Giganci Internetu zarabiają krocie na reklamach powiązanych z ilością „kliknięć” na dany materiał w sieci, choć twórcom tych materiałów nie płacą nic, a co najważniejsze nie ponoszą żadnych kosztów ich wytworzenia. Bez względu na to, czy jest to kręcony przez wiele miesięcy film, czy wymagający tygodni pracy artykuł dziennikarski, czy fotografia, nad którą fotoreporter pracował długo. Za każdym razem koszty ponosi wydawca, a zarabia na nim internetowy gigant.
Wprowadzenie prawa pokrewnego, na wzór tego, z którego z powodzeniem od lat korzystają producenci muzyki, filmów, programów i gier komputerowych oraz nadawcy radiowo-telewizyjni – ma fundamentalne znaczenie dla istnienia niezależnej prasy.
Głosowanie w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym odbędzie się najprawdopodobniej we wtorek 26 marca.
Wynik tego głosowania nie jest jednak przesądzony, gdyż nasila się kampania przeciwników dyrektywy – kampania, za którą stoją globalne koncerny internetowe. Pod pozorem zgłaszania poprawek (do i tak już mocno kompromisowego tekstu) podejmowane są próby utrącenia dyrektywy w tej kończącej się kadencji PE.
Co więcej w sieci pod przykrywką pojawia się wiele dezinformacji. Sugeruje się np., że dyrektywa ograniczy wolność wypowiadania się w sieci. Jest to nieprawda. Tak naprawdę, dyrektywa ma jedynie zobowiązać gigantów internetowych, do dzielenia się wpływami z reklam, z faktycznymi wytwórcami treści, czyli z małymi wydawcami czy dziennikarzami.
Poniżej przedstawiamy infografikę. przygotowaną przez Stowarzyszenie Kreatywna Polska, w której staramy się wytłumaczyć, czemu służy i z czym się wiąże proponowana dyrektywa. Na pewno posłużą one obaleniu powszechnie krążących mitów na temat jej rzekomo szkodliwego charakteru.