INTERWENCJA: Myślał, że pies nie żyje. Pomylił się…

Wydarzenia

INTERWENCJA: Myślał, że pies nie żyje. Pomylił się…

03.11.2016
autor: Sylwia Bardyszewska
Do nietypowego i niestety nieprzyjemnego zdarzenia doszło na trasie ekspresowej do Warszawy, na terenie gminy Zabrodzie. Przez kilka godzin między pędzącymi samochodami leżał ranny pies. I nie chodzi o to, że nikt się nim nie zainteresował, że nawaliły procedury. Błąd popełnił człowiek odpowiedzialny za pomoc zwierzęciu w takiej sytuacji. Uznał, że… pies nie żyje. Rannego zwierzaka zabrała w końcu wolontariuszka organizacji „Ratujemy Kundelki”. Zwierzę, niestety, nie miało szans na przeżycie, po kilku dniach zostało uśpione.
Pies uległ wypadkowi w czwartek 27 października. – O 16.47 dostałam telefon od kobiety, która szukała ratunku dla potrąconego psa, leżącego pomiędzy pasami na ekspresówce – relacjonuje nasza czytelniczka. – Pies żył, był przytomny, ale nie mógł się ruszyć. Niewiele myśląc, wsiadłam w samochód i dojechałam na miejsce ok. 17.30. 
Panie skarżą się na brak reakcji ze strony odpowiedzialnych służb, przede wszystkim gminy, choć policja przyznała, że o sprawie wie od 13.30. – Do tej pory nie pojawił się nikt, kto mógłby udzielić cierpiącemu psu pomocy. Pomijam fakt, że takie zwierzę zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego – dodaje wolontariuszka.
O pomoc zwróciła się do policji, tym razem o zatrzymanie na chwilę ruchu, by mogła zabrać z ekspresówki rannego zwierzaka. – Przyjechało dwóch sympatycznych policjantów, chcieli pomóc, ale ruchu zatrzymać nie mogli, bo policjant dyżurny stwierdził, że nie jest to okoliczność wyższego zagrożenia, wyższej potrzeby, jak to określił. Czekaliśmy zatem na jakąś „lukę w ruchu” – relacjonuje. – Dostałam odblaskową kamizelkę i przeszliśmy. Psa wzięłam na ręce i odjechałam z nim do całodobowej lecznicy. 
Pies miał liczne złamania, przeszedł operację. – Gdyby nie ja, najpewniej leżałby tam do tej pory, pewnie już martwy z powodu obrażeń, wyziębienia, odwodnienia – czytelniczka napisała do nas w piątek.
 
Nie bronię, ale…
Pewnie tak, choć – jak na ironię – wcale nie dlatego, że służby się nim nie zainteresowały. 27 października dokładnie o godz. 13.11 Urząd Gminy Zabrodzie otrzymał z policji informację o potrąconym na drodze ekspresowej psie. Gmina ma podpisaną umowę z wyszkowską firmą, która w takich sytuacjach zajmuje się zwierzętami. Wykonawca na miejscu pojawił się o godz. 14.10 i stwierdził, że… pies nie żyje. Zgodnie z procedurami, usunięcie z drogi padłego zwierzęcia leży w gestii zarządcy drogi, w tym przypadku Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która została powiadomiona ok. godz. 14.30.
W piątek rano urzędnik gminny zadzwonił do GDDKiA z pytaniem, czy zwierzę zostało usunięte z drogi. W odpowiedzi usłyszał, że służby zarządcy drogi ekspresowej psa nie znalazły. Nie znalazły, bo przebywał już wówczas w lecznicy…
Sekretarz Zdzisław Bocian podkreśla, że gmina nigdy wcześniej nie miała uwag do firmy, która zajmuje bezdomnymi zwierzętami. – Nie bronię tego pana, ale zawsze bardzo sprawnie reaguje na każdy sygnał z naszej strony, stara się, przyjeżdża na każdy sygnał, jakiego by to zwierzęcia nie dotyczyło – mówi sekretarz. – Na pewno wziąłby tego psa, być może akurat w tym momencie zwierzę było nieprzytomne. W tym akurat przypadku wykonawca ewidentnie się pomylił, nad czym ubolewamy i zostanie upomniany. 
By w przyszłości takie sytuacje nie powtarzały się, wykonawca za każdym razem będzie jeździł na miejsce wypadku z lekarzem weterynarii. Ma nawet podpisaną umowę z lecznicą w Mostówce. Zgodnie z przepisami, do rannego zwierzęcia na miejsce wypadku i tak musi wezwać weterynarza, by ten znieczulił i udzielił zwierzakowi pierwszej pomocy. Dopiero później może przewieźć go do lecznicy.
Niestety, stan rannego zwierzaka, bohatera tej smutnej historii, okazał się tak ciężki, że kilka dni później podjęto decyzję o uśpieniu go.
fot. Czytelniczka
Nina Wiśniewska - kwiecień 2023
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość