FELIETON: Historia magistra vitae est

Od czytelników

FELIETON: Historia magistra vitae est

12.07.2017
autor: Jarosław Kalinowski
11 lipca obchodzimy Dzień Pamięci o Polakach – ofiarach ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II RP. Za sprawą głośnego filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego w ubiegłym roku temat tzw. rzezi wołyńskiej poruszany był w debacie publicznej bardzo często. Miejmy nadzieję, że przyczynił się do podniesienia świadomości historycznej Polaków na temat tych tragicznych wydarzeń.
Wspominając krwawą niedzielę z 11 lipca 1943 roku, kiedy to około setki polskich wsi jednocześnie zostało zaatakowanych przez zbrojne oddziały ukraińskich nacjonalistów wspieranych przez ukraińskich chłopów, warto zastanowić się i uświadomić sobie, jak dziś może skończyć się rozbudzanie lęków i sączenie nienawiści w ludzkie umysły.
Tym bardziej, że nacjonalizm nie jest historyczną ideologią, która odeszła w niebyt, gdzie jej miejsce. Ponad 100 tysięcy Polaków zamieszkujących Wołyń i Małopolskę Wschodnią zostało bestialsko zamordowanych, bo kilku opętanych chorą ideologią ludzi uznało, że w ich wyobrażonym przyszłym państwie ukraińskim nie ma miejsca dla żadnych mniejszości, zwłaszcza dla Polaków. Hasło „rezać Lachów” było chwytliwe i nośne i jako zaplanowana przez kierownictwo OUN-UPA operacja zostało świadomie i celowo wprowadzone w czyn. 
Pisałem już na łamach „Nowego Wyszkowiaka” o tym, że dziś na Ukrainie stawia się pomniki zbrodniarzom i nazywa ulice ich imieniem. W latach 40. zaślepienie ideologią popchnęło ukraińskich nacjonalistów do zbrodni; dziś, zaślepieni tą samą ideologią, negują fakt ludobójstwa dokonanego na Polakach. Czystki etniczne dokonane przez „bohaterów”, którzy w oczach ukraińskich patriotów walczyli o wolną Ukrainę, są pomijane milczeniem, bagatelizowane, albo, ewentualnie, przedstawiane jako element polsko-ukraińskiej wojny, w której tak samo pokrzywdzeni jak Polacy mieli być Ukraińcy. 
„Czasy były takie, że z ludzi wszystko, co najgorsze, wychodziło” – komentował rzeź wołyńską jeden z rozmówców i zarazem bohaterów książki Witolda Szabłowskiego „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi w Wołynia”. Zwłaszcza dziś, gdy obchodzimy rocznicę krwawej niedzieli na Wołyniu polecam serdecznie lekturę tego reportażu, ukazującego zgoła innych Ukraińców – ludzi, którzy wbrew nacjonalistom z OUN UPA, narażając własne życie, ratowali polskich sąsiadów. Bo, jak czytamy, „nie ma znaczenia, czy ktoś jest Czechem, Żydem, Ukraińcem albo Niemcem. Są ludzie. I to człowiek może ukraść albo oszukać. Albo zabić”.
Dzisiaj czasy mamy inne, na pewno i zdecydowanie lepsze, a i tak wyczuwa się tąpnięcie w społeczeństwach Europy. Nacjonalizm ma się coraz lepiej nie tylko w zachodniej Ukrainie. Niedawno na ulicach Warszawy powiewały flagi celebrującego rocznicę powstania ONR-u /Obozu Narodowo - Radykalnego/, wcześniej podobny pokaz siły miał miejsce w Białymstoku, gdzie idea „bezkompromisowego narodowo-katolickiego radykalizmu” wydaje się wyjątkowo żywotna. O narodowcach z Podlasia głośno było nie tylko za sprawą mszy w białostockiej katedrze, która m.in. stała się trampoliną do ogólnopolskiej kariery medialnej Jacka Międlara. Ze względu na rocznicowe uroczystości nacjonalistów w celu „uniknięcia nieprzyjemnych incydentów” zagranicznym studentom władze Białegostoku zalecały wtedy pozostanie w budynkach akademika. Młodych polskich narodowych radykałów mają się bać jednak nie tylko zagraniczni studenci. Prawosławni mieszkańcy Hajnówki także mieli niedawno wątpliwą przyjemność przekonać się, kim są ci „patrioci” rekrutujący się głównie spośród młodych, butnych, skrajnie radykalnych mężczyzn. Ci właśnie najprawdziwsi Polacy-Katolicy wyposażeni w sztandary z falangą mieli paradować przed prawosławnymi mieszkańcami Hajnówki i zastraszać wiernych zgromadzonych na niedzielnym nabożeństwie w świątyni.
Słychać głosy oburzenia, gdy szuka się analogii na przykład pomiędzy marszami ONR-u a pierwszymi demonstracjami ulicznymi NSDAP; propagandą Goebbelsa w III Rzeszy a tym, co robią dziś prawicowe media; gdy porównuje się opętanych narodową ideologią morderców sprzed ponad 70 lat do dzisiejszych nacjonalistów - ukraińskich, polskich czy niemieckich. Jedni przeciwnicy takich porównań mówią, że są skrajnym nadużyciem, inni, że prowadzą do banalizacji zła, że są krzywdzące dla ofiar zbrodniczych ideologii. Ale przecież przywołuje się je głównie z obawy przed tym, że historia może się powtórzyć. Zwraca się tym samym uwagę nie na skutki, a przede wszystkim na podobieństwo genezy, na mechanizmy, które prowadziły do wielkiego zła.
Jeśli historia ma być nauczycielką życia, to należy z niej wyciągać wnioski, a tragedie takie jak rzeź wołyńska traktować jako ostrzeżenie – w tym przypadku przed nacjonalizmem.
Wybory 2024 - Iwona Wyszyńska
Komentuj, logując się przez Facebooka, Google+, Twittera, Disqus LUB pisz jako gość