Po 45 latach 7 miesiącach i dwóch tygodniach pracy w Nadleśnictwie Wyszków w końcu lipca odchodzi na emeryturę Wojciech Kwiatkowski, nadleśniczy, honorowy obywatel Gminy Długosiodło. – Kiedy chodzę rano po lesie, obcuję z przyrodą, to czuję się człowiekiem spełnionym, tak zawodowo, jak i rodzinnie – podkreśla.
Wojciech Kwiatkowski pochodzi z Rogowa, miejscowości na trasie Skierniewice – Koluszki. W Koluszkach skończył liceum, w Warszawie studia na Wydziale Leśnym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wyszków po raz pierwszy zobaczył w czerwcu 1972 r., kiedy wraz z kolegami studentami jechał z Warszawy do Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
A dwa tygodnie później poznał, w ciekawych okolicznościach, Iwonę Borkowską, wyszkowiankę, która wkrótce została jego żoną. W styczniu tego roku obchodzili 540. miesięcznicę ślubu
- Pracowałem w spółdzielni studenckiej. Skierowali mnie do Polskiej Akademii Nauk, przy pomniku Staszica – przewozili stamtąd bibliotekę do Dziekanowa, a Iwona odbywała w PAN studencką praktykę. I tak się poznaliśmy.
Studia skończył we wrześniu, odbył staż. 12 grudnia 1972 r. podjął pracę (akurat zwolniło się miejsce) w Nadleśnictwie Wyszków. Nadleśniczym był wówczas Pantaleon Choiński.
- To, bez dwóch zdań, mój guru leśny. Nauczył mnie leśnictwa. Bo człowiek, jak przychodzi po studiach, ma tornister naładowany wiedzą, ale brakuje mu doświadczenia. I każda rozmowa z człowiekiem, działalność z każdym rokiem powodują, że ten plecak robi się coraz cięższy. Takie połączenie wiedzy z doświadczeniem.
Inne osoby, które wspomina z sentymentem i od których dużo się nauczył, to m.in. Stanisław Wiśniewski, Kazimierz Solecki, Zbigniew Karłowicz, Władysław Wolny.
- Ktoś by powiedział – tyle lat w jednym miejscu, nie miał człowiek ambicji. Ale ja, pracując w jednym miejscu, zaliczyłem dwa nadleśnictwa – zaczynałem w Nadleśnictwie Leszczydół, który połączyli z Nadleśnictwem Długosiodło i Jegiel, i w 1973 r. powstało Nadleśnictwo Wyszków. Jak zaczynałem pracę, nasza dyrekcja była w Siedlcach, potem w Białymstoku, Olsztynie, a obecnie w Warszawie. Czyli, nie ruszając się z miejsca, powędrowałem po Polsce.
W nadleśnictwie był stażystą referentem techniczno-leśnym, adiunktem technicznym, przez pewien czas pełnił obowiązki leśniczego, był nadleśniczym terenowym, inżynierem nadzoru, zastępcą nadleśniczego, nadleśniczym.
- Może to trochę górnolotne, ale jestem dumny z dokonań. Odkąd tu pracuję, na różnym poziomie mojej pracy i zarządzania, zostało posadzonych ponad 100 milionów drzew. Posadziliśmy ponad 8 tys. ha nowych lasów, wycięto znacznie mniej. Te posadzone mają już prawie 50 lat i są pięknymi drzewostanami. To nasze nadleśnictwo jest dobrze postrzegane. To zasługa pracujących tu ludzi, ich profesjonalizmu, podejścia do pracy.
- To były piękne lata, minęły bardzo szybko –nadleśniczy pozwala sobie na chwilę refleksji. – Nie było u nas dziwnych historii, afer. Jesteśmy jedną z nielicznych firm, gdzie nie ma związków zawodowych. Panuje tu dobra atmosfera.
- Tego wszystkiego by nie było, gdyby nie moja rodzina, z której jestem dumny.
Żona Iwonka, córka Kasia – nauczycielka w wyszkowskim liceum, synowie Kuba i Piotrek, którzy są dziennikarzami, oraz ukochany wnuk Franio – wszyscy prócz wnuczka kończyli Uniwersytet Warszawski. Leśnictwo nie było pasją moich dzieci. Sukcesem jest, że odróżniają lasy iglaste od liściastego.
Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu Nowego Wyszkowiaka, już w sklepach i kioskach.