Zygmuncie Kałużyńkim, m.in. kiedy w programie na żywo stwierdził, że rozmowa z profesorem filmoznawstwa o filmie „Noce i dnie” Jerzego Antczaka nie ma już sensu i zdenerwował się tak dalece, że zaczął wyciągać pasek ze spodni. W efekcie program… został wydłużony, bo „Kałużyński zrobił takie show”.
- Podobało mi się, że on łamał wszystkie reguły, zasady, robił rzeczy niemożliwe, takie, że ludziom zapierało dech - mówił Tomasz Raczek. - Więc był moim bohaterem.
Pierwszą książkę Zygmunta Kałużyńskiego Tomasz Raczek otrzymał od swojego ojca. - Byłem chyba w V klasie. Ojciec się zorientował, że piszę recenzje filmowe do gazetki szkolnej, dał mi książkę Zygmunta Kałużyńskiego „Nowa fala zalewa kino” i powiedział słowa, które stały się dla mnie najważniejszymi, jakie usłyszałem od rodziców: jeżeli interesujesz się filmem, to powinieneś przeczytać książkę Kałużyńskiego, bo ten facet pisze inaczej niż wszyscy. To było przysłanie mojego ojca: jeśli ktoś robi coś inaczej niż wszyscy, to nie jest złe, tylko ciekawe, to jest dobre, warto to poznać, warto mieć zdanie inne niż wszyscy. Może dlatego, że miałem takie wychowanie, na każdym etapie mojego życia jestem sobą i mam takie poczucie wolności, że nie muszę rezygnować z tego, co myślę, co czuję, dlatego, że ktoś bliski sobie tego nie życzy.
Tomasz Raczek jest warszawiakiem, ale korzenie rodzinne ma również pod Wyszkowem. - Moja babcia ze strony mamy urodziła się tu, pod Wyszkowem, więc jestem absolutnie z tych rejonów - podkreślił, ku zadowoleniu publiczności.
Ukończył liceum Joachima Lelewela w Warszawie. - Różni politycy chodzili do mojej szkoły, m.in. bracia Kaczyńscy - opowiadał. - Nie jest tak, że mieli jednakowe oceny. Jeden z braci, nie będę mówił po imionach, miał same piątki. Natomiast drugi miał problemy z różnych przedmiotów i doszło do awantury po III klasie liceum, kiedy miał 2 z trzech przedmiotów. W związku z tym nie dostał promocji do klasy maturalnej. Nie powiem, który to był z braci. W każdym razie 2 miał z polskiego, z angielskiego i z przysposobienia obronnego. Awantura była straszna, bo wyglądało na to, że jeden brat będzie w IV klasie, a drugi musi powtarzać III. Wtedy matka braci przyszła i powiedziała, że ona się nie zgadza, żeby braci rozdzielać, bo oni muszą być razem, żeby jednak promować do IV klasy tego, co ma trzy 2. Zebrała się rada nauczycielska i ustaliła, że to jest niemożliwe.
Nie pomogły polityczne interwencje. Ostatecznie aktorzy znani z filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc” zmienili szkołę i obaj zostali promowani do IV klasy. - Natomiast dyrektor mojego liceum stracił stanowisko i został zmuszony do wcześniejszego przejścia na emeryturę - opowiadał Tomasz Raczek. - A wszystko to wiem od niego, ponieważ potem dorabiał sobie na pół etatu jako nauczyciel matematyki i mnie uczył.



