Prezes obiecywał, że z tych pieniędzy się rozliczy

Wydarzenia

Prezes obiecywał, że z tych pieniędzy się rozliczy

19.11.2019
autor: Sylwia Bardyszewska
Były prezes MKS Bug Wyszków może spodziewać się kolejnych zawiadomień do prokuratury. Zapowiedział je obecny prezes Marek Zalewski, który 19 listopada stanął przed sądem jako świadek w toczącej się sprawie fałszerstw umów z trenerami. O tym, jak wyglądały rozliczenia opowiedzieli sami trenerzy.  
 
Przypomnijmy, że akt oskarżenia Prokuratura Rejonowa w Wyszkowie skierowała do sądu w marcu. Były prezes Bugu Wyszków Dariusz Andrzejewski i była pracownica klubu Ilona J. usłyszeli po siedem zarzutów. Chodzi o siedem umów o dzieło, na których sfałszowano podpisy pięciu trenerów. Pochodzą z dwóch okresów: od 1 lutego do 6 października 2017 r. i od 30 czerwca 2017 do 12 stycznia 2018 r. Zdaniem prokuratury, Dariusz Andrzejewski, będąc prezesem MKS Bug Wyszków, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz pozyskania dotacji doprowadził gminę Wyszków do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Umowy opiewają w sumie na 56.200 zł. W efekcie doszło do niezasadnego rozliczenia środków publicznych - dotacji na prowadzenie przez klub sekcji sportowej.
We wtorek sąd przesłuchał Mirosławę M., która prowadziła wówczas księgowość Bugu Wyszków. Z dokumentów, które otrzymywała z klubu wynikało, że trenerzy otrzymywali gotówkę. Nie znała jednak sytuacji faktycznej.
Pytana o sytuację finansową Bugu Wyszków przyznała, że „zawsze był problem z rozliczeniami, wiecznie wykazywane były zaległości w stosunku do kontrahentów, m.in. jej biura. Rachunek bankowy był zajmowany kilkakrotnie za nieterminowe płacenie podatków do urzędu skarbowego”.
Głównym źródłem utrzymania klubu były dotacje z urzędu miejskiego, składki wpłacane przez rodziców oraz, sporadycznie, kwoty za reklamę. W ostatnim roku prowadzenia przez nią księgowości składki rodzice wpłacali gotówkowo, na rachunek bankowy wpływały nieliczne.
Czy kiedykolwiek klub wykazywał zysk? - Trudno mi powiedzieć. Klub nie miał przynosić zysku, działał dla pożytku publicznego - odpowiedziała na pytanie. Przyznała, że z posiadanej dokumentacji nie wynika, by pieniądze z klubu zostały wyprowadzone.
Świadek pytana była również, czy z bieżącej dotacji klub spłacał zaległości z dotacji poprzedniej. - Skoro urząd skarbowy zajmował konto, to z bieżących subwencji pobierał środki na zaległości – zauważyła.
Przed sądem stanęli również trenerzy, których rachunki i umowy - zgodnie z ustaleniami prokuratury - zostały podrobione.
- Na tych rachunkach to nie są moje podpisy - potwierdził Stefan Liszewski. W tamtym okresie prowadził dwie grupy, w tym pierwszy zespół seniorów. Miał umowę z klubem na pół roku. - Klub jest specyficzną jednostką. Idąc na rękę, otrzymywaliśmy pieniądze za pół roku tak, jak spływały dotacje z gminy - zeznał. - Pan prezes wzywał nas, jak były pieniądze, otrzymywaliśmy je do ręki i podpisywaliśmy umowę. Czasami były trudne sytuacje, więc zgodziłem się na to. Pan prezes obiecywał, że z tych pieniędzy się rozliczy.
O sfałszowanych umowach dowiedział się, gdy otrzymał z klubu PIT. Klub miał już wówczas nowy zarząd. - Chciałem to wyjaśnić i pokazano mi rachunki, na których są nie moje podpisy - relacjonował przed sądem.
Z nowym zarządem klubu podpisał ugodę. Zaległości (15 tys. zł) spłacane są ratach.
Stefan Liszewski zrezygnował z prowadzenia pierwszej drużyny: - Pan prezes miał inną wizję, a ja inną wizję. Były poważne braki finansowe. Utrzymałem zespół w IV lidze i to był mój cel. Uważałem, że niech się młodsi koledzy męczą.
Odpowiadając na pytania Dariusza Andrzejewskiego, były trener przyznał, że pierwsza drużyna pobierała wynagrodzenie - stypendia, 8 – 10 tys. zł miesięcznie (łącznie na drużynę): - Zazwyczaj pan prezes przekazywał mi te pieniądze, a ja przekazywałem je zawodnikom.
- Czy zaprzeczy pan, że po zakończeniu sezonu był pan ze mną u burmistrza i rozmawialiśmy o kwocie 15 tys. zł?
- Tak było, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. To jak ma funkcjonować zespół, żeby mógł walczyć o awans?
Z uwagi na trudną sytuację klubu, na nietypowy sposób rozliczenia zgodził się również Arkadiusz Mielczarczyk, trener dzieci i młodzieży. - 4 lata za darmo pracowałem w klubie, bo była taka potrzeba - podkreślił.
W przypadku dwóch umów na 6 tys. zł stwierdził, że podpisy nie są jego. - Ja się często spotykałem z panem Andrzejewskim i prosiłem o pieniądze. Zawsze była jedna odpowiedź: że będą - zeznał przed sądem.
Teraz środki otrzymuje na bieżąco, a zadłużenie ma być stopniowo spłacone: - Jest ugoda z klubem. Ugodę mam na 39 tys. zł.
Wątpliwości obrony wzbudza rozliczenie ewentualnych składek płaconych przez rocznik 2002. Próbowano ustalić, czy jako najstarsza wówczas drużyna juniorska, zwolniona była z płacenia składek. Arkadiusz Mielczarczyk nie pamiętał, czy pobierał te składki, a jeśli tak, to od ilu zawodników.
- Nawet jeśli pobrał pan składki od iluś zawodników w 2017 r., to czy brał pan te pieniądze dla siebie? - dopytywała prokurator.
Jeśli trener pobrał składki, to pieniądze wraz z listą osób, które zapłaciły, składał w klubie. - Mogło tak być, że ta pani z klubu przekazała mi 200 czy 300 zł - przyznał.
Z ustaleń prokuratury wynika, że sfałszowana została także umowa Adama Krucińskiego, chociaż jemu klub nie jest nic winien. Okazało się wręcz, że w zeznaniu podatkowym za 2017 miał wpisaną niższą kwotę niż faktycznie zarobił. Potwierdził natomiast, że trenerzy, zgodnie z ustaleniem z prezesem, zbierali składki od zawodników: - Tworzyłem listę zawodników i wpłat, rozliczałem pieniądze w klubie i dostawałem wynagrodzenie.
Wątpliwości dotyczące rocznika 2002 wyjaśnił Marek Zalewski, dziś prezes klubu, wówczas trener roczników 2004 i 2010: Rocznik 2002 automatycznie stał się drużyna seniorską i został zwolniony z płacenia składek. Taka zasada przyjęta jest co do najstarszej drużyny.
Również z Markiem Zalewskim klub się nie rozliczył: - Przy okazji każdego spotkania z prezesem pytałem, kiedy mogę liczyć na zwrot pieniędzy.
W toczącej się przed sądem sprawie nie jest pokrzywdzony, ale… - Z perspektywy czasu, będąc już prezesem, dotarłem do dokumentacji, że jeden rachunek podpisany na mnie jest również sfałszowany - zeznał. - Kontrola ZUS w czerwcu i lipcu w klubie wykazała, że rachunki podpisane przez trenerów były sfałszowane, co będzie owocowało doniesieniem do prokuratury z ZUS-u. Przy okazji tej kontroli miałem okazję zerknąć w niektóre dokumenty.
Marek Zalewski również zapowiedział złożenie w prokuraturze zawiadomienia. Chodzi o 75 tys. zł, których brakuje w kasie klubu: - Z uwagi na złożoność tej sprawy, nie starczyło mi czasu, ale będę chciał złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa co do 75 tys. zł, których brakuje w kasie, plus ok. 25 tys. transzy dotacji, która wpłynęła w tamtym czasie na konto.
Marek Zalewski pytany był również o obecny sposób zarządzania Bugiem Wyszków. Wynagrodzenie prezesa wynosi 2 tys. zł netto, sekretarza - 2,5 tys. zł, wiceprezesa - 1 tys. zł. Składki rodzice wpłacają wyłącznie na konto. Składka wynosi 100 zł miesięcznie, w przypadku rodzeństwa i Karty Dużej Rodziny – 70 zł, w szczególnych przypadkach – 30 zł lub całkowite zwolnienie. Klub prowadzi 16 grup. Otrzymuje dotację z urzędu miasta. - Spłacamy zadłużenie dotacji z lat poprzednich. Łączna kwota miesięczna to ok. 3 tys. zł, ale nie umiem powiedzieć, ile jeszcze zostało - mówił obecny prezes.
Obrona złożyła wniosek o uzyskanie z klubu listy wpłacających składki w okresie objętym postępowaniem. - Obrona dąży do wykazania, że trenerzy pobierali składki, a oprócz tego żądali od klubu wynagrodzenia - oponowała prokuratura. Przypomniała, że Stefan Liszewski pracował z drużynami seniorskimi, które składek nie płaciły. Wątek Adama Krucińskiego nie dotyczy natomiast zaległości wobec niego, a umowy podrobionej celem uzyskania dotacji.
Nina Wiśniewska - kwiecień 2023
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość