Jak wygrać z uciążliwym sąsiadem?

Wydarzenia

Jak wygrać z uciążliwym sąsiadem?

27.10.2016
autor: Sylwia Bardyszewska
Nie lada kłopot mają mieszkańcy jednego z najstarszych wyszkowskich bloków. Co zrobić, gdy sąsiad gromadzi stare przedmioty i spleśniały chleb? Gdy mamy wiele uwag co do czystości? Gdy po bloku rozprzestrzenia się plaga karaluchów? Mieszkańcy piszą skargi, pukają do drzwi różnych instytucji, a te do drzwi uciążliwego sąsiada. – Ale efektów nie widać – skarży się nasza czytelniczka.
- Ten pan zbiera stare pieczywo, przetrzymuje u siebie duże ilości i karmi nim gołębie. Po dwa wiaderka wynosił. Spółdzielnia powiesiła ogłoszenie, że jest zakaz dokarmiania zwierząt, ale co z tego? Teraz do piwnicy znosi – w rozmowie z NW mówią zbulwersowani sąsiedzi. – Poza tym wybierał z pojemników stare ubrania. Przecież wiadomo, z czym to się wiąże. Jest taki smród, że nie idzie wytrzymać. Wynosi nocą śmierdzące wiadra, czy to nie są fekalia? Potrzeby fizjologiczne załatwia przecież pod blokiem.
Zdaniem mieszkańców, postępowanie współlokatora jest źródłem rozprzestrzeniającej się plagi karaluchów. – My obłędu już dostajemy. Budzę się w nocy po kilka razy, zapalam światło i szukam tych robaków – mówi jedna z sąsiadek. – Wydaliśmy już masę pieniędzy na dezynsekcję, wszelkie szpary są pozatykane, nawet wentylację zasłoniliśmy, ale przyszła spółdzielnia i kazała zdjąć osłonę. Zresztą robaki i tak się przedostają. 
Mieszkańcy interweniowali już w spółdzielni, pomocy społecznej, straży miejskiej, sanepidzie i policji. Sami wielokrotnie zwracali uwagę sąsiadowi, ale kończy się na awanturach. „Rzuca wulgaryzmami, atakuje pompką rowerową, a jedną z lokatorek pobił, co było zgłaszane na policję” – skarżą się w jednym w wielu pism.
Od kilku tygodni do drzwi uciążliwego sąsiada puka kontrola za kontrolą. Nie zawsze otwiera, ale urzędników zazwyczaj wpuszcza, rozmawia z nimi grzecznie. Ma ponad 80 lat, ale jest sprawny fizycznie, nie leczy się. Większość życia spędził na wsi, do Wyszkowa przeprowadził się kilka lat temu. Mieszkanie nie ma zaległości w opłatach, urządzone jest starymi meblami, ale trudno mówić o klasycznym zbieractwie.
Pisma od mieszkańców zaczęły spływać do spółdzielni mieszkaniowej w lutym, kolejne – że sytuacja nie ulega poprawie – w wakacje. Spółdzielnia o wsparcie zwróciła się do straży miejskiej i pomocy społecznej.
- Byliśmy kilkukrotnie u tego pana, raz w piwnicy rzeczywiście leżał worek z pieczywem – relacjonują pracownicy spółdzielni. I dodają, że mężczyzna, na którego skarżą się sąsiedzi, nie jest jedyną osobą na tym osiedlu dokarmiającą ptaki. – Rozmawialiśmy, obiecał, że nie będzie, ale dalej dokarmia – przyznają.
Gdy w mieszkaniu stwierdzono karaluchy, na drugi dzień na klatce schodowej pojawiła się informacja o planowanej przez spółdzielnię mieszkaniową dezynsekcji. Przy czym spółdzielnia płaci za dezynsekcję piwnic i klatki schodowej, mieszkańcy – za zabieg w swoich lokalach.
 
Roje karaluchów
Mieszkańcy są – delikatnie mówiąc – zawiedzeni odpowiedzią wyszkowskiego sanepidu. – Sanepid robactwa nie stwierdził, ale stwierdził, że to wina lokatorów, bo nie dopuściliśmy do dezynsekcji. Jak my robimy ją co miesiąc na własny koszt. Przecież pan, który robił dezynsekcję u tego sąsiada, wyszedł i powiedział, że tam są roje. A inspektor sanitarny tego nie widział? – dziwi się jedna z mieszkanek.
Nie widział, bo kontrola miała miejsce krótko po dezynsekcji, przeprowadzonej w bloku przez spółdzielnię mieszkaniową 10 września. Zgłoszenie do sanepidu wpłynęło 21 września, pracownik stacji sanitarno-epidemiologicznej, wraz z pracownikiem spółdzielni, odwiedził mieszkanie 26 września. Przyznaje, że rzeczywiście panował zaduch, pomieszczenie nie było wietrzone. – Nie potwierdziły się zarzuty mieszkańców co do gromadzenia spleśniałego chleba. W łazience stwierdzono sprawne urządzenia sanitarne i możliwość korzystania z bieżącej wody – mówi państwowy powiatowy inspektor sanitarny Beata Kiliańczyk-Szawłowska. – Nie mamy kompetencji, żeby przeszukiwać mieszkanie prywatne, a dezynsekcja przynosi rezultaty wtedy, gdy przeprowadzana jest w tym samym czasie w całym bloku. Po przeprowadzonym zabiegu mieszkania powinny zostać dokładnie wysprzątane.
Pracownicy SM „Przyszłość” potwierdzają, że dezynsekcja nie została wykonana w całym bloku. Oprócz uciążliwego sąsiada, drzwi wynajętej przez spółdzielnię firmie otworzyli lokatorzy tylko dwóch mieszkań. Przeprowadzono ją też tylko w 8 piwnicach (na 20). – Była sobota, dezynsekcja w piwnicy trwa tylko 10 minut, a koszt ponosi spółdzielnia – dziwią się jej pracownicy. – Nie możemy przekonać mieszkańców, żeby otworzyli wszystkie mieszkania. Firma daje gwarancję, jeśli spryska cały blok. 
Osoba wykonująca dezynsekcję na zlecenie spółdzielni potwierdziła natomiast słowa mieszkańców o „rojach karaluchów” w mieszkaniu uciążliwego sąsiada. Koszt zabiegu w mieszkaniu to średnio 50 zł, w tym przypadku firma naliczyła podwójną stawkę ze względu na ilość zużytego preparatu. Mężczyzna nie zapłacił, ale spółdzielnia ściągnie należność. – Tylko czy ma płacić za każdym razem, jak kolejne trzy osoby w bloku zdecydują się na dezynsekcję? – pytają pracownicy spółdzielni.
Dyrektor sanepidu rozumie trudną sytuację mieszkańców, ale twierdzi, że na chwilę obecną nie może podjąć żadnych innych kroków. – Nie mogę na tego pana nałożyć żadnej decyzji, bo nie ma takiej podstawy prawnej – mówi Beata Kiliańczyk-Szawłowska. 
Wyszkowski sanepid nie wydał dotąd decyzji o zagrożeniu epidemiologicznym w prywatnym mieszkaniu. – Możemy tylko wydać pouczenie i poinformować zarządcę budynku. W tym konkretnym przypadku zarządca budynku postąpił właściwie – dodaje pani inspektor.
 
Rozumiemy sąsiadów, ale…
Duże nadzieje mieszkańcy pokładają w Ośrodku Pomocy Społecznej. Kłopotliwego sąsiada pracownicy odwiedzili kilkakrotnie, choć on żadnej pomocy nie oczekuje. – Proponowaliśmy różne formy, ale ten pan nie wyraził zgody – relacjonuje dyrektor OPS Agnieszka Mróz.
Raz rzeczywiście pracownik socjalny widział karaluchy… martwe – było akurat po dezynsekcji. – Prosimy, informujemy pisemnie, że należy stosować się do regulaminów i zasad wspólnego życia w bloku – mówi dyr. Agnieszka Mróz. – Ale oszczędność u starszych osób bywa istotnym problemem.
Pracownicy dość dokładnie poznali sytuację życiową mężczyzny i zapowiadają, że ze względu na jego podeszły wiek będą ją monitorować. Liczą na współpracę z jego dziećmi. A dotarcie do nich nie było łatwe, ponieważ nie podał do nich kontaktów. 
– Rozumiemy sąsiadów, bo przecież też mieszkamy w blokach, ale nie możemy robić czegoś wbrew temu panu, na siłę, niezgodnie z przepisami – dodaje Agnieszka Mróz. – Z nami rozmawia bardzo grzecznie. Myślę, że łatwiej jest się porozumieć, jeśli obie strony mają pozytywne podejście. 
Mieszkanie odwiedziła też straż miejska. Klasycznego zbieractwa, jakie czasami pokazują programy telewizyjne, nie stwierdzono. – Tam nie ma żadnego składowiska śmieci – relacjonuje komendant Mirosław Wysocki. Uciążliwy sąsiad nigdy nie został też złapany na gorącym uczynku… załatwiania potrzeb fizjologicznych w miejscu publicznym. – Musimy działać w oparciu o przepisy – dodaje komendant. – Strażnik musi być świadkiem wykroczenia. Można wystąpić do sądu, ale ktoś musi złożyć zeznania. 
Póki co OPS i spółdzielnia zapowiadają częstsze kontrole. – Jak jesteśmy wpuszczani do mieszkania, to lokal jest ogarnięty. To daje dobry efekt – mówią pracownicy „Przyszłości”.
– Jeśli ktoś się do nas zwróci z prośbą o interwencję, nie odmówimy – zapewnia również dyrektor sanepidu.
- Bo jaki mamy regres? – pyta prezes SM „Przyszłość” Mirosław Marszał. – Nie mamy bloczków z mandatami. Są odpowiednie służby.
Mieszkańcy sugerują również sprawdzenie zużycia wody w lokalu sąsiada. – Możemy to zrobić, ale to nic nie da. To każdego indywidualna sprawa – zauważa prezes Marszał.
Spółdzielnia nigdy nie starała się o eksmitowanie uciążliwego lokatora, choć w tak dużym skupisku sytuacje bywają różne. Najpierw uciążliwość trzeba udowodnić przed sądem, a do tego potrzebne są zeznania świadków.
Wybory 2024 - Janina Orzełowska
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość