Dzisiaj każdy widziałby się na stanowisku kierowniczym w spółdzielni

Wydarzenia

Dzisiaj każdy widziałby się na stanowisku kierowniczym w spółdzielni

01.08.2017
autor: Rozmawiała: Sylwia Bardyszewska
W tym roku mija 25 lat, odkąd prezesem największej wyszkowskiej spółdzielni mieszkaniowej – „Przyszłość” - został Mirosław Marszał. W rozmowie z Nowym Wyszkowiakiem wspomina początkowe trudności, mówi o tym, co irytuje jego i mieszkańców, ale też o tym, z czego jest zadowolony.
 
Zebrania w spółdzielni nie cieszą się dużą frekwencją, ale do łatwych nie należą, bo przychodzą ludzie niezadowoleni, żeby zgłosić problem. Jakie problemy zgłaszali kiedyś, a jakie zgłaszają teraz?
     - Generalnie ludzie zgłaszają coraz mniej problemów. Prowadzimy taką politykę, że jeśli jest to możliwe, to trzeba wykonać działanie lub interwencję bez zbędnej zwłoki. Na przykład po ostatnim walnym zebraniu osiedla Prosta w ciągu dwóch dni zdemontowaliśmy brudzone przez gołębie zabawki na wnioskowanym terenie. Częściowo problem został rozwiązany „od ręki”.
Zresztą coraz mniej jest rzeczy do zgłoszenia, bo wykonujemy je na bieżąco. Na uwagę zasługuje fakt, że mieszkańcy, ku mojemu zdziwieniu, coraz rzadziej zgłaszają usterki lub awarie w należytym terminie. Podam przykład: ostatnio podczas odbioru na parkingu przy ul. Pułtuskiej patrzymy, a tam wyrwa, po prostu zapadła się kostka. Niestety nie mieliśmy o tym informacji w spółdzielni. Niezwłocznie następnego dnia dokonaliśmy naprawy. A ludzie czekają, że może interwencję zgłosi za nich przykładowo sąsiad Kowalski.
Jak rozpocząłem pracę w Wyszkowie po jednej ulewie mieszkańcy zgłosili 350 przecieków (obecnie zgłaszają kilka), a konto spółdzielni było zablokowane przez komornika sądowego, faktury WPEC w Ostrołęce nie były płacone przez 10 miesięcy, wodociągów w Wyszkowie – przez rok. Nie mieliśmy pieniędzy na nic. Taką sytuację zastałem.
Jak długo trwało wyprowadzanie finansów na zero?
     - Około 3 lat. Choć byłem młodym człowiekiem, była to moja już czwarta praca po studiach. Zastałem tu w Wyszkowie kilka osób, które mnie wspierały i starały się pomóc dla wspólnego dobra, czyli spółdzielni. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, ale np. zawsze będę wdzięczny Andrzejowi Piątkowi, który był naczelnikiem wydziału gospodarki komunalnej. Były też osoby w Ostrołęce, które z nami współpracowały i dzięki którym otrzymywaliśmy dofinansowanie z urzędu wojewódzkiego.
Początek mojej styczności ze spółdzielnią „Przyszłość” to wierzyciele oraz nierozliczone inwestycje. Taką sytuację zastałem po przyjeździe do Wyszkowa. Na domiar złego spółdzielnia była po fali strajków silnych związków zawodowych. Nie było w jednostce zarządu zawodowego, tylko społeczny, nikt nie chciał objąć funkcji prezesa.
Byłem w zarządzie spółdzielni mieszkaniowej w Tłuszczu, gdzie mieszkałem i jej prezes zasugerował mi wystartowanie w wyszkowskim konkursie. Miałem kontrkandydata. Pamiętam, że powiedział mi w kuluarach: „Aby się tylko zahaczyć, rok dobrą kasę pobrać, a potem jakoś to będzie.”
Nie zniechęciła pana zła sytuacja spółdzielni?
     - Zawsze stałem twardo na nogach i wierzyłem w siebie. Ale to nie był łatwy czas. Przez pierwsze lata pracowałem we wszystkie soboty i niedziele. Trzeba było przejrzeć dokumenty, poukładać sobie pewne sprawy, przygotować się do rozpraw w sądzie, rozmów z kontrahentami. Myślę, że udało się nam wykonać w ciągu tych lat dobrą pracę. Dzisiaj pewnie każdy chętnie widziałby się na stanowisku kierowniczym w spółdzielni, a ja przekornie na początku nie mogłem znaleźć zastępcy prezesa.
Zastałem silne związki zawodowe. Po ok. 2 tygodniach pracy przyszło do mnie trzech przedstawicieli ww. organu i zakomunikowali, że źle się dzieje w spółdzielni, więc szykuje się protest zbiorowy. Ja mówię: po to przyszedłem, żeby sytuację unormować. A oni, że za wolno. To pytam, co pan dzisiaj od rana zrobił? A on, że tu był, tam był, z tym, z tamtym rozmawiał. Powiedziałem, że jak się państwo pracą wykażą, to możemy rozmawiać, ale najwcześniej za pół roku. I już nie przyszli.
Początek odbudowy „Przyszłości” nie był usłany różami… Każdy brał mnie na przeczekanie, patrzył, co się będzie działo. „Przyszedł człowiek z zewnątrz” – mówiono. - „Jak sobie poradzi, to się z nim ułożymy”. Takie były czasy…
Można się domyślać, jakie oczekiwania stały przed prezesem 25 lat temu, chociażby ze względu na sytuację, w jakiej znajdowała się spółdzielnia. Jakie są teraz?
     - Mamy swoje zadania i to są właśnie oczekiwania mieszkańców. Naszym priorytetem jest to, żeby żyło się jak najwygodniej, bezstresowo, bezkonfliktowo. W tym momencie wrócę do frekwencji na walnych zgromadzeniach. Pytam kiedyś znajomego: dlaczego nie przychodzisz na walne? Powiedział, że jest zadowolony i nie będzie przychodził. I taki jest sposób rozumowania: chodzę wtedy, jak jestem z czegoś niezadowolony. Ale może trzeba coś zasugerować lub wytknąć, nie uważam się za człowieka nieomylnego. Znam swoje wady. Czasami może siedząc za stołem prezydialnym nie przyznam do końca racji, ale cechą człowieka myślącego jest to, że później usiądzie i uwagi przeanalizuje. Mało jest takiej władzy, która publicznie przyznaje rację na krytykę.
Tuż po ostatnim walnym zebraniu członków burmistrz, po przeczytaniu prasy, zadzwonił do mnie, żeby omówić poruszane i aktualne sprawy. Rozmawialiśmy m.in. na temat osiedla Prosta. Odnośnie komfortu zamieszkiwania - powiedziałem, że nie bardzo rozumiem, dlaczego tych drzew nie można mocniej przyciąć? Jeśli mieszkańcy proszą, to co jest ważniejsze: człowiek czy drzewo?
Inny przykład: dlaczego nie radzimy sobie z gołębiami? Na placu św. Marka w Wenecji można było kupić rozdrobnioną kukurydzę, ziarno i dokarmiać tysiące gołębi. Zaczęli narzekać turyści, niszczone były zabytki. Aż w końcu Włosi powiedzieli dość i zakazali dokarmiania ptactwa. Jeżeli Włosi mogli tego zakazać w pewnych miejscach, to nasza gmina nie może? Poczekamy, zobaczymy.
W 1992 r. w Wyszkowie trwał jeszcze bum mieszkaniowy…
     - Do końca marca 1992 r. obowiązywały jeszcze kredyty mieszkaniowe wg starych zasad, częściowo umarzalne. I skończył się czas, kiedy były listy, przydziały, że mieszkania się otrzymywało. A potem lokale trzeba było już kupić. Rozliczaliśmy i zasiedlaliśmy bloki zbudowane. Jak wspomniałem wcześniej, z rozliczeniem tych inwestycji były ogromne problemy.
Odkąd pracuję w Wyszkowie, oddaliśmy trzynaście obiektów budowlanych i niezliczoną ilość mniejszych inwestycji. Nie jestem entuzjastą oficjalnych inauguracji, otwarć i całego związanego z tym promocyjnego ceremoniału. Czasy świetności takich akcji już dawno powinny przeminąć. Jestem zwolennikiem szarej, codziennej pracy.
W ostatnich latach w Wyszkowie budownictwo mieszkaniowe znowu kwitnie, powstało wiele budynków wielorodzinnych, ale w większości deweloperskich. Czy budownictwo deweloperskie może wyprzeć spółdzielcze?
     - Już wyparło. W skali kraju tylko 2% to budownictwo spółdzielcze. Polityka państwa nie sprzyja budownictwu spółdzielczemu. Deweloperom łatwiej jest inwestować czy kupić grunt. Na dziś spółdzielnia posiada dwie działki na osiedlu Kościuszki. Gdybyśmy chcieli więcej lub dalej inwestować musielibyśmy mieć zgodę walnego zgromadzenia na uruchomienie kredytowania. Jednakże zaciąganie kredytu na zakup gruntu jest obarczone ryzykiem i mogłoby być znacznym obciążeniem.
Co Pana irytuje?
     - Proste niewymagające wysiłku, nieracjonalne ludzkie zachowania. Podam przykłady.
1) Parkowanie samochodów nie w liniach rozgraniczenia. Na zwracaną uwagę większość reaguje, odpowiadając, że zaparkowali tylko na chwilę. Czy tak samo parkowali podczas egzaminu na prawo jazdy?
2) Nieskładanie, niezgniatanie opakowań czyli butelek, puszek, pudełek i wrzucanie do pojemników na odpady komunalne. To są tak proste czynności. A potem narzekamy, że pojemniki są przepełnione. Przecież nie można w nieskończoność dostawiać pojemników.
3) Otwieranie na oścież drzwi wejściowych do klatek schodowych w lato i zimę. Popularnie mówi się, że blok został docieplony. Właściwe sformułowanie to izolowany. Zamykając drzwi w lato w dzień nie wpuszczamy ciepła, zamykając drzwi w zimę nie wpuszczamy zimna i oszczędzamy. Czy ktoś widział drzwi do domu jednorodzinnego w zimę otwarte i podparte nóżką blokującą?
Cały wywiad w najnowszym wydaniu Nowego Wyszkowiaka, już w sklepach i kioskach.
Wybory 2024 - Janina Orzełowska
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość